czwartek, 24 maja 2018

Budowa S5 - jak pech to pech.

Najpierw  bydgoski odcinek S5 miał być wybudowany do czerwca 2012 roku, co zresztą zaręczał swoją ręką, powszechnie znany bydgoski poseł.  S5 nie ma do dzisiaj, ale poseł ma dwie ręce.

Wreszcie rozpoczęto budowę.  Po pokonaniu wszystkich przeciwności, z których spora część to celowa działalność torunian, a szczególnie zadeklarowanego wroga bydgoszczan, czyli postawa i realna działalność byłego wiceprzewodniczącego sejmowej komisji infrastruktury, nijakiego Mężydły.   A także zapisy koncesyjne zawarte w umowach na budowę A1.  Niestety wszystko wskazuje na to, że ustalony termin wykonania (2019 rok) odcinka pomiędzy Nowymi Marzami, a granicą województwa kuj.-pom. nie zostanie dotrzymany.

Poniżej jeden z powodów tego raczej nieuniknionego przesunięcia terminu zakończenia robót:

Wyburzanie fundamentów głównej podpory wiaduktu nad magistralą węglową.  Podpora wschodnia w Żołędowie.  Przynajmniej półroczna praca poszła na marne.  Dlaczego?  Tego tak naprawdę to nie wiem.  Podobno ktoś w PKP zmienił zdanie co do konstrukcji wiaduktu, ale jeżeli to zrobił to powinien ponieść konsekwencje i to PKP powinno zapłacić za wyburzenia i nowa fundamenty.  A jak wiemy tak nie jest.  Ale może też był to błąd geodety lub wykonawcy.   Po wyburzeniu mamy do wykonania ponownie te fundamenty.  Czyli razem około rok w plecy.

Po drugiej stronie torów linii Bydgoszcz - Gdynia widzimy już częściowo wykonane filary wiaduktu.

Szczegóły wyburzeń

jak wyżej

jak wyżej

Budowa podpory wiaduktu w ciągu ulicy Leszczynowej w Żołędowie

Budowa podpór wiaduktu w ciągu ulicy Bydgoskiej w Żołędowie

Dla uspokojenia - paw w parku Nadleśnictwa Żołędowo.

wtorek, 22 maja 2018

Bydgoski wstyd - 8


Jest taka piękna dzielnica w Bydgoszczy, a nazywa się Sielanka.  Na jej obrzeżu w narożniku ulic Staszica i Markwarta znajduje się Skwer Leszka Białego, a na nim znajduje się pomnik 1000- Lecia Państwa Polskiego i kilka pamiątkowych tablic.   Niestety czas się tutaj zatrzymał w końcu lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.  (patrz poniższe zdjęcia).

To co tam obecnie oglądamy to wielki wstyd dla bydgoszczan i dla tej pięknej dzielnicy.

Pisałem już o tym sześć i pół roku temu (patrz poniższy link)

http://dziwnabydgoszcz.blogspot.com/2011/12/bydgoskie-dziwado.html

Pisała o tym prasa lokalna (m.in. lokalna GW).  Mówią o tym bydgoszczanie, dziwią się przyjezdni.  Niestety od z górą pięćdziesięciu lat ten urokliwy zakątek (pomnik, jego otoczenie i tablice pamiątkowe) popadają w coraz większą ruinę i zapomnienie.  I nawet posadzenie kwiatków, czy postawienie kilku ławek nie zmienia tego co widzimy przechodząc przez ten skwer, a tym bardziej korzystając z niego w celach rekreacyjnych.

Najwyższa pora to zmienić.

Może jeszcze przed wyborami?



Jedna z kilku tablic pamiątkowych.





Poprzedni post z tego cyklu.

sobota, 19 maja 2018

Zlot Harleyowców z całej Europy w bydgoskim Myślęcinku.

Od minionej środy (16.05.18.) do niedzieli (20.05.18.) odbywa się w bydgoskim Myślęcinku zlot Harleyowców z całej Europy.


Impreza odbywa się pod nazwą Super Rally 2018.


Już od minionego poniedziałku zaczęto odgradzać ponad 60 procent powierzchni tego największego parku miejskiego w Polsce.  Postawiono wiele kilometrów płotów, uniemożliwiając bydgoszczanom i przyjezdnym przez ponad tydzień (bo dopiero w przyszły wtorek zniknąć mają owe ogrodzenia) normalne korzystanie z tego pięknego parku.

Impreza jest prywatna, a miasto Bydgoszcz udostępniło te 60% parku za darmo i jeszcze dołożyło kilkaset tysięcy złotych w celach niby promocyjnych.  

Czy takie cele zostaną osiągnięte to osobiście śmiem wątpić.  

A jakie będą zniszczenia w parku?  Tego nikt nie wie.

A za czyje pieniądze dokonana zostanie rekultywacja i naprawy?

Nie sądzę, aby taka impreza z udziałem wielu tysięcy ciężkich motocykli i jeszcze większej ilości osób powinna się odbywać w tym pięknym i popularnym parku.

Całe otoczenie tej na pewno oryginalnej imprezy jest szczelnie ogrodzone i dokładnie pilnowane przez policję i ochraniarzy.

Moim zdaniem zarządcy parku popełnili wielki błąd organizując w nim tak wielką prywatną imprezę trwającą około tygodnia, blokującą park i przynoszącą szkody i zniszczenia, które na skutek postawienia tysięcy namiotów na parę dni i wjechania na trawniki tysięcy motocykli niewątpliwie muszą zaistnieć.  

Poniżej kilkanaście zdjęć tej imprezy i przygotowań do niej, wykonanych w różnych miejscach.

Szczelnie zasłonięte ogrodzenie przy głównej promenadzie parku, przy Różopolu

Ogrodzenie od strony myślęcińskich pagórków


Zjeżdżają się uczestnicy zlotu.

Wjeżdżają na teren imprezy







Zdjęcia imprezy wykonane z myślęcińskich górek.








wtorek, 15 maja 2018

Różne wspomnienia -1

Różne cykle rozpoczynałem na moim blogu, ale zawsze były to wątki tematyczne i te nadal będę kontynuował, ale dzisiaj rozpoczynam wątek dotyczący różnych wspomnień, często nie mających ze sobą nic wspólnego oprócz tego, że były częścią życia autora bloga.

Leśny Dwór na zboczu Smreka.  Właścicielka pensjonatu z córką autora bloga.  Lipiec 1995

Od lewej autor bloga z żoną, po prawej Państwo Ostrowscy, właściciele pensjonatu Leśny Dwór we Wetlinie.   Sierpień 1993.  A ci właściciele to bardzo ciekawe osoby.  Dość dodać, że poznali się w zespole Mazowsze, a my byliśmy jednymi z ich pierwszych gości po uruchomieniu pensjonatu.  Zaś atmosfera, klimat, jedzenie domowe, warunki socjalne, wszystko wprost rewelacyjne. Wiele lat tam wracaliśmy, ale już od ponad dwudziestu lat tam nie byliśmy.  Może jeszcze kiedyś uda się pojechać w to wspaniałe miejsce i do tych wspaniałych ludzi.

niedziela, 13 maja 2018

Znani i nieznani bydgoszczanie - 96

W czeluściach internetu znalazłem zdjęcie, które wykonałem dawno temu i, które kiedyś zdigitalizowałem, a potem umieściłem w plikach, o których dawno zapomniałem.  Na szczęście niedawno je odnalazłem.

Na tym zdjęciu jest naprawdę kwiat bydgoskich decydentów z minionych niedawno czasów, a częściowo i z czasów obecnych.

Ciekawe czy ktoś ich rozpozna?  Ja znałem wszystkich osobiście, ale nie chodzi mi o podpisywanie tego zdjęcia, lecz o to czy obecnie ktoś rozpoznaje osoby będące na tym zdjęciu.  Wtedy gdy wykonałem to zdjęcie to kilku z uwidocznionych na tym zdjęciu było bydgoskimi tuzami  Czy może tak pozostało?

Wtedy Pawełek z "pszapciółką" i swoim tatą, nie miał tak nędznej pozycji wobec zaborczych i megalomańskich torunian, jak obecnie.  I w ogóle nie mieli jeszcze kluczowych pozycji, lecz dopiero je tworzyli.  I jak dzisiaj widzimy - całkiem skutecznie.  Niestety nie dla  bydgoszczan, lecz dla nich osobiście.

Ileż to refleksji można znaleźć w jednym zwyczajnym zdjęciu.

Jest i wiceprezydent i przewodniczący RM i wybitny działacz UW, obecnie rzecznik prasowy UTP, o partnerce wieloletniego senatora (tego od arii) nie wspominając.  A Piotr i Andrzej to i wówczas, i obecnie osoby bardzo wpływowe.




Poprzedni post z tego cyklu.

piątek, 11 maja 2018

Kilka refleksji natury ogólnej - 55

Parę godzin temu sejm był podjął decyzję o obniżeniu uposażeń posłów.  Totalna opozycja nie głosowała, ale zaraz po uchwaleniu owego obniżenia podniosła larum i wrzask.

Poniżej moje stanowisko w tej kwestii:

Posłowie powinni działać społecznie, a nie dla korzyści materialnych.  Jak ktoś jest ubogi lub brak mu środków na życie to nie powinien aspirować do polityki, a tym bardziej do bycia posłem czy senatorem RP.
Rozumiem zwrot udokumentowanych kosztów związanych z bycia posłem, ale także w określonym limicie. Bo sprawdzanie owych kosztów może kosztować więcej niż owe koszty.

Bycie posłem to powinno być posłannictwo.  To powinien być zaszczyt.  Ludzie bez osiągnięć życiowych i bez doświadczenia życiowego nie powinni mieć prawa do kandydowania (tak jak w senacie).  To przede wszystkim pozycja w społeczności lokalnej i jej uznanie powinny decydować o miejscu na liście wyborczej, a nie tak jak jest obecnie pozycja na partyjnej liście..

Bycie posłem powinno być dumą dla kandydata. Powinno go nobilitować.  Powinno być przejawem patriotyzmu lokalnego i ogólnego (mała i duża ojczyzna).  To powinna być odpowiedzialność, zaangażowanie, pasja i przekonania. To powinien być szacunek dla wyborców i odwrotnie.

A czym jest?    Jest sposobem na lukratywne życie.  Sposobem na pobieranie diet, pobieraniem kasy na biura poselskie, w których zatrudnia się rodzinę lub znajomych.  To kasa na paliwo (do 3,5 tys. zł. miesięcznie).  Kasa na zagraniczne wycieczki zwane służbowymi wyjazdami. Kasa na noclegi, przejazdy, obiadki i przysłowiowe kolacyjki.  To kasa na bezzwrotne pożyczki.  Kasa na zakwaterowania jeżeli nie jest się z Warszawy.  To cwaniactwo, wyłudzanie, zblatowania i kasa i czort wie co jeszcze.  Posłowie wiedzą.

Tak być nie powinno i tak dalej ostać się nie może.  Bez idei, bez autentycznego zaangażowania, bez wiary, bez przekonań, bez patriotyzmu i służby i całej masie innych pozytywnych postaw i zachowań źle z nami będzie i coraz gorzej.

Nie można na walkach pomiędzy partiami politycznymi opierać losu naszego narodu.  Tak jest obecnie, ale czynią to ludzie mali, marni, podli, bezczelni, spryciarze i cwaniacy.

Te moje słowa, dla wielu, a szczególnie dla tych, którzy z polityki uczynili sobie sposób na zamożne życie, mogą wydać się naiwne, infantylne, nierealne.  To jednak nic nie znaczy bo oni nigdy nie zrozumieją tego co tutaj piszę.  To hipokryci, obłudnicy, merkantylne kukły, uwikłane w swoje układy partyjne i personalne.  To zblatowana swołocz, której prawdziwym pragnieniem jest władza i pieniądze.

Tylko wyborcy mogą to zmienić.

Niestety wyborcy śpią, a cwaniacy nimi rządzą.


Poprzedni post z tego cyklu.











środa, 9 maja 2018

"Bogusław" - odcinek 2

Poprzedni odcinek

Pan Bogusław pożegnawszy się, po ciekawej i interesującej rozmowie, z panem inspektorem i panem kontrolerem, podszedł do pana zawiadowcy odcinka drogowego. Pragnął kontynuować rozmowę, która została przerwana przypadkowym podsłuchaniem tego co mówił pan inspektor. Panowie kontroler i  inspektor zostali sami i wtedy pan inspektor zwrócił się do pana kontrolera z zapytaniem - co pan tak naprawdę sądzi o tym tak bezpośrednim i pewnym siebie panu Bogusławie?  Zna go pan zapewne już od jakiegoś czasu i myśli pan, że można te jego wręcz przechwałki, traktować poważnie?  Pan Marian po chwili zastanowienia wydał kolejną tego dnia opinię o panu Bogusławie, ale teraz opinię przeznaczoną tylko do uszu pana inspektora.  Ten pan wydaje mi się być bardzo przedsiębiorczy.  Nie jeden raz wykazał się wręcz zaskakującymi pomysłami przy wykonywaniu robót.  Posiada też spore umiejętności i to w różnych zawodowych dziedzinach, a ponadto umie zjednywać sobie ludzi i przy tym dobrze organizować pracę.    Jednak tak jak już mówiliśmy, do tej pory wykonywał niewielkie roboty.  Czy podoła tak wielkiemu zakresowi robót jak ten w Rąbinku to raczej mam duże wątpliwości.  Może mieć tak duże problemy i to głównie materiałowe, że wykonanie tego wodociągu w tym terminie jaki nakreślił pana szef, będzie raczej niemożliwe.   No i sprawa najważniejsza - czy w ogóle pański szef naczelnik Adamski, weźmie poważnie pod uwagę takie rozwiązanie.  Znając go dobrze to raczej wątpię.  Na razie nie zetknąłem się jeszcze z taką sytuacją, żeby rzemieślnik wykonywał na kolei tak duży zakres robót, a pracuję na stanowisku kontrolera ponad piętnaście lat.  Jeżeli mogę coś panu poradzić panie inspektorze to zalecałbym dużą ostrożność przy podejmowaniu decyzji w tej sprawie.  Jednak ta firma pana Bogusława to mała i prywatna firma, a wie pan jak nasi przełożeni i ich przełożeni na to patrzą.  To chyba wszystko co mógłbym ze swojej strony w tej sprawie powiedzieć.  Pan inspektor pokiwał głową jakby się nad czymś zastanawiając, a po krótkiej chwili, już nic nie mówiąc, pożegnał się z panem Marianem i mówiąc głośno wszystkim do widzenia, wyszedł z biura.

W połowie sierpnia, w piękny, słoneczny poranek, inspektor Marcinkowski wysiadł z pociągu na stacji w pod-bydgoskim Trzcińcu.  Przyjechał tutaj dokonać odbioru robót wykonanych w budynku nastawni kolejowej.  Jakież było jego zdziwienie, gdy pierwszą osobą, którą spotkał na peronie był Bogusław Nowak.  Rzemieślnik prawie podbiegł do pana inspektora, już z daleka wołając - a witam, witam serdecznie pana inspektora.  Pan Leszek podszedł bliżej i zapytał - a co pan tutaj robi panie Nowak?   Jak to, pan inspektor nie wie, że to właśnie moja firma wykonywała te roboty, które pan zapewne przyjechał odebrać.  Nie, nic o tym nie wiedziałem i zapewne bym się nie dowiedział, ale kolega, który nadzorował tutaj całość robót, nie mógł dzisiaj przyjechać i poprosił mnie o zastępstwo dlatego też się tutaj zjawiłem - odpowiedział pan Leszek.   Ach, jeżeli tak to wszystko jasne.  Chodźmy już jednak do nastawni bo tam niecierpliwie czeka na nas pan zawiadowca Durczek.  Pewnie i on będzie równie jak ja zaskoczony bo jeszcze około godziny temu mówił mi, że chyba nikt z dyrekcji nie przyjedzie.   Podobno pan kontroler wspomniał mu o tym, że pański kolega nie przyjedzie.  Toteż spodziewał się, że tak drobny, jego zdaniem temat, inspektor z wysokiej dyrekcji sobie odpuści.  Ponadto wczoraj w rozmowie ze mną coś wspomniał, iż inspektorzy i kontrolerzy, mają ważniejsze zadania niż sprawdzanie wykonania robót w nastawni na małej stacyjce.   Ale coś czuję, że z tym dzisiejszym odbiorem mogą być kłopoty - dodał pan Nowak.  Dlaczego mają być kłopoty - zapytał pan inspektor.  A coś mi dzisiaj wspominał pan zawiadowca o mądralach co to prawie na niczym się nie znają, a przyjeżdżają z dalekiej dyrekcji i zamiast pomagać robią tylko zamieszanie.

Ta coraz bardziej interesująca rozmowa pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie to, że w momencie, gdy pan Nowak kończył zdanie słowem zamieszanie, nie wiadomo skąd idąc, zjawił się przed rozmawiającymi pan zastępca zawiadowcy.  Pan Leszek ujrzał przed sobą młodego, niewysokiego, korpulentnego kolejowego urzędnika o okrągłej twarzy z bystrymi oczyma oraz jasnymi długimi włosami wijącymi się spod czapki z daszkiem, a na czapce widniał dumny kolorowy napis "America".  Pan zawiadowca wyciągając rękę do pana inspektora - chłodnym tonem oświadczył - jestem zawiadowca Durczek i witam pana inspektora.  Pan Leszek mocno ścisnął rękę zawiadowcy, który zaraz dodał - nie spodziewaliśmy się już dzisiaj nikogo z dyrekcji i jakiś czas temu zaczęliśmy odbiór.   Czy pan inspektor chce jeszcze raz wszystko oglądać od początku, czy też będziemy kontynuować od miejsca, na którym skończyliśmy, gdy pan Bogusław ujrzał pana na peronie.   Ależ nie, kontynuujmy od tego na czym skończyliście.  Ależ moje spóźnienie, jak pan zapewne zauważył, wynika ze spóźnienia pociągu i chyba mnie usprawiedliwia.  No to chodźmy do budynku - powiedział pan zawiadowca - bo roboty zewnętrzne już obejrzeliśmy.  Zacznijmy sprawdzanie od piwnicy. Jednak pan Leszek wyczuł, że zgodnie z ostrzeżeniem pana Nowaka, coś jest nie tak.  Pan Leszek do tej pory nie miał do czynienia z panem Durczokiem, ale z opinii jaką o nim do tej pory słyszał był on raczej miłym, uprzejmym, grzecznym i fachowym człowiekiem.  A teraz tutaj założył jakąś nieprzystępną maskę.  Był drobiazgowy, dociekliwy i przez cały czas zdawał się panu Leszkowi, być niezadowolonym.  Przez kolejną godzinę pan zawiadowca sprawdzał dosłownie wszystko i to w jednym niewielkim pomieszczeniu.   Co chwilę zwracał się do obecnego przy odbiorze referendarza pana Kmity pytając czy wszystko się zgadza.  Pan Kmita trzymając dokumentację techniczną, odhaczał kopiowym ołówkiem kolejne pozycje kosztorysu, które ze swego egzemplarza kosztorysu, odczytywał prawie krzycząc, pan zawiadowca.  Pan zawiadowca wykrzykiwał - kolanek dwadzieścia sześć, trójników skośnych prawych siedemnaście, skośnych lewych piętnaście, prostych trzydzieści.   W momencie, gdy pan Durczek krzyknął - nypli trzydzieści sześć, pan Leszek wybuchnął śmiechem.  Natomiast pan Nowak zdenerwowany nie wytrzymał i wyszedł z piwnicy.  Pan zawiadowca reagując na śmiech pana inspektora, wielce zdziwionym tonem zapytał - o co panu inspektorowi chodzi?  Ależ panie zawiadowco przecież już kilka ładnych lat pracuję jako inspektor nadzoru i do tej pory nie zdarzyło mi się, aby ktokolwiek przy odbiorze tak szczegółowo liczył łączniki rur, a już te krótkie łączniki rur zwane nyplami to w ogóle nigdy nikt nie liczył.  Przecież liczy się je jako część rur i nie wydziela osobno, ani w projekcie, ani tym bardziej przy odbiorze - odpowiedział pan Leszek.  Jak pan chce to możemy niczego nie liczyć - odpowiedział zdenerwowany pan zawiadowca.  Nic takiego nie powiedziałem - stwierdził pan inspektor i dodał - róbmy wszystko tak jak zwykle pan to robił.

Po kolejnych dwóch godzinach podczas których pan zawiadowca nie zmienił swojego postępowania, odbiór robot zakończył się podpisaniem stosownych dokumentów, po czym pan Leszek pożegnał się chłodno z panem zawiadowcą, skinął głową panu Nowakowi i poszedł na peron stacyjny bo za kilkanaście minut miał pociąg do Bydgoszczy.  Pan zawiadowca pozostał jeszcze z panem referendarzem w nastawni coś tam sprawdzając i dyskutując.  Natomiast pan Nowak wsiadł do swojego starego Poloneza, ale gdy zauważył, że pan inspektor spaceruje po peronie to wysiadł i podszedł do pana Leszka.  I wcale nie komentował tak przykrego i szczegółowego odbioru lecz zapytał - panie inspektorze, a jak tam z tematem o którym rozmawialiśmy dwa tygodnie temu w dziale budynków?  Niestety nie miałem jeszcze okazji rozmawiać o pańskiej propozycji z moim szefem.  Korzystając z okazji i będąc wielce zadziwionym zachowaniem pana Durczeka, pan Leszek zapytał - a co pan myśli o dzisiejszym odbiorze?  O co mogło chodzić panu zawiadowcy?   Nie wiem o co chodzi, ale widocznie coś poszło nie tak jak to sobie pan zawiadowca zaplanował - odpowiedział pan Bogusław, po czym dodał - ale co i jak poszło nie tak to tego naprawdę nie wiem.  Panowie porozmawiali zdawkowo jeszcze przez chwilę po czym pan Bogusław wsiadł do swego mocno wysłużonego, głównie podróżami handlowymi do NRD, samochodu i odjechał.  Po chwili także pan inspektor wsiadł do pociągu i pojechał do domu.

I takie było drugie spotkanie pana Leszka z panem Bogusławem.

Następny odcinek.





piątek, 4 maja 2018

Żeglarskie wspomnienia.

Rozpoczął się kolejny sezon żeglarski, a ponieważ przez kilkanaście lat byłem aktywnym żeglarzem to często w te pierwsze majowe dni przypominam sobie moją przygodę z żaglami.

Poniżej cztery zdjęcia z okresu mojego żeglowania.

Każdy kto kiedyś żeglował po Zalewie Koronowskim zapewne pamięta tą znakomitą budowlę na zakręcie Zalewu, naprzeciw ówczesnego Ośrodka Fotonu.  Każdego roku stodoła coraz bardziej się pochylała, aż pewnego dnia pochyliła się zupełnie i zostało tylko wspomnienie i zdjęcie.

Moja Venuska "Paulinka" z dwoma towarzyszami (Grzegorz Andrzejewski i Zbigniew Woźniak) trzydniowego rejsu po wodach Zalewu

Przygotowujemy się do noclegu "na Krówce"
Na akwenie przy Zaciszu.

wtorek, 1 maja 2018

Znani i nieznani bydgoszczanie - 95

Jeszcze, gdy Zbigniew Boniek grał w Zawiszy, a potem gdy w dziwaczny sposób (Krzyszkowiak) trafił do łódzkiego Widzewa, miałem przyjemność znać tego przyszłego wspaniałego piłkarza i jego przyszłą żonę.

Zbigniew Boniek, Wiesława Rogowska i autor bloga.   Grudzień 1979 rok.  Bydgoszcz Weyssenhoffa 5


Poprzedni post z tego cyklu.