wtorek, 26 czerwca 2018

"Bogusław" - odcinek 3



Minęło kilka dni od opisywanego w poprzednim odcinku odbioru robót na stacji Trzciniec.  W ich czasie Leszek pod nawałem ogromu prac i spraw rodzinnych, zapomniał o Bogusławie i jego propozycji, ale Bogusław nie zapomniał o panu inspektorze.   Leszek przynajmniej dwa razy w miesiącu jeździł do Gdańska, gdzie w budynku wysokiej Dyrekcji Kolei miał swoje biurko i gdzie odbywały się tak zwane narady oraz załatwienie wszystkich innych spraw służbowych związanych z jego szefami, formalnościami, wypłatami, umowami, kosztorysami i wieloma innymi tego typu rzeczami.  Wieczorem przed kolejnym wyjazdem do Gdańska zatelefonował do niego pan Bogusław, przypominając o złożonej obietnicy dotyczącej wodociągu w Inowrocławiu Rąbinku.  Skąd wiedział. że Leszek następnego dnia jedzie do Gdańska?   Widocznie popytał kontrolera lub innych kolejowych inspektorów.  Pewnym jest, że swoich spraw nie zostawiał przypadkowi, ale dobrze ich pilnował.   Leszek w tej wieczornej rozmowie  obiecał Bogusławowi, że następnego dnia specjalnie, jeszcze przed naradą, pójdzie do swojego najwyższego szefa i z nim porozmawia na temat owego wodociągu.  Tak też uczynił.

Najpierw opowiedział szefowi o przebiegu przypadkowego spotkania z panem Nowakiem, tym, które odbyło się w Dyrekcji Kolejowej w Bydgoszczy i niczego nie sugerując na koniec zapytał szefa co on o tym sądzi.  No cóż, co prawda zlecamy od paru lat roboty nielicznym prywatnym firmom, ale głównie wykonują one drobne inwestycje, prace uzupełniające, albo niewielkie remonty - odpowiedział naczelnik.   Po czym jakby głośno myśląc, kontynuował - osobiście nie zetknąłem się z wykonywaniem przez zakład rzemieślniczy tak dużego zakresu robót jak ten w Rąbinku.   Sam nie wiem co o tym myśleć - zakończył swoje rozważania i zadumał się.  Zadumę przerwał Leszek -mówiąc - jak pan Naczelnik doskonale wie ja nadzorując ponad sześćdziesiąt różnych budów w ciągu ostatniego roku nadzorowałem tylko trzech prywatnych wykonawców.  I tylko jeden z nich czyli pan Kawecki, ten od studni głębinowych. wykonuje trochę większe prace, ale wartość jego zleceń nie przekracza jednej dziesiątej tego co mamy do wykonania w Inowrocławiu.  Jednak mamy ogromny problem z tym paskudnym wodociągiem, a wykonawców brak.  Odbyłem już kilkanaście rozmów z wykonawcami i kolejowymi i spoza kolei na temat tej nieszczęsnej inowrocławskiej wagonowni, ale nikt nawet nie chciał się poważnie tematem zainteresować i odmawiali już po pierwszej rozmowie.   Z tego co pan naczelnik mówił, jakiś czas temu, wynika, że sprawa jest bardzo pilna, ale niestety na dzisiaj leży kompletnie.  No chyba, że pan naczelnik znalazł rozwiązanie o którym jeszcze nie wiem?

Pan naczelnik Tadeusz Adamski, wysoki postawny mężczyzna, uważnie wysłuchał inspektora po czym przyglądając mu się swoim przenikliwym taksującym wzrokiem - ni to stwierdził, ni odpowiedział - niestety jest tak jak pan inżynier powiedział.  Sprawa jest, że się tak wyrażę, cholernie pilna i drażliwa bo związki zawodowe robią szum w temacie warunków socjalnych i sam naczelny dyrektor przyrzekł im rozwiązanie problemu do końca tego roku, a tutaj przysłowiowy klops.  No i pieniądze przeznaczone na te roboty wydać musimy do końca roku bo inaczej przepadną.  W tej chwili sam nie wiem co robić.  Może weźmiemy pod uwagę prywatnego wykonawce, ale to wielce ryzykowne i niepewne, a jak coś pójdzie nie tak to marnie z nami będzie.  Dyrektor nie odpuści, a jak pan wie potrafi być srogi.   Na dzisiaj sam nie wiem, ale porozmawiam z panem kontrolerem Kowalskim, który uczestniczył w waszej rozmowie bo to bardzo doświadczony i znający się na rzeczy fachowiec, może coś doradzi.  Pogadam z dyrektorem, a potem zobaczymy.   Wydawało się, że rozmowa dobiegła końca i już Leszek wychodził z gabinetu naczelnika gdy ten poprosił go, aby jeszcze na chwilę wrócił i usiadł bo właśnie wpadł mu do głowy pewien pomysł.  Może jednak spróbujemy z tym pana prywaciarzem.  Tak się przypadkowo składa, że niedawno zawaliła się część kanalizacji na ulicy Magazynowej w Solcu Kujawskim.  Kanalizacji ta prowadzi ze stacji do kolejowych budynków mieszkalnych i w trybie pilnym musimy ją odbudować, a raczej od nowa zbudować.  Mieliśmy o tym mówić na dzisiejszej naradzie bo jeszcze nie mamy wykonawcy, a to sprawa awaryjna i natychmiastowa.  A ponieważ już rozmawiałem o tej robocie z kilkoma państwowymi firmami i żadna z uwagi na tryb awaryjny i braki materiałowe nie chce się podjąć wykonania tego odcinka kanalizacji zaś swoim zakresem jest to robota wielokrotnie mniejsza od tej na Rąbinku to może spróbujemy tutaj sprawdzić tego pana Nowaka.   Bo i tak pewnie musielibyśmy zlecić te prace jakiejś prywatnej firmie.  Jeżeli sobie poradzi i w określonym terminie oraz dobrze wykona tą kanalizację to pomyślimy o zlecenie mu przynajmniej pierwszego etapu robót na Rąbinku.  Bo tam prace z uwagi na czynne tory i inne utrudnienia podzielono na dwa etapy.  Co pan na to panie inżynierze?   Moim zdaniem to świetny pomysł i może się udać, ale dzisiaj zaręczać za to nie mogę.  

Jak już wspomniałem o tym Solcu mieliśmy mówić później, ale skoro wyskoczyła sprawa tego Rąbinka to spróbujmy oba tematy pożenić.  Zróbmy tak - niech pan idzie do pani Ali do "piątki" i jej powie, aby po dostarczeniu danych o które to sprawy pan zadba, panie inżynierze, zleciła wykonanie naprawy kanalizacji w |Solcu firmie pana Nowaka.   Jak chłop się tutaj sprawdzi, zrobi co trzeba szybko i sprawnie to będzie miał otwartą drogę do innych zleceń.  Jednak tutaj pan będzie miał do odegrania ważną rolę panie inżynierze.  Niech pan pamięta i weźmie sobie do serca, że w tym Solcu musicie się uwinąć w ciągu miesiąca.  Wówczas do końca roku będziemy mieli jeszcze prawie trzy miesiące na Rąbinek, a jak tam trochę przeciągniemy na następny rok to nic wielkiego się nie stanie.  Jednak musimy wykonać roboty najpóźniej do końca pierwszego kwartału przyszłego roku.  No to do dzieła panie inżynierze.  Jednak jak spapracie robotę w Solcu to przez pół roku niech pan zapomni o dodatku eksploatacyjnym i jakiejkolwiek premii, a to kasa niemała.  Niech więc pan dobrze to przemyśli zanim porozmawia pan z panem Nowakiem.  Aha i po rozmowie z nim, mam nadzieję, że już jutro, proszę o telefoniczną informację jak się sprawy mają.  To tyle, a teraz chodźmy na naradę, wszyscy już na nas czekają bo widzę panią Halinkę w progu, a ona pewnie w tej kwestii.

Więcej tego dnia pan naczelnik nie wracał już do tematu Solca i Rąbinka.  Wieczornym pociągiem "Bałtyk"  odjeżdżającym z Gdańska o dziewiętnastej dziesięć, Leszek wrócił do Bydgoszczy.  Jeszcze tego samego dnia, późnym już wieczorem, Leszek zatelefonował do Bogusława.  Nie wyjaśniając mu o co chodzi, umówił się z nim na następny dzień na spotkanie.  Rano w  czwartek dwudziestego pierwszego sierpnia, panowie spotkali się, już po raz trzeci.  Spotkanie odbyło się w tym samym biurze kolejowym, w którym pan Leszek po raz pierwszy spotkał  pana Bogusława.    Przy rozmowie obecny był także pan kontroler Kowalski, któremu służbowo  podlegały budynki w Solcu Kujawskim i z tego powodu pan Leszek poprosił go o obecność i pomoc.  Parę minut po ósmej do biura, jak przysłowiowy wicher, wpadł pan Nowak.  Wyraźnie było widać, że jest czymś zaaferowany i ogromnie niespokojny.  Dwaj pozostali rozmówcy już tutaj na niego czekali.   Pomimo swojej widocznej nerwowości, jednak tak jak poprzednio, uprzejmie i wylewnie przywitał się z panią Halinką, skinął głową panu referendarzowi.  Potem ze szerokim uśmiechem i wyciągniętą z daleka ręką, prawie podbiegł do inspektora Marcinkowskiego mówiąc:- witam szanownego pana inżyniera, bardzo się cieszę z naszego spotkania, pół nocy nie mogłem spać.  Cały czas myślałem o co chodzi, czyżby o ten Rąbinek?  Po chwili ściskając dłoń pana Kowalskiego, dodał: -zamieniam się w słuch.  Jako gospodarz  rozpoczął pan Kowalski, mówiąc- jak pan zapewne pamięta, bo przecież trzy dni temu o tym rozmawialiśmy, mieliśmy przy naszych blokach mieszkalnych, tych stojących tuż obok stacji kolejowej w Solcu Kujawskim, dosyć poważną awarię.  W jezdni ulicy  Magazynowej, przebiegającej między stacją, a blokami, zawalił się odcinek kanalizacji.  Tak naprawdę to nie wiadomo dlaczego, ale pewnie był kiedyś kiepsko wykonany i teraz mamy tego przykre skutki.  Mieszkańcy dwóch budynków mają wielkie kłopoty, nie mogą korzystać z kanalizacji, a do tego zapadł się, prawie na pół metra, spory odcinek ulicy.  Szybko i dobrze trzeba to naprawić.   Naczelnik Adamski z Gdańska znalazł, w trybie awaryjnym, środki finansowe, a my musimy pilnie uporać się z tą przykrą sprawą.  Robota nie jest łatwa, gdyż większość trasy kanalizacji znajduje się pod czynną i dosyć ruchliwą, ulicą, a całość robót musi być wykonana, najpóźniej, do połowy października.    Przy tym, absolutnie nie możemy używać żadnego sprzętu mechanicznego.  Dlatego ponad trzy metrowej głębokości wykopy, na ich całej długości, trzeba wykonać ręcznie.  Obecny tutaj pan inspektor, inżynier Marcinkowski,  zasugerował pana na wykonawcę tych robót.   Ponieważ jak już mówiłem, sprawa jest bardzo pilna, pan zaś ostatnio nieźle się spisywał na naszych budowach, dlatego ja również skłaniam się do tego, aby powierzyć panu wykonywanie tych prac.  Pan Nowak, ogromnie zaskoczony, ale też, co było wyraźnie widać, ogromnie uradowany, po krótkiej chwili, gdy tylko trochę ochłonął, powiedział: - strasznie się cieszę z tego zaufania do mojej firmy.  Na pewno panowie się nie zawiedziecie.  Jak panom tak mocno zależy to roboty możemy zacząć już od poniedziałku.   Ależ nie tak raptownie, panie Nowak, odezwał się pan inspektor i dodał:-  najpierw musi pan zapoznać się z dokumentacją, musi podpisać umowę, przekazać musimy panu plac budowy, a potem dopiero początek robót.  Inaczej być nie może.  

Dalszy przebieg trzeciego spotkania Bogusława z Leszkiem w następnym odcinku.


Poprzedni odcinek

Następny odcinek

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Dziwne praktyki w Ogrodzie Botanicznym w Myślęcinku.

W miniony piątek (22.06.18.) natknąłem się na terenie ogrodu botanicznego na gościa, który malował meble ogrodowe.  Patrz poniższe zdjęcia (drugie celowo zamazane z uwagi na ochronę danych osobowych).

O co chodzi?  Wśród zieleni drzew i krzewów gość maluje meble.

Drugi problem to ten z odchodami końskimi na tych nowych pięknych alejkach.  Leżą sobie one całymi godzinami i wszyscy są zmuszeni je omijać udając, że nie widzą.  A dzieci, a psy, a rowerzyści.  Wieczorem przychodzi gość ze szczotką i zgarnia te odchody na trawnik, na skraj alejek.

Czy naprawdę nie można tego problemu inaczej rozwiązać?



Na takie "niespodzianki" można się natknąć każdego dnia i to we wielu miejscach na alejkach ogrodowych.

czwartek, 21 czerwca 2018

Festyn w Smukale i "Otwieracz" w Myślęcinku.

16.06.2018 roku odbył się kolejny festyn parafialny dzielnic Opławca i Smukały.  Poniżej kilka zdjęć z tej fantastycznej, rodzinnej i ciekawej imprezy.










W następny dzień (niedziela 17.06.18) odbyło się tradycyjne otwarcie lata na Różopolu w Myślęcinku.  W finale imprezy wystąpił legendarny zespół Dżem.

Poniżej kilka zdjęć z tej imprezy, ale tym razem w nieco innym ujęciu:

Idziemy na imprezę

Jesteśmy na miejscu

Czekamy na "Dżem".

piątek, 15 czerwca 2018

Plener rzeźbiarski w Myślęcinku.

Dzisiaj podziwiałem efekty dorocznego pleneru rzeźbiarskiego jaki od lat odbywa się w bydgoskim Myślęcinku.

Poniżej kilka efektów tego pleneru i tylko szkoda, że tak piękne rzeźby w sporej części ulegają później działaniom parkowych wandali. 

I znowu kłania się brak patroli straży miejskiej i policji, o monitoringu nie wspominając.






A tak przy okazji kolejna uwaga do zarządców parku:

Dzisiaj pomalowano mostek (patrz zdjęcie poniżej) i nie dość, że uczyniono to delikatnie mówiąc, byle jak to jeszcze zapomniano odwiedzających park ostrzec przed świeżą farbą na tym mostku.  Widziałem zdenerwowane dwie dziewczyny, które poplamiły sobie ręce i bluzki.  Na szczęście u mnie skończyło się tylko na 10 minutowym myciu rąk piaskiem i wodą ze stawu.



wtorek, 12 czerwca 2018

Odrobina najnowszej historii Bydgoszczy - 61, plus Soczi sprzed 28 lat.

Porządkując różne rodzinne pamiątki znalazłem widokówkę, którą wysłałem z Bydgoszczy moim rodzicom do Wągrowca.

Widokówka pochodzi z 1969 roku i przedstawia szkołę, w której się wówczas uczyłem.









Przy okazji jutrzejszego wyjazdu naszych piłkarzy do Soczi przypominam mój filmik, który nagrałem na ulicach tego pięknego miasta 28 lat temu.

Poniżej link do filmiku:




środa, 6 czerwca 2018

Kilka uwag i pytań do zarządców Myślęcińskiego Parku.

Od ponad miesiąca przynajmniej trzy razy w tygodniu przebywam po kilka godzin w myślęcińskim parku.  Przeżywam tutaj piękne chwile w cudownym otoczeniu majowej i czerwcowej przyrody.

Jednak coraz częściej widzę rzeczy i zjawiska, które mnie negatywnie intrygują, a nawet denerwują.

Dzisiaj o kilku z takich rzeczy.

Oprócz masowych imprez praktycznie nie spotykam na terenie parku i ogrodu botanicznego straży miejskiej lub policji.  Moim zdaniem przy tak masowym odwiedzaniu parku jaki obecnie ma miejsce i to praktycznie każdego dnia,  tereny parku i ogrodu powinny, przez przynajmniej kilka godzin, być patrolowane przez strażników miejskich, najlepiej na rowerach.

Tylko z dzisiejszego dnia kilka zdarzeń.  Głównym deptakiem, jego środkiem jedzie rowerzysta z prędkością około 30 km/godz., a obok niego biegnie luzem wielki wilczur.   Spacerujący chowają się za ławkami lub drzewami, a gość jedzie jakby był sam na leśnym dukcie.  Pełno dzieci, rolkarzy, osób starszych dla których ten gość jest realnym zagrożeniem.  Takich i podobnych zdarzeń widziałem już wiele, głównie na obwodnicy rowerowo - spacerowo - rolkowej.   Szalejące grupy rolkarzy na głównym deptaku to kolejne zagrożenie dla grup, które powyżej wymieniłem.

Rowerzyści zjeżdżający z dużą prędkością od strony ogrodu botanicznego na mostek nie licząc się z niczym i z nikim to następne zagrożenie.  Rowerzyści szalejący po alejkach i zboczach ogrodu botanicznego, gdzie nawiasem mówiąc obowiązuje zakaz jazdy rowerem to kolejny kwiatek.

Wędkarze w ogrodzie botanicznym (obowiązuje zakaz połowu ryb) to już bezprawie.  Parę dni temu widziałem jak wędkarz w ciągu 15 minut (tyle go obserwowałem) wyciągnął ze stawu, tego od strony mostka, dwa dorodne czerwone karasie, a dzisiaj widziałem w ogrodzie botanicznym dwóch wędkarzy (jeden na zdjęciu poniżej).

Psy puszczane luzem, szczególnie w ogrodzie botanicznym, co jest nagminne to następne lekceważenie przepisów i utrudnianie pobytu osobom w nim przebywającym.    W wielu przypadkach to także realne zagrożenie.  Bardzo rzadko ktoś komu zwracam uwagę, żeby wziął psa na smycz posłucha mnie.  Najczęściej słyszę brzydkie uwagi oraz stwierdzenia, że jestem złym człowiekiem bo nie lubię psów.

Bardzo denerwuje mnie przenoszenie ławek w ogrodzie botanicznym na które to przenoszenie nikt nie reaguje.  Poza tym uważam, że w ogrodzie botanicznym powinno być więcej ławek, najlepiej w pięknych miejscach widokowych.

No i ten facet na smrodliwym skuterku objeżdżający cały park codziennie w godzinach popołudniowych, wtedy gdy my tam przybywamy zażyć świeżego powietrza.

I co mu zrobicie?

I na koniec - dlaczego nie są zabezpieczone i nie podlewane drzewka i krzewy, głównie te najmniejsze?  (patrz poniższe zdjęcia).

Mógłbym tak dalej, ale co za dużo to niezdrowo.

Proszę władze LPKiW w Myślęcinku o rozważenie moich uwag i odniesienie się do nich, najlepiej przez konkretne działania.

Miała być rekultywacja po harleyowcach

jak wyżej

Biedne drzewka

jak wyżej

Codzienność w ogrodzie botanicznym

Jest zakaz

Dzisiaj - ale mnie nie obowiązuje


Zdjęcia wykonano w czerwcu 2018 roku.

wtorek, 5 czerwca 2018

Europejska solidarność 1 - okradanie Polaków


Ponieważ coraz częściej słyszymy z ust totalnej opozycji jak i z ust europejskich przywódców, że nie jesteśmy solidarni, że zaprzeczyliśmy temu co było podstawą naszych przemian i naszych osiągnięć dlatego też pragnąc obnażyć hipokryzję tych co tak twierdzą będę zamieszczał konkretne przykłady tego jak ta solidarność naprawdę wygląda.

Dzisiaj poniższy artykuł:

https://wrealu24.pl/masakra-tak-sie-legalnie-okrada-polakow-szokujace-porownanie-po-ktorym-srogo-sie-wkurzysz-foto/

Z tego artykułu widzimy wprost jak jesteśmy traktowani w tak zwanej starej UE.   Zarabiamy trzy razy mniej, a ceny tych samych produktów są u nas często znacznie wyższe niż w krajach tej starej UE i wmawia się nam, że nie mogą nam taniej sprzedawać bo to byłoby nieopłacalne, ale w krajach starej UE jest to opłacalne pomimo tego, że koszty (nie licząc cen) sprzedaży (pensje, dzierżawy, media itd.) są wielokrotnie wyższe.

Czyż naprawdę jesteśmy aż tak głupi, że musimy się na to godzić?

A czy naprawdę ktoś zadaje sobie pytanie dlaczego tak jest?  Odpowiedź jest oczywista.  Oddaliśmy około 80 procent całego handu w ręce zachodnich sieci handlowych, a oni traktują nas jak baranów do ostrzyżenia.  Nie dość, że nie płacą należnych podatków (CIT) lub też czynią to w wielkościach symbolicznych to jeszcze kształtują nasze nawyki handlowe i dają zatrudnienie setkom tysięcy osób w krajach z których pochodzą towary sprzedawane w tych zachodnich sieciach.

Handel zawsze był i nadal jest jednym z głównych motorów napędowych gospodarek krajowych, a my za bezcen (i oczywiście za sowite łapówki dla nielicznych decydentów okresu przemian) oddaliśmy go w obce, zachłanne, łapczywe, cwane i posiadające niezbędny kapitał, ręce.

Dziesiątki miliardów złotych wypływają rocznie tą drogą z naszego kraju.  Są one ukryte w kreatywnej księgowości, zyskach oficjalnych, licznych kantach i tym o czym czytamy w powyższym artykule.

Pisałem już wielokrotnie o tym na moim blogu i będę pisał dalej bo jeżeli chociaż kilka osób zda sobie sprawę z tego, że jesteśmy ubogimi krewnymi, którymi można pomiatać i po uświadomieniu sobie tego, powiedzą - dość.  Zbuntuje się.  I krzycząc, mówiąc powiedzą, ze  zgadzają się na to, aby nadal tak było - to już wtedy osiągnę swój cel.