środa, 9 maja 2018

"Bogusław" - odcinek 2

Poprzedni odcinek

Pan Bogusław pożegnawszy się, po ciekawej i interesującej rozmowie, z panem inspektorem i panem kontrolerem, podszedł do pana zawiadowcy odcinka drogowego. Pragnął kontynuować rozmowę, która została przerwana przypadkowym podsłuchaniem tego co mówił pan inspektor. Panowie kontroler i  inspektor zostali sami i wtedy pan inspektor zwrócił się do pana kontrolera z zapytaniem - co pan tak naprawdę sądzi o tym tak bezpośrednim i pewnym siebie panu Bogusławie?  Zna go pan zapewne już od jakiegoś czasu i myśli pan, że można te jego wręcz przechwałki, traktować poważnie?  Pan Marian po chwili zastanowienia wydał kolejną tego dnia opinię o panu Bogusławie, ale teraz opinię przeznaczoną tylko do uszu pana inspektora.  Ten pan wydaje mi się być bardzo przedsiębiorczy.  Nie jeden raz wykazał się wręcz zaskakującymi pomysłami przy wykonywaniu robót.  Posiada też spore umiejętności i to w różnych zawodowych dziedzinach, a ponadto umie zjednywać sobie ludzi i przy tym dobrze organizować pracę.    Jednak tak jak już mówiliśmy, do tej pory wykonywał niewielkie roboty.  Czy podoła tak wielkiemu zakresowi robót jak ten w Rąbinku to raczej mam duże wątpliwości.  Może mieć tak duże problemy i to głównie materiałowe, że wykonanie tego wodociągu w tym terminie jaki nakreślił pana szef, będzie raczej niemożliwe.   No i sprawa najważniejsza - czy w ogóle pański szef naczelnik Adamski, weźmie poważnie pod uwagę takie rozwiązanie.  Znając go dobrze to raczej wątpię.  Na razie nie zetknąłem się jeszcze z taką sytuacją, żeby rzemieślnik wykonywał na kolei tak duży zakres robót, a pracuję na stanowisku kontrolera ponad piętnaście lat.  Jeżeli mogę coś panu poradzić panie inspektorze to zalecałbym dużą ostrożność przy podejmowaniu decyzji w tej sprawie.  Jednak ta firma pana Bogusława to mała i prywatna firma, a wie pan jak nasi przełożeni i ich przełożeni na to patrzą.  To chyba wszystko co mógłbym ze swojej strony w tej sprawie powiedzieć.  Pan inspektor pokiwał głową jakby się nad czymś zastanawiając, a po krótkiej chwili, już nic nie mówiąc, pożegnał się z panem Marianem i mówiąc głośno wszystkim do widzenia, wyszedł z biura.

W połowie sierpnia, w piękny, słoneczny poranek, inspektor Marcinkowski wysiadł z pociągu na stacji w pod-bydgoskim Trzcińcu.  Przyjechał tutaj dokonać odbioru robót wykonanych w budynku nastawni kolejowej.  Jakież było jego zdziwienie, gdy pierwszą osobą, którą spotkał na peronie był Bogusław Nowak.  Rzemieślnik prawie podbiegł do pana inspektora, już z daleka wołając - a witam, witam serdecznie pana inspektora.  Pan Leszek podszedł bliżej i zapytał - a co pan tutaj robi panie Nowak?   Jak to, pan inspektor nie wie, że to właśnie moja firma wykonywała te roboty, które pan zapewne przyjechał odebrać.  Nie, nic o tym nie wiedziałem i zapewne bym się nie dowiedział, ale kolega, który nadzorował tutaj całość robót, nie mógł dzisiaj przyjechać i poprosił mnie o zastępstwo dlatego też się tutaj zjawiłem - odpowiedział pan Leszek.   Ach, jeżeli tak to wszystko jasne.  Chodźmy już jednak do nastawni bo tam niecierpliwie czeka na nas pan zawiadowca Durczek.  Pewnie i on będzie równie jak ja zaskoczony bo jeszcze około godziny temu mówił mi, że chyba nikt z dyrekcji nie przyjedzie.   Podobno pan kontroler wspomniał mu o tym, że pański kolega nie przyjedzie.  Toteż spodziewał się, że tak drobny, jego zdaniem temat, inspektor z wysokiej dyrekcji sobie odpuści.  Ponadto wczoraj w rozmowie ze mną coś wspomniał, iż inspektorzy i kontrolerzy, mają ważniejsze zadania niż sprawdzanie wykonania robót w nastawni na małej stacyjce.   Ale coś czuję, że z tym dzisiejszym odbiorem mogą być kłopoty - dodał pan Nowak.  Dlaczego mają być kłopoty - zapytał pan inspektor.  A coś mi dzisiaj wspominał pan zawiadowca o mądralach co to prawie na niczym się nie znają, a przyjeżdżają z dalekiej dyrekcji i zamiast pomagać robią tylko zamieszanie.

Ta coraz bardziej interesująca rozmowa pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie to, że w momencie, gdy pan Nowak kończył zdanie słowem zamieszanie, nie wiadomo skąd idąc, zjawił się przed rozmawiającymi pan zastępca zawiadowcy.  Pan Leszek ujrzał przed sobą młodego, niewysokiego, korpulentnego kolejowego urzędnika o okrągłej twarzy z bystrymi oczyma oraz jasnymi długimi włosami wijącymi się spod czapki z daszkiem, a na czapce widniał dumny kolorowy napis "America".  Pan zawiadowca wyciągając rękę do pana inspektora - chłodnym tonem oświadczył - jestem zawiadowca Durczek i witam pana inspektora.  Pan Leszek mocno ścisnął rękę zawiadowcy, który zaraz dodał - nie spodziewaliśmy się już dzisiaj nikogo z dyrekcji i jakiś czas temu zaczęliśmy odbiór.   Czy pan inspektor chce jeszcze raz wszystko oglądać od początku, czy też będziemy kontynuować od miejsca, na którym skończyliśmy, gdy pan Bogusław ujrzał pana na peronie.   Ależ nie, kontynuujmy od tego na czym skończyliście.  Ależ moje spóźnienie, jak pan zapewne zauważył, wynika ze spóźnienia pociągu i chyba mnie usprawiedliwia.  No to chodźmy do budynku - powiedział pan zawiadowca - bo roboty zewnętrzne już obejrzeliśmy.  Zacznijmy sprawdzanie od piwnicy. Jednak pan Leszek wyczuł, że zgodnie z ostrzeżeniem pana Nowaka, coś jest nie tak.  Pan Leszek do tej pory nie miał do czynienia z panem Durczokiem, ale z opinii jaką o nim do tej pory słyszał był on raczej miłym, uprzejmym, grzecznym i fachowym człowiekiem.  A teraz tutaj założył jakąś nieprzystępną maskę.  Był drobiazgowy, dociekliwy i przez cały czas zdawał się panu Leszkowi, być niezadowolonym.  Przez kolejną godzinę pan zawiadowca sprawdzał dosłownie wszystko i to w jednym niewielkim pomieszczeniu.   Co chwilę zwracał się do obecnego przy odbiorze referendarza pana Kmity pytając czy wszystko się zgadza.  Pan Kmita trzymając dokumentację techniczną, odhaczał kopiowym ołówkiem kolejne pozycje kosztorysu, które ze swego egzemplarza kosztorysu, odczytywał prawie krzycząc, pan zawiadowca.  Pan zawiadowca wykrzykiwał - kolanek dwadzieścia sześć, trójników skośnych prawych siedemnaście, skośnych lewych piętnaście, prostych trzydzieści.   W momencie, gdy pan Durczek krzyknął - nypli trzydzieści sześć, pan Leszek wybuchnął śmiechem.  Natomiast pan Nowak zdenerwowany nie wytrzymał i wyszedł z piwnicy.  Pan zawiadowca reagując na śmiech pana inspektora, wielce zdziwionym tonem zapytał - o co panu inspektorowi chodzi?  Ależ panie zawiadowco przecież już kilka ładnych lat pracuję jako inspektor nadzoru i do tej pory nie zdarzyło mi się, aby ktokolwiek przy odbiorze tak szczegółowo liczył łączniki rur, a już te krótkie łączniki rur zwane nyplami to w ogóle nigdy nikt nie liczył.  Przecież liczy się je jako część rur i nie wydziela osobno, ani w projekcie, ani tym bardziej przy odbiorze - odpowiedział pan Leszek.  Jak pan chce to możemy niczego nie liczyć - odpowiedział zdenerwowany pan zawiadowca.  Nic takiego nie powiedziałem - stwierdził pan inspektor i dodał - róbmy wszystko tak jak zwykle pan to robił.

Po kolejnych dwóch godzinach podczas których pan zawiadowca nie zmienił swojego postępowania, odbiór robot zakończył się podpisaniem stosownych dokumentów, po czym pan Leszek pożegnał się chłodno z panem zawiadowcą, skinął głową panu Nowakowi i poszedł na peron stacyjny bo za kilkanaście minut miał pociąg do Bydgoszczy.  Pan zawiadowca pozostał jeszcze z panem referendarzem w nastawni coś tam sprawdzając i dyskutując.  Natomiast pan Nowak wsiadł do swojego starego Poloneza, ale gdy zauważył, że pan inspektor spaceruje po peronie to wysiadł i podszedł do pana Leszka.  I wcale nie komentował tak przykrego i szczegółowego odbioru lecz zapytał - panie inspektorze, a jak tam z tematem o którym rozmawialiśmy dwa tygodnie temu w dziale budynków?  Niestety nie miałem jeszcze okazji rozmawiać o pańskiej propozycji z moim szefem.  Korzystając z okazji i będąc wielce zadziwionym zachowaniem pana Durczeka, pan Leszek zapytał - a co pan myśli o dzisiejszym odbiorze?  O co mogło chodzić panu zawiadowcy?   Nie wiem o co chodzi, ale widocznie coś poszło nie tak jak to sobie pan zawiadowca zaplanował - odpowiedział pan Bogusław, po czym dodał - ale co i jak poszło nie tak to tego naprawdę nie wiem.  Panowie porozmawiali zdawkowo jeszcze przez chwilę po czym pan Bogusław wsiadł do swego mocno wysłużonego, głównie podróżami handlowymi do NRD, samochodu i odjechał.  Po chwili także pan inspektor wsiadł do pociągu i pojechał do domu.

I takie było drugie spotkanie pana Leszka z panem Bogusławem.

Następny odcinek.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię