niedziela, 24 lutego 2019

Byliśmy w Gibraltarze.

Z Rondy pojechaliśmy do Gibraltaru.  Droga w większości była kręta i wąska.  Serpentyny wiły się bardzo skomplikowanie, miejscami nawierzchnia drogi pozostawiała wiele do życzenia i była na wielu odcinkach naprawdę niebezpieczna.  Na szczęście Piotr spisał się znakomicie.  Już z oddali kilkunastu kilometrów widać było charakterystyczną gibraltarską skałę.   A potem kontrola na wjeździe na brytyjskie terytorium.  Podjechaliśmy samochodem aż do latarni morskiej i tutaj zaparkowaliśmy samochód, a później po prostu przeżywaliśmy to miejsce.  To mityczne Słupy Heraklesa, to najbliżej z Europy do Afryki i wreszcie to miejsce gdzie tragicznie zginął generał Sikorski.

Niewątpliwie to miejsce magiczne, oryginalne i pełne wspaniałych widoków, a także strefa wolnocłowa pełna wielu zaskakujących cen.  Na przykład litrowy Sauthern Comfort kosztuje około 7 euro ( w przeliczeniu bo tutaj ceny w funtach) czyli ok. 28 zł., a w Polsce to grubo ponad 100 zł.  1 l. Baileysa to 10 euro,  Ale też to miejsce pełne wielu zawodów  czego doświadczyły nasze panie niczego nie kupując z tak powszechnie niby tańszych kosmetyków.  Mit idzie za mitem, a za nim podąża kolejny mit.  Naprawdę warto znać ceny w UE, aby nie dać się nabrać w tej brytyjskiej enklawie niby wolnocłowej.

Podziwialiśmy widoki, byliśmy na ulicy gdzie mieszczą się najpopularniejsze sklepy wolnocłowe, moim zdaniem przereklamowane.

Niestety, gdy przyszło nam wyjeżdżać z tego brytyjskiego terytorium to już nie było najlepiej.  Trwało to ponad 1,5 godziny i ponownie byliśmy szczegółowo kontrolowani bo rejestracja naszego samochodu nie była blisko znana angolom, którzy nas kontrolowali.

Wizyta w tym miejscu (oprócz wspaniałych widoków) to moim zdaniem jedna wielka porażka.

To przereklamowane miejsce, pełne angoli i pełne braku miejsc do parkowania z absurdalnymi cenami (oprócz sklepów wolnocłowych).  To miejsce trudne do wjazdu i jeszcze trudniejsze do wyjazdu.  To raptem tylko około 7 km kwadratowych, gdzie w McDonaldzie zwyczajny hamburger kosztuje około 30 złotych.

Powtórzę.  Oryginalne miejsce, ale wielce przereklamowane.

Dojeżdżamy.

Jesteśmy w porcie.  Tam w oddali to już Afryka.

Nie wiadomo dlaczego ta muzułmańska świątynia jest około trzykrotnie większa od skromnej świątyni katolickiej, znajdującej się niedaleko, po lewej. 

Ta latarnia to kiedyś wiele znaczyła.

To tutaj, na tym skrawku angielskiej ziemi, normalność. 


Kolejny dowód na europejskość tego miejsca.

To raczej zaprzeczenie powyższej tezy, ale to tylko chwilowe..







czwartek, 21 lutego 2019

Bydgoski emeryt w Hiszpanii - 2

Wróćmy na chwilę do tego jak doszło do naszego "zimowania" w Hiszpanii.

Otóż po tym pierwszym pobycie na Costa Blanca zmieniłem swoją optykę postrzegania tego co jest najważniejsze w moim życiu.   Prawie miesiąc pobytu w kompletnie innym świecie niż ten, który znałem do tej pory, uświadomił mi, że moje życie może być inne, a czy lepsze to już subiektywna sprawa.

W każdym razie po tym pierwszym zimowym pobycie w Hiszpanii poczułem się lepiej zarówno fizycznie jak i mentalnie, a opinie moich lekarzy i wyniki okresowych badań to potwierdziły.

Dlatego postanowiliśmy zintensyfikować zamiar sprzedania naszej nieruchomości w Niemczu, a po jej sprzedaniu całkowicie zmienić nasze życie,  Ponieważ ja po operacji prawie do niczego się nie nadawałem, a tutaj wiosna, a z nią konieczność zasilania roślin, potem przycinania, pielenia, koszenia, opryskiwania na wszelakie szkodniki, podlewania, dbania o dom i osobny garaż.  Następnie lato i koszenie co tydzień, podlewanie bez przerwy, przycinanie (a co zrobić z odcinanymi gałązkami i gałęziami) i tak dalej.  A siły nie ma.  Zaś 25 letnie nasadzenia i także te świeższe, mają swoje oczekiwania i potrzeby.  Krótko mówiąc coś trzeba było z tym zrobić.

Na szczęście już pod koniec marca 2015 roku znalazł się poważny kupiec na naszą nieruchomość.
I ją sprzedaliśmy.

Zaś po sprzedaży domu nie byliśmy jeszcze do końca przekonani, czy chcemy do Hiszpanii, czy gdzie indziej.  Braliśmy pod uwagę Grecję, Włochy, Canary.   Przeważyła wypadkowa tego co poprzedniego roku przeżyłem podczas mojego pobytu na Costa Blanca.  Postanowiliśmy przyjechać tutaj samochodem na pięć miesięcy (początek listopada, koniec marca),  Tutaj, gdzie spędziłem ten pierwszy niezapomniany miesiąc na hiszpańskiej ziemi.

Po sprzedaniu domu kupiliśmy piękne i duże mieszkanie w sąsiedniej miejscowości oddalonej od naszego byłego domu o dwa kilometry.   Pozostaliśmy w tym samym miejscu, ale w zupełnie innej sytuacji   Zamykamy mieszkanie na klucz i wyjeżdżamy na pięć miesięcy.  W przypadku domu i dużego ogrodu nie było to możliwe.

 Kupiliśmy niewielki nowy samochód (Nissan Micra) i pojechaliśmy nim do wymarzonej Hiszpanii.

Kupiliśmy także nawigację, a jakże w sklepie "nie dla idiotów", ale niestety źle wprowadziłem dane i jadąc z Bydgoszczy do Fuldy, gdzie mieszka rodzina mojej żony zamiast około 800 km, pokonaliśmy ich ponad tysiąc.  Ale zobaczyliśmy kawał dawnego NRD-ówka i to od tej wewnętrznej strony.  Zadziwiony byłem ogromnie, że te niemieckie wsie i małe miejscowości przez które przejeżdżaliśmy wcale nie przypominały bogatych Niemiec, a nawet były gorsze od biednej Polski.  I tak to dzięki niemieckiej nawigacji poznaliśmy troszeczkę wstydliwą stronę naszych sąsiadów.

We Fuldzie nas ugościli wspaniale.  Przespaliśmy się, a rano wyruszyliśmy do Hiszpanii.  Jechałem jednym ciągiem ponad 26 godzin.  Oczywiście zatrzymywałem się na tankowanie, kawę, gimnastykę (spać z wrażenia nie mogłem).

Po tych 26 godzinach jazdy z różnymi przygodami dojechaliśmy do San Pedro del Pinatar , które leży już w Murcji tuż za granicą Walencji.  Te przygody to między innymi przypadkowy wjazd do Walencji i to w godzinach szczytu.  Przejazd przez centrum Walencji zajął nam ponad dwie godziny.  Na głównej ulicy tego miasta, na każdym ze świateł posuwaliśmy się o długość trzech, czterech samochodów, które praktycznie ocierały się o siebie.  Byłem przerażony i nie za bardzo wiedziałem jak się zachować.  Na szczęście nic się nie stało.  Niestety, ale to samo spotkało nas w Alicante, a to wszystko dlatego, że słuchając rad (nie powiem czyich) pojechałem bezpłatną autostradą  A7 zamiast płatną AP7.  Wracając do Polski po pięciu miesiącach pobytu już tylko jechaliśmy AP7.

Warto wspomnieć o kilku sprawach związanych z tą naszą jazdą.  Pomijając tragiczne korki w pobliżu Frankfurtu nad Menem i ogromne mgły (jechałem nocą) w Dolinie Rodanu to muszę powiedzieć o francuskim nocnym systemie zapłaty za tankowanie.
Otóż podjeżdżamy na stację benzynową, czort wie gdzie, bo to głęboka noc, a tutaj podchodzi do nas dwoje ciapatych i coś zagaduje.  Na szczęście nie są agresywni i ich ignoruję.  Kontrolka paliwa pali się od dawna, a komputer mówi mi, że mogę przejechać jeszcze około 20 kilometrów na posiadanym paliwie.  Czyli specjalnie nie mam wyjścia.  Idę do sklepu, a tam facet wyrzuca do mnie jak z pistoletu masę nieznanych mi francuskich słów.  W końcu wyciągam 20 euro, a on coś gestykulując jeszcze więcej do mnie mówi.  Domyślam się, że mogę iść i zatankować za taką kwotę.  I to robię.  Ciapate mnie obserwują, ale nic nie robią.  Tankuję i odjeżdżam.

To tyle na dzisiaj.

Poprzedni post z tego cyklu

środa, 20 lutego 2019

Bydgoski emeryt w Hiszpanii -1

Od grudnia 2014 roku spędziłem w Hiszpanii na Costa Blanka już rok i trzy miesiące.  O wielu moich opiniach, wrażeniach i przeżyciach z tego okresu możecie przeczytać na tym blogu.

Udając się pierwszy raz na Costa Blanca nie byłem pewien tego co zobaczę, zastanę i przeżyję.
20 grudnia 2014 roku dzięki namowom mojej córki, wylądowałem na lotnisku w Alicante, lotem z Krakowa i to po koszmarnej podróży autobusem z Bydgoszczy do Krakowa.  Koszt taksówki z dworca autobusowego w Krakowie na lotnisko krakowskie to normalny koszmar, ale taksówkarz był rozmowny, miły i roztropny.

Już jadąc z lotniska w Alicante do miejsca zakwaterowania (Cabo Roig) nie mogłem się nadziwić, że w grudniu w Europie może być tak zielono, kolorowo i ciepło.  Przyjechałem, najadłem się, popijając smaczne wino po czym  poszedłem spać w pięknym (chociaż nieco zużytym odkupionym od niemieckich emerytów przez Polaka) apartamencie (ok. 80 m2) na drugim piętrze w zabudowie z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.  Klimat owego mieszkania był niesamowity.  Wszystko było niemieckie łącznie z programami w TV.

Rano, ale raczej późne rano, wstałem i wyszedłem na taras i co zobaczyłem:

https://dziwnabydgoszcz.blogspot.com/2014/12/dzisiaj-21122014-rok.html

Wprost uwierzyć nie mogłem w to co zobaczyłem, a do tego słońce grzało niesamowicie i już po pół godzinie przebywania na tarasie nie mogłem dłużej na tym słońcu (końca grudnia) wytrzymać.

Umyłem się (bo się na tym tarasie spociłem) i poszedłem (ok, 1,5 km) do miejsca gdzie mieszkała moja córka z rodziną.   Po drodze nadziwić się nie mogłem kwiatom, zieleni, szczebiocącym ptakom i wszystkiemu co mnie wówczas otaczało.

Byłem po ciężkiej operacji wykonanej przez pana doktora Banaszkiewicza w bydgoskim szpitalu  "Bizielu"  i byłem po chemii oraz radioterapii w CO.   Dlatego ten kontrast w stosunku do przeżyć ostatniego ponad półrocza był wprost nieprawdopodobny.

Przyszedłem na śniadanie do domu gdzie mieszkała trójka moich wnuków, córka i zięć oraz jego rodzice.  Już pierwsze śniadanie było niesamowite.  Cztery rodzaje pomidorów, trzy rodzaje oliwek, tuńczyk, sałata,  ogórek i kawałek chleba.

Po śniadaniu poszliśmy na plażę i pierwszy raz w moim życiu w grudniu kąpałem się w morzu i do tego Śródziemnym.

To tak tytułem wstępu, a do porad zaraz przejdę.

cdn.

poniedziałek, 18 lutego 2019

Czwartek w Rondzie.

Ronda – miasto w Andaluzji, w prowincji Malaga; 36 tys. mieszkańców. Położone po obu stronach wąwozu rzeki Guadalevín miasto składa się z dwóch dzielnic: Ciudad, czyli części arabskiej i Mercadillo, czyli nowszej części powstałej po rekonkwiście. Miasto położone na wysokości 739 m n.p.m.

Ronda, jedno z najstarszych miast w całej Hiszpanii. Zaskakuje swoim nietypowym położeniem i wręcz pocztówkowym widokami. Mimo, że nie leży nad samym morzem, a w górskim interiorze.

Głównym deptakiem dochodzimy do bezsprzecznego punktu kulminacyjnego całego przedsięwzięcia czyli oniemiającego, głębokiego na ponad 100 metrów wąwozu El Tajo i zawieszonego nad nim Nowego Mostu – Puente Nuevo. Wąwóz wypełnia spokojne płynąca rzeka Guadalevin. Często bywa, że główne atrakcje danego miasta są mocno przereklamowane, zamienione w marketingowe potworki, przepełnione bezmyślnymi turystami, którzy i tak nie mają pojęcia gdzie się znajdują. Nie można tego jednak powiedzieć o Rondzie i jej majestatycznym El Tajo. To miejsce wręcz zapiera dech w piersiach, odrobinę przeraża i zachwyca zarazem. Oczywiście nie brak tutaj turystów przez cały okrągły rok, 

Otoczona bujnymi dolinami, głębokim wąwozem, oferująca widoki przyprawiające o zawroty głowy -  każdy kto miał szczęście przynajmniej raz odwiedzić Rondę dobrze wie o czym mowa. To jedno z najpiękniejszych i najczęściej odwiedzanych miast w Hiszpanii. 

Ronda (Acinipo) została uznana za miasto przez Juliusza Cezara w I wieku naszej ery. Kiedy wojska arabskie pod wodzą Tarika ibn Zeyada najechały Hiszpanię w VIII wieku, jedną z pierwszych dróg, którą podążali był stary, rzymski szlak łączący Giblartar z osadą Acinipo.

 Ernest Hemingway tak opisał swoje wrażenia po wizycie w Rondzie: "Całe miasto jak okiem sięgnąć jest niczym innym, jak romantyczną kulisą teatralną". Pamiętajmy, żeby przed zwiedzaniem tego miejsca zaopatrzyć się wygodne obuwie, ponieważ wizyta w tym "teatrze" to spacer wymagający pokonania stromych ścieżek oraz wielu schodów. 

Powyższe przytaczam z różnych internetowych stron, ale rzeczywistość przebija te opisy.  Najpierw jedziemy z Fuengirolii przez Marbellę i za Marbellą skręcamy w góry na wąską i niebezpieczną drogą.  Jedziemy serpentynami około 30 kilometrów i wspinamy się od poziomu morza do poziomu Rondy.  Po drodze zatrzymujemy się na parkingu przy marnym barze i tutaj spotykamy grupę kilku Polaków raczącą się w przerwie podróży miejscową kawą.

Potem parkujemy naszego wypożyczonego Citroena C5 na podziemnym parkingu (pięć podziemnych poziomów) i idziemy głównym deptakiem do największych opisanych powyżej atrakcji tego niesamowitego miasta.  Ponieważ tego samego dnia wybieraliśmy się także do Gibraltaru dlatego też za mało (moim zdaniem) czasu poświęciliśmy temu zjawiskowemu miejscu.  Warto zjawić się tutaj wcześnie i poświęcić miastu i okolicom przynajmniej jeden cały dzień, albo i więcej.  Turystów, nawet w lutym, tłumy.  Przeważają Azjaci.  Są bardzo głośni, ale sympatyczni.


W drodze do Rondy






Bardzo dużo turystów z Azji

Główny deptak

Hiszpańskie specjały - słodkie turrony wytwarzane na miejscu
ó
Hiszpańskie specjały - klasyczne.


  W tym niewielkim hiszpańskim mieście (jak widzimy na zdjęciu) parking ma pięć poziomów poniżej ulicy, którą się do niego dojeżdża, a w Bydgoszczy nie możemy wybudować żadnego parkingu o jednym takim podziemnym poziomie.  I oprócz trzykrotnie niższych przeciętnych pensji jest to klasyczny przykład różnic pomiędzy starą, a nową UE.  I wbrew pozorom to rozwarstwienie pogłębia się.





środa, 13 lutego 2019

Warto przeczytać - 21

Dzisiaj polecam "Dzienniki"  Jarosława Iwaszkiewicza.   Pierwszy tom to lata od 1911 do 1955, a drugi tom to lata od 1956 do 1963 roku.  Dużo tego i całkiem to skomplikowany tekst.  Narracje, opisy, wspomnienia, poezja, postacie, życie niesamowite i te uczucia przenikające na wskroś z każdej niemalże strony "Dzienników".  I do tego niezwykle rozbudowane przypisy, ale jakże pouczające i pełne wszelakich faktów, opisów, informacji, refleksji, pouczeń, przeżyć i różnorodnych relacji od królowej Danii bawiącej w Stawisku do służących w tym dworze.  A po drodze wszyscy wielcy i mniejsi owego świata i owych czasów.

 Iwaszkiewicz był za komuny bardzo kontrowersyjny, ale nawet jego dosyć jawny homoseksualizm był tolerowany lub raczej przemilczany.  Miał żonę i miał dwie córki, ale zawsze najbardziej zależało mu na partnerach męskich.   Jestem nietolerancyjny co do ludzi LGBT, ale czytając te dzienniki staję się bardziej tolerancyjnym.

Nie znałem twórczości Jarosława Iwaszkiewicza oprócz powszechnie znanych "Panien z Wilka", "Czerwonych tarcz", "Lata w Noah" czy "Brzeziny", ale po przeczytaniu "Dzienników"  zupełnie inaczej patrzą na Niego i Jego twórczość.

Te "Dzienniki"  to piękny przekrój ponad 50 lat naszej prawdziwie polskiej rzeczywistości widzianej i opisywanej przez niezwykle inteligentnego i prawego człowieka.   A ile refleksji, ile niesamowitych opisów miejsc, ludzi, zdarzeń i to wszystko na wskroś takie polskie.

Trudno to czytać, ale trzeba.

Mógłbym się wysilać i pisać jakie refleksje nasunęły mi te "Dzienniki", ale jestem za marny, aby komentować tak monumentalne dzieło.  Natomiast chętnie podyskutuję z kimś kto te dzienniki przeczytał i przemyślał.  Moim zdaniem to kwintesencja polskości i przyzwoitości, chociaż wielu tak nie uważa.   Iwaszkiewicz w swