niedziela, 7 grudnia 2014

Kolejnych kilka zdań o działaniach toruńskiego marszałka.


Co na to Kowalski: Jak można zdobyć fotel marszałka?


Marcin Kowalski

05.12.2014 , aktualizacja: 04.12.2014 20:18

Bydgoszcz znów nie ma swojego marszałka. W zarządzie województwa - jeden bydgoszczanin z zameldowania, ale bez poparcia lokalnych struktur partyjnych. W prezydium sejmiku - żadnego reprezentanta. W mediach - larum grają. Co bardziej demagogiczni politycy grożą prokuratorem, są też tacy, którzy wyprowadzają ludzi na ulicę w ten mróz.


Problem, kiedy już się pojawił, najlepiej jest rozwiązać, a nie przykrywać demagogicznym pudrem. Żeby tak się stało, trzeba na sprawę spojrzeć wnikliwie, od początku. Bydgoszcz może więc mieć marszałka, ale musi zgłosić kandydata, którego poprą w większości radni sejmiku województwa. Kandydat był, całkiem niezły: Zbigniew Pawłowicz, dyrektor Centrum Onkologii. I pytanie: "Co bydgoski polityku uczyniłeś w Inowrocławiu, Nakle, Żninie czy Grudziądzu, by radnych z tamtych miejscowości do Pawłowicza przekonać?". Odpowiedź jest smutna: Nic! Żaden z dzisiaj walących w tarabany nie wsiadł do samochodu, nie pojechał w teren, nie podjął nawet próby spotkania. Po co? Przecież wiadomo, że teren jest za Całbeckim, marszałek dzieli kasę, a kto dzieli kasę, ten po swojej stronie ma teren. Kółko się kręci. 

Czekała więc Bydgoszcz na pierwszą sesję sejmiku jak indyk na ścięcie, aż się doczekała. Cud się nie zdarzył. Wypracowane latami kontakty toruńskiej frakcji PO i PSL, wsparte marszałkowskimi profitami, zaprocentowały miazgą w głosowaniu. Całbecki z gigantyczną przewagą został marszałkiem, a następnie odegrał się na bydgoskich politykach za kilka lat szczypania po kostkach i dobił przedstawiając swojego kandydata do zarządu z Bydgoszczy - Zbigniewa Ostrowskiego. 

Czy kiedykolwiek będzie inaczej? Są trzy możliwości. Pierwsza: nie będzie. Druga: będzie, jeśli Bydgoszcz przekona do siebie ludzi z terenu. Żeby tak się stało, trzeba zrzucić egocentryczną maskę, przełknąć gorzką ślinę i ruszyć na prowincję. Wykonać gigantyczną pracę organiczną wśród prostych ludzi, do której, mam takie wrażenie, bydgoscy politycy od lat - z drobnymi wyjątkami - raczej nie są zdolni. Niezależnie od partyjnych barw. I opcja trzecia: można rozbić to województwo, skoro nie ma żadnych widoków na dogadanie się z Toruniem. Po co trwać w jakiejś fikcji? Krew psuć sobie wzajemnie? Niech każdy idzie w swoją stronę.

Jeśli tylko po secesji powstanie na nowo województwo bydgoskie, wtedy marszałek raczej na pewno będzie stąd. Jeżeli łyknie nas Wielkopolska czy Pomorze, szanse na swojego marszałka znów zmaleją do zera. 

To może już lepiej stary wróg, jak u Kargula i Pawlaka, niż jakiś nowy, o którym niewiele da się powiedzieć.   
Artykuł z:    bydgoszcz.gazeta.pl




I kilka zdań mojego komentarza do tego tekstu:
Po pierwsze mrozu jeszcze nie ma, a po drugie, aby zostać marszałkiem należy nazywać się Całbecki i mieszkać w Toruniu.  Innej drogi nie ma.

A czy pan Całbecki jest takim geniuszem, że bydgoscy politycy to przy nim polityczne karły.  Po pierwsze to sądząc po polityce "zrównoważonego rozwoju" i po miejsca jakie województwo zajmuje we wszelakich klasyfikacja to, na pewno, nie.  A po drugie to przecież z Bydgoszczy jest marszałek sejmu i minister spraw wewnętrznych.

Takie działania toruńskiego marszałka jak te z ubiegłego poniedziałku to kopanie grobu dla tego województwa.  Innej opcji nie ma.



Niestety ta głupota wojewódzkich "elit" doprowadzi do jeszcze gorszego poziomu życia większości obywateli (oprócz torunian, którzy za 4 lata znowu wybiorą Całbeckiego) tego pseudo-regionu.

A tak nawiasem mówiąc to naprawdę realne wpływy daje panu Całbeckiemu osobiste dzielenie miliardów złotych, a nie jeżdżenie w teren.  On nie musi tam jeździć, on może stosować naciski, korupcję polityczną, politykę personalną i cały system wpływania na tych, którym łaskawie ("dobry wniosek") przyzna kasę lub ("zły wniosek"), nie przyzna kasy.

Jeżeli kasa byłaby dzielona w Bydgoszczy co jest logiczne i normalne to całe województwo na tym by tylko skorzystało, a tak będziemy tylko dalej upadać, upadać, upadać....

1 komentarz:

  1. Sytuacja jest bardzo przejrzysta jeśli chodzi o Pana Całbeckiego. Przypuszczam, że za cztery lata P Całbecki nie będzie startował w wyborach bo kasa się skończy. Natomiast obecna kadencja zarówno dla Marszałka jak i dla Torunia musiała zakończyć się właśnie tak !!!
    Semeon - nie warto wspominać o Marszałku Sejmu i Pani Minister - oni nic nie zrobili i nie zrobią bo ważniejsze są ich interesy.
    Marzeniem jest to ażeby każde miasto poszło w swoja stronę. Byłoby idealnie !!!

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię