wtorek, 29 grudnia 2015

Hiszpańskie klimaty - 5

Fabryki soli (salinas) tworzono tuż przy linii wybrzeża, w naturalnie wykształconych lagunach.   To właśnie w tym miejscu, na setkach kwadratowych poletek, produkowano większość potrzebnej soli. Poletka te, wyglądające z daleka jak ogromna szachownica, napełniane są wodą morską, która podczas procesu parowania traci początkowo intensywną, niebieską barwę i stopniowo krystalizuje w bryłki soli.  Powyżej widzimy zachód słońca na jednym z salinas znajdującym się w San Pedro del Pinatar (Costa Blanca).  Proszę zwrócić uwagę na godzinę zachodu słońca, a to przecież Europa.

Poprzedni post z tego cyklu.

niedziela, 27 grudnia 2015

Ciekawostka warta zastanowienia.

Jak myślicie ile euro może kosztować ten rocznikowy (zresztą bardzo smaczny - na poziomie Bacardi) dominikański rum (37,5%) w "hiszpańskim"  Lidlu?  
Odpowiedź pojutrze.  Proszę strzelać

Poniżej paragon z zakreśloną ceną owego rumu.  Porównajcie z cenami rumu i to znacznie gorszego w "polskich" Lidlach   Wnioski niechaj każdy wyciągnie sobie sam.


wtorek, 22 grudnia 2015

ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNO - NOWOROCZNE

Wszystkim czytelnikom mojego bloga życzę

ZDROWYCH, SPOKOJNYCH, OBFITYCH POD KAŻDYM WZGLĘDEM, UDANYCH, PEŁNYCH RADOŚCI, ZROZUMIENIA I REFLEKSJI

ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA

oraz

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NA NOWY 2016 ROK.



Do życzeń dołączam kilka zdjęć najładniejszej szopki noworocznej jaką w swoim życiu oglądałem

Szopka znajduje się na jednym z głównych placów hiszpańskiego miasta San Pedro del Pinatar.

















piątek, 18 grudnia 2015

DLACZEGO? - Kilka refleksji natury ogólnej - 28

Po trzech tygodniach pobytu w Hiszpanii, przypadkiem, w dużym centrum handlowym, w którym francuski sklep sieci Auchen nazywa się El Campo (a nie Auchen jak w Polsce), spotkałem małżeństwo, które poznałem rok temu w czasie mojego poprzedniego pobytu w tym pięknym kraju.   Owi znajomi słysząc, że poszukuję lokum na najbliższe 4 miesiące, zaproponowali, abyśmy zamieszkali w ich szeregowym domu w jednej z najpopularniejszych miejscowości na Costa Blanca.


Widoki z okien.


Nie dość, że zaproponowali dużo lepsze warunki finansowe niż normalny wynajem jakiegoś innego mieszkania to jeszcze ich dom okazał się dwukrotnie większy i lepiej wyposażony niż to co moglibyśmy za podobne środki finansowe wynająć u licznych miejscowych pośredników.

Dzięki tej wspaniałej propozycji zamieszkaliśmy w domu naszych niemiecko-polskich znajomych, którzy w tym czasie wyjechali do Hamburga, a potem do Gdańska.  Mieszkamy już ponad tydzień, ale nadal każdego dnia coś nas zadziwia.

Pomijając fakt, iż do luksusowej plaży (niesamowicie czysta woda o temperaturze około 19 - 20 stopni Celsjusza, płytkie przybrzeżne morze umożliwiające bezpieczną kąpiel, do do tego bar na plaży, parasole ze stolikami oraz codzienne sprzątanie, wyrównywanie piasku i usuwanie glonów - rzeczy u  nas mało znane) mamy tylko 300 metrów to jednak bardziej istotne jest to co każdego dnia przeżywamy.

A to co przeżywamy często jest dla nas dużym zadziwieniem, a czasami prawie szokiem.  Wspaniała pogoda, jeszcze wspanialsze widoki, mili, uprzejmi ludzie, którzy bez przerwy nas pozdrawiają, a  widząc nas przechodniów zbliżających się do pasów, zatrzymują się z daleka, zaś widząc nas na rowerach, machają nam i czekają, aż przejedziemy.  Wielu, mijających się na plaży, deptakach, ulicach, uśmiecha się do ciebie i nie wiesz jak się zachować bo przecież nie jesteś do tego przyzwyczajony, a oni do tego często pozdrawiają cię i to w różnych językach.  Wielu mówi coś do nas i mówią zazwyczaj (oprócz polskiego, rosyjskiego i niemieckiego) coś czego jeszcze tak za bardzo nie rozumiemy, chociaż codziennie uczymy się nowych słówek hiszpańskich i staramy się zrozumieć.

Nie chodzi oto, aby mitologizować ( bo mankamentów także tutaj sporo, lecz stanowią one margines normalności, odwrotnie niż u nas, gdzie normalność jest marginesem), lecz chodzi oto, aby dostrzegać różnice, aby się cieszyć z tego co jest, z tego co przeżywamy, z tego co widzimy, z tego co doświadczamy, z tego co czujemy i co sobie pozytywnie uświadamiamy.

Jednak ten piękny obraz hiszpańskiej rzeczywistości regionu Costa Blanca coś nam zakłóca.  Zakłóca go  mój wredny, nieustannie zbyt wiele dostrzegający, umysł.  Umysł, który nie zna spoczynku i nie zna przerw w analitycznych porównaniach, ocenach i realistycznym, rzeczywistym oglądzie teraźniejszości.

Ten ogląd to na początek wyposażenie domu, w którym mieszkamy.  Wszystko niby takie samo jak w Polsce, lecz tak naprawdę to zupełnie inne.

Najprostszy przykład - zlewozmywak zamontowany 10 lat temu, a jego kształt pozwala wygodnie myć rondle i patelnie bez machania nimi , przekrzywiania i niepotrzebnego rozlewania wody.  Ten przecież mający już swoje lata zlew ma trzy komory z odprowadzeniem wody i to komory różnych kształtów, jakże praktyczne w codziennym życiu.

 Zmywarka nieduża (o połowę mniejsza niż nasze, stojąca na kuchennej ladzie), akurat na dwie osoby, zużywa połowę tej wody i prądu co najbardziej oszczędny sprzęt tego typu dostępny w polskich sklepach.  Zmywarka ma już 8 lat, a pomimo to ma klasę energetyczną AA.

Lodówka marki Whirlpool, mająca także już osiem lat ma system total no frost, a do tego funkcjonalnością i solidnością wykonania oraz estetyką, bije na głowę lodówkę tej samej firmy, którą kupiłem w sklepie tej samej sieci co moi niemieccy znajomi (oni kupili w Hamburgu), w czerwcu 2015 roku i to za podobną kwotę.

Nawet sześcioletni czajnik bezprzewodowy ma moc znamionową o 30% niższą niż nasz nowy kupiony w tym roku, a o połowę krócej zagotowuje tą samą ilość wody.

Dziesięcioletni zabudowany kominek ma dodatkowy nawiew elektryczny dzięki czemu rozpala się w nim bez żadnego problemu, tak samo jak na kuchence gazowej.

Nawet "głupia" lampka ledowa kupiona parę dni temu  w miejscowym Leroy Merlin pobiera tylko   3W energii, a nie 5W tak jak taka sama lampka kupiona za podobną kwotę dwa miesiące temu w bydgoskim Leroyu, a do tego znacznie jaśniej świeci.

O mikserze, sokowirówce, odkurzaczu, piekarniku, telewizorze czy zwyczajnych solidnych niemieckich nożach, nawet nie ma co wspominać.

O innych sprzętach i wyposażeniu także nie chce mi się pisać.

Zawsze się irytowałem faktem, że w Polsce są sklepy z oryginalnymi niemieckimi towarami.  Denerwowałem się i nazywałem to głupotą i przesadą, a jak ktoś mi tłumaczył, że w niemieckim proszku znacznie lepiej wyprały mu się koszule to mu normalnie nie wierzyłem.  Ale jak kupiłem tutaj w Hiszpanii rozpuszczalną Nescafe classic, zalałem ją przegotowaną wodą, poczułem zapach i smak to chcąc czy nie chcąc musiałem się na tym zastanowić czy miałem rację tak myśląc.

Zapytałby kto, ale po co o tym piszesz?  Otóż piszę to bo w tym roku kupiłem mieszkanie developerskie i wielkim nakładem finansowym oraz organizacyjnym, o nerwach i różnych "niedogodnościach" nie wspominając, urządzałem to mieszkanie.  Kupowałem wszystko nowe i  dobrej jakości, ale teraz widzę, że ta jakość i funkcjonalność przeróżnego sprzętu i wyposażenia ni jak się ma do sprzętów kupionych w Niemczech i to 6 do 10 lat temu.  Ja pewnie po 3 do 5 lat będę musiał wiele wymienić, a tutaj po 10 latach wszystko działa bez zarzutu, a do tego normalnie jest znacznie lepsze, oszczędniejsze bardziej funkcjonalne i zwyczajnie przyjazne.

Pytam - to jak my się mamy wzbogacić?

Dlaczego tak jest?

Dlaczego na to pozwalamy i się na to zgadzamy?


Poprzedni post z tego cyklu. 




czwartek, 10 grudnia 2015

Hiszpańskie klimaty - 3

 Poprzedni post z tego cyklu.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Poprzedni post z tego cyklu.

niedziela, 6 grudnia 2015

Murcia - siódme miasto Hiszpanii

Dzisiaj (niedziela 06.12.2015) pojechaliśmy  do Murcji (Murcia).  To siódme co do liczby mieszkańców miasto Hiszpanii.   W samym mieście mieszka około 450 tys. mieszkańców, a  Wielki Zespół Miejski iMurcji (hiszp. Grande Área Urbana) ma ok. 645 tys. mieszkańców na powierzchni 1231 km²

Pojechaliśmy bezpłatnymi odcinkami autostrad i drogą szybkiego ruchu.  Miasto, a szczególnie jego starówka i jej otoczenie zrobiły na nas ogromne wrażenie.  Jest co oglądać i podziwiać, ale nie będę zanudzał bo każdy, gdy będzie chciał, może sobie sam poczytać o tym mieście na licznych internetowych portalach.   Dodam tylko, że tutaj wreszcie poczułem (oczywiście według mojego wyobrażenia) ducha Hiszpanii.   I chociaż w środę byliśmy w Cartagenie (ok.250 tys. mieszkańców i historia sięgająca czwartego wieku przed naszą erą) to jednak Cartagena wydało mi się bardziej europejska niż typowo hiszpańska, ale to moje subiektywne odczucie.

Poniżej kilka fotek z Murcji, nie oddają one tego co się przeżywa będąc tutaj, na przykład, na głównym placu miasta w niedzielne popołudnie, ale jednak są one jakąś namiastką tego co ujrzeliśmy i przeżyliśmy.


Jedziemy do Murcji.



Druga co do wysokości katedra w Hiszpanii

Stary most nad rzeką Segurą

Te czerwone to popularne u nas "gwiazdy betlejemskie"

Olbrzymie drzewo na jednym z głównych placów Murcji.