Po latach uczestnictwa w różnych forach postanowiłem zostawić trochę inny, bardziej refleksyjny ślad moich przemyśleń, przemyśleń życiowego realisty z dużą dozą krytycyzmu i domieszką melancholii. Chciałbym także zaprezentować trochę różnych pamiątek z minionych lat, głównie związanych z Bydgoszczą, ale nie tylko. Ponadto pragnąłbym w trochę nietypowy sposób prezentować niektóre bieżące i minione wydarzenia oraz zaprezentować różne swoje uwagi i spostrzeżenia. Temu ma służyć ten blog.
wtorek, 29 grudnia 2015
niedziela, 27 grudnia 2015
Ciekawostka warta zastanowienia.
Jak myślicie ile euro może kosztować ten rocznikowy (zresztą bardzo smaczny - na poziomie Bacardi) dominikański rum (37,5%) w "hiszpańskim" Lidlu? | Odpowiedź pojutrze. Proszę strzelać |
Poniżej paragon z zakreśloną ceną owego rumu. Porównajcie z cenami rumu i to znacznie gorszego w "polskich" Lidlach Wnioski niechaj każdy wyciągnie sobie sam.
wtorek, 22 grudnia 2015
ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNO - NOWOROCZNE
Wszystkim czytelnikom mojego bloga życzę
ZDROWYCH, SPOKOJNYCH, OBFITYCH POD KAŻDYM WZGLĘDEM, UDANYCH, PEŁNYCH RADOŚCI, ZROZUMIENIA I REFLEKSJI
ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA
oraz
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NA NOWY 2016 ROK.
Do życzeń dołączam kilka zdjęć najładniejszej szopki noworocznej jaką w swoim życiu oglądałem
Szopka znajduje się na jednym z głównych placów hiszpańskiego miasta San Pedro del Pinatar.
ZDROWYCH, SPOKOJNYCH, OBFITYCH POD KAŻDYM WZGLĘDEM, UDANYCH, PEŁNYCH RADOŚCI, ZROZUMIENIA I REFLEKSJI
ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA
oraz
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NA NOWY 2016 ROK.
Do życzeń dołączam kilka zdjęć najładniejszej szopki noworocznej jaką w swoim życiu oglądałem
Szopka znajduje się na jednym z głównych placów hiszpańskiego miasta San Pedro del Pinatar.
piątek, 18 grudnia 2015
DLACZEGO? - Kilka refleksji natury ogólnej - 28
Po trzech tygodniach pobytu w Hiszpanii, przypadkiem, w dużym centrum handlowym, w którym francuski sklep sieci Auchen nazywa się El Campo (a nie Auchen jak w Polsce), spotkałem małżeństwo, które poznałem rok temu w czasie mojego poprzedniego pobytu w tym pięknym kraju. Owi znajomi słysząc, że poszukuję lokum na najbliższe 4 miesiące, zaproponowali, abyśmy zamieszkali w ich szeregowym domu w jednej z najpopularniejszych miejscowości na Costa Blanca.
Nie dość, że zaproponowali dużo lepsze warunki finansowe niż normalny wynajem jakiegoś innego mieszkania to jeszcze ich dom okazał się dwukrotnie większy i lepiej wyposażony niż to co moglibyśmy za podobne środki finansowe wynająć u licznych miejscowych pośredników.
Dzięki tej wspaniałej propozycji zamieszkaliśmy w domu naszych niemiecko-polskich znajomych, którzy w tym czasie wyjechali do Hamburga, a potem do Gdańska. Mieszkamy już ponad tydzień, ale nadal każdego dnia coś nas zadziwia.
Pomijając fakt, iż do luksusowej plaży (niesamowicie czysta woda o temperaturze około 19 - 20 stopni Celsjusza, płytkie przybrzeżne morze umożliwiające bezpieczną kąpiel, do do tego bar na plaży, parasole ze stolikami oraz codzienne sprzątanie, wyrównywanie piasku i usuwanie glonów - rzeczy u nas mało znane) mamy tylko 300 metrów to jednak bardziej istotne jest to co każdego dnia przeżywamy.
A to co przeżywamy często jest dla nas dużym zadziwieniem, a czasami prawie szokiem. Wspaniała pogoda, jeszcze wspanialsze widoki, mili, uprzejmi ludzie, którzy bez przerwy nas pozdrawiają, a widząc nas przechodniów zbliżających się do pasów, zatrzymują się z daleka, zaś widząc nas na rowerach, machają nam i czekają, aż przejedziemy. Wielu, mijających się na plaży, deptakach, ulicach, uśmiecha się do ciebie i nie wiesz jak się zachować bo przecież nie jesteś do tego przyzwyczajony, a oni do tego często pozdrawiają cię i to w różnych językach. Wielu mówi coś do nas i mówią zazwyczaj (oprócz polskiego, rosyjskiego i niemieckiego) coś czego jeszcze tak za bardzo nie rozumiemy, chociaż codziennie uczymy się nowych słówek hiszpańskich i staramy się zrozumieć.
Nie chodzi oto, aby mitologizować ( bo mankamentów także tutaj sporo, lecz stanowią one margines normalności, odwrotnie niż u nas, gdzie normalność jest marginesem), lecz chodzi oto, aby dostrzegać różnice, aby się cieszyć z tego co jest, z tego co przeżywamy, z tego co widzimy, z tego co doświadczamy, z tego co czujemy i co sobie pozytywnie uświadamiamy.
Jednak ten piękny obraz hiszpańskiej rzeczywistości regionu Costa Blanca coś nam zakłóca. Zakłóca go mój wredny, nieustannie zbyt wiele dostrzegający, umysł. Umysł, który nie zna spoczynku i nie zna przerw w analitycznych porównaniach, ocenach i realistycznym, rzeczywistym oglądzie teraźniejszości.
Ten ogląd to na początek wyposażenie domu, w którym mieszkamy. Wszystko niby takie samo jak w Polsce, lecz tak naprawdę to zupełnie inne.
Najprostszy przykład - zlewozmywak zamontowany 10 lat temu, a jego kształt pozwala wygodnie myć rondle i patelnie bez machania nimi , przekrzywiania i niepotrzebnego rozlewania wody. Ten przecież mający już swoje lata zlew ma trzy komory z odprowadzeniem wody i to komory różnych kształtów, jakże praktyczne w codziennym życiu.
Zmywarka nieduża (o połowę mniejsza niż nasze, stojąca na kuchennej ladzie), akurat na dwie osoby, zużywa połowę tej wody i prądu co najbardziej oszczędny sprzęt tego typu dostępny w polskich sklepach. Zmywarka ma już 8 lat, a pomimo to ma klasę energetyczną AA.
Lodówka marki Whirlpool, mająca także już osiem lat ma system total no frost, a do tego funkcjonalnością i solidnością wykonania oraz estetyką, bije na głowę lodówkę tej samej firmy, którą kupiłem w sklepie tej samej sieci co moi niemieccy znajomi (oni kupili w Hamburgu), w czerwcu 2015 roku i to za podobną kwotę.
Nawet sześcioletni czajnik bezprzewodowy ma moc znamionową o 30% niższą niż nasz nowy kupiony w tym roku, a o połowę krócej zagotowuje tą samą ilość wody.
Dziesięcioletni zabudowany kominek ma dodatkowy nawiew elektryczny dzięki czemu rozpala się w nim bez żadnego problemu, tak samo jak na kuchence gazowej.
Nawet "głupia" lampka ledowa kupiona parę dni temu w miejscowym Leroy Merlin pobiera tylko 3W energii, a nie 5W tak jak taka sama lampka kupiona za podobną kwotę dwa miesiące temu w bydgoskim Leroyu, a do tego znacznie jaśniej świeci.
O mikserze, sokowirówce, odkurzaczu, piekarniku, telewizorze czy zwyczajnych solidnych niemieckich nożach, nawet nie ma co wspominać.
O innych sprzętach i wyposażeniu także nie chce mi się pisać.
Zawsze się irytowałem faktem, że w Polsce są sklepy z oryginalnymi niemieckimi towarami. Denerwowałem się i nazywałem to głupotą i przesadą, a jak ktoś mi tłumaczył, że w niemieckim proszku znacznie lepiej wyprały mu się koszule to mu normalnie nie wierzyłem. Ale jak kupiłem tutaj w Hiszpanii rozpuszczalną Nescafe classic, zalałem ją przegotowaną wodą, poczułem zapach i smak to chcąc czy nie chcąc musiałem się na tym zastanowić czy miałem rację tak myśląc.
Zapytałby kto, ale po co o tym piszesz? Otóż piszę to bo w tym roku kupiłem mieszkanie developerskie i wielkim nakładem finansowym oraz organizacyjnym, o nerwach i różnych "niedogodnościach" nie wspominając, urządzałem to mieszkanie. Kupowałem wszystko nowe i dobrej jakości, ale teraz widzę, że ta jakość i funkcjonalność przeróżnego sprzętu i wyposażenia ni jak się ma do sprzętów kupionych w Niemczech i to 6 do 10 lat temu. Ja pewnie po 3 do 5 lat będę musiał wiele wymienić, a tutaj po 10 latach wszystko działa bez zarzutu, a do tego normalnie jest znacznie lepsze, oszczędniejsze bardziej funkcjonalne i zwyczajnie przyjazne.
Pytam - to jak my się mamy wzbogacić?
Dlaczego tak jest?
Dlaczego na to pozwalamy i się na to zgadzamy?
Poprzedni post z tego cyklu.
Widoki z okien. |
Nie dość, że zaproponowali dużo lepsze warunki finansowe niż normalny wynajem jakiegoś innego mieszkania to jeszcze ich dom okazał się dwukrotnie większy i lepiej wyposażony niż to co moglibyśmy za podobne środki finansowe wynająć u licznych miejscowych pośredników.
Dzięki tej wspaniałej propozycji zamieszkaliśmy w domu naszych niemiecko-polskich znajomych, którzy w tym czasie wyjechali do Hamburga, a potem do Gdańska. Mieszkamy już ponad tydzień, ale nadal każdego dnia coś nas zadziwia.
Pomijając fakt, iż do luksusowej plaży (niesamowicie czysta woda o temperaturze około 19 - 20 stopni Celsjusza, płytkie przybrzeżne morze umożliwiające bezpieczną kąpiel, do do tego bar na plaży, parasole ze stolikami oraz codzienne sprzątanie, wyrównywanie piasku i usuwanie glonów - rzeczy u nas mało znane) mamy tylko 300 metrów to jednak bardziej istotne jest to co każdego dnia przeżywamy.
A to co przeżywamy często jest dla nas dużym zadziwieniem, a czasami prawie szokiem. Wspaniała pogoda, jeszcze wspanialsze widoki, mili, uprzejmi ludzie, którzy bez przerwy nas pozdrawiają, a widząc nas przechodniów zbliżających się do pasów, zatrzymują się z daleka, zaś widząc nas na rowerach, machają nam i czekają, aż przejedziemy. Wielu, mijających się na plaży, deptakach, ulicach, uśmiecha się do ciebie i nie wiesz jak się zachować bo przecież nie jesteś do tego przyzwyczajony, a oni do tego często pozdrawiają cię i to w różnych językach. Wielu mówi coś do nas i mówią zazwyczaj (oprócz polskiego, rosyjskiego i niemieckiego) coś czego jeszcze tak za bardzo nie rozumiemy, chociaż codziennie uczymy się nowych słówek hiszpańskich i staramy się zrozumieć.
Nie chodzi oto, aby mitologizować ( bo mankamentów także tutaj sporo, lecz stanowią one margines normalności, odwrotnie niż u nas, gdzie normalność jest marginesem), lecz chodzi oto, aby dostrzegać różnice, aby się cieszyć z tego co jest, z tego co przeżywamy, z tego co widzimy, z tego co doświadczamy, z tego co czujemy i co sobie pozytywnie uświadamiamy.
Jednak ten piękny obraz hiszpańskiej rzeczywistości regionu Costa Blanca coś nam zakłóca. Zakłóca go mój wredny, nieustannie zbyt wiele dostrzegający, umysł. Umysł, który nie zna spoczynku i nie zna przerw w analitycznych porównaniach, ocenach i realistycznym, rzeczywistym oglądzie teraźniejszości.
Ten ogląd to na początek wyposażenie domu, w którym mieszkamy. Wszystko niby takie samo jak w Polsce, lecz tak naprawdę to zupełnie inne.
Najprostszy przykład - zlewozmywak zamontowany 10 lat temu, a jego kształt pozwala wygodnie myć rondle i patelnie bez machania nimi , przekrzywiania i niepotrzebnego rozlewania wody. Ten przecież mający już swoje lata zlew ma trzy komory z odprowadzeniem wody i to komory różnych kształtów, jakże praktyczne w codziennym życiu.
Zmywarka nieduża (o połowę mniejsza niż nasze, stojąca na kuchennej ladzie), akurat na dwie osoby, zużywa połowę tej wody i prądu co najbardziej oszczędny sprzęt tego typu dostępny w polskich sklepach. Zmywarka ma już 8 lat, a pomimo to ma klasę energetyczną AA.
Lodówka marki Whirlpool, mająca także już osiem lat ma system total no frost, a do tego funkcjonalnością i solidnością wykonania oraz estetyką, bije na głowę lodówkę tej samej firmy, którą kupiłem w sklepie tej samej sieci co moi niemieccy znajomi (oni kupili w Hamburgu), w czerwcu 2015 roku i to za podobną kwotę.
Nawet sześcioletni czajnik bezprzewodowy ma moc znamionową o 30% niższą niż nasz nowy kupiony w tym roku, a o połowę krócej zagotowuje tą samą ilość wody.
Dziesięcioletni zabudowany kominek ma dodatkowy nawiew elektryczny dzięki czemu rozpala się w nim bez żadnego problemu, tak samo jak na kuchence gazowej.
Nawet "głupia" lampka ledowa kupiona parę dni temu w miejscowym Leroy Merlin pobiera tylko 3W energii, a nie 5W tak jak taka sama lampka kupiona za podobną kwotę dwa miesiące temu w bydgoskim Leroyu, a do tego znacznie jaśniej świeci.
O mikserze, sokowirówce, odkurzaczu, piekarniku, telewizorze czy zwyczajnych solidnych niemieckich nożach, nawet nie ma co wspominać.
O innych sprzętach i wyposażeniu także nie chce mi się pisać.
Zawsze się irytowałem faktem, że w Polsce są sklepy z oryginalnymi niemieckimi towarami. Denerwowałem się i nazywałem to głupotą i przesadą, a jak ktoś mi tłumaczył, że w niemieckim proszku znacznie lepiej wyprały mu się koszule to mu normalnie nie wierzyłem. Ale jak kupiłem tutaj w Hiszpanii rozpuszczalną Nescafe classic, zalałem ją przegotowaną wodą, poczułem zapach i smak to chcąc czy nie chcąc musiałem się na tym zastanowić czy miałem rację tak myśląc.
Zapytałby kto, ale po co o tym piszesz? Otóż piszę to bo w tym roku kupiłem mieszkanie developerskie i wielkim nakładem finansowym oraz organizacyjnym, o nerwach i różnych "niedogodnościach" nie wspominając, urządzałem to mieszkanie. Kupowałem wszystko nowe i dobrej jakości, ale teraz widzę, że ta jakość i funkcjonalność przeróżnego sprzętu i wyposażenia ni jak się ma do sprzętów kupionych w Niemczech i to 6 do 10 lat temu. Ja pewnie po 3 do 5 lat będę musiał wiele wymienić, a tutaj po 10 latach wszystko działa bez zarzutu, a do tego normalnie jest znacznie lepsze, oszczędniejsze bardziej funkcjonalne i zwyczajnie przyjazne.
Pytam - to jak my się mamy wzbogacić?
Dlaczego tak jest?
Dlaczego na to pozwalamy i się na to zgadzamy?
Poprzedni post z tego cyklu.
wtorek, 15 grudnia 2015
czwartek, 10 grudnia 2015
niedziela, 6 grudnia 2015
Murcia - siódme miasto Hiszpanii
Dzisiaj (niedziela 06.12.2015) pojechaliśmy do Murcji (Murcia). To siódme co do liczby mieszkańców miasto Hiszpanii. W samym mieście mieszka około 450 tys. mieszkańców, a Wielki Zespół Miejski iMurcji (hiszp. Grande Área Urbana) ma ok. 645 tys. mieszkańców na powierzchni 1231 km²
Pojechaliśmy bezpłatnymi odcinkami autostrad i drogą szybkiego ruchu. Miasto, a szczególnie jego starówka i jej otoczenie zrobiły na nas ogromne wrażenie. Jest co oglądać i podziwiać, ale nie będę zanudzał bo każdy, gdy będzie chciał, może sobie sam poczytać o tym mieście na licznych internetowych portalach. Dodam tylko, że tutaj wreszcie poczułem (oczywiście według mojego wyobrażenia) ducha Hiszpanii. I chociaż w środę byliśmy w Cartagenie (ok.250 tys. mieszkańców i historia sięgająca czwartego wieku przed naszą erą) to jednak Cartagena wydało mi się bardziej europejska niż typowo hiszpańska, ale to moje subiektywne odczucie.
Poniżej kilka fotek z Murcji, nie oddają one tego co się przeżywa będąc tutaj, na przykład, na głównym placu miasta w niedzielne popołudnie, ale jednak są one jakąś namiastką tego co ujrzeliśmy i przeżyliśmy.
Pojechaliśmy bezpłatnymi odcinkami autostrad i drogą szybkiego ruchu. Miasto, a szczególnie jego starówka i jej otoczenie zrobiły na nas ogromne wrażenie. Jest co oglądać i podziwiać, ale nie będę zanudzał bo każdy, gdy będzie chciał, może sobie sam poczytać o tym mieście na licznych internetowych portalach. Dodam tylko, że tutaj wreszcie poczułem (oczywiście według mojego wyobrażenia) ducha Hiszpanii. I chociaż w środę byliśmy w Cartagenie (ok.250 tys. mieszkańców i historia sięgająca czwartego wieku przed naszą erą) to jednak Cartagena wydało mi się bardziej europejska niż typowo hiszpańska, ale to moje subiektywne odczucie.
Poniżej kilka fotek z Murcji, nie oddają one tego co się przeżywa będąc tutaj, na przykład, na głównym placu miasta w niedzielne popołudnie, ale jednak są one jakąś namiastką tego co ujrzeliśmy i przeżyliśmy.
Jedziemy do Murcji. |
Druga co do wysokości katedra w Hiszpanii |
Stary most nad rzeką Segurą |
Te czerwone to popularne u nas "gwiazdy betlejemskie" |
Olbrzymie drzewo na jednym z głównych placów Murcji. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)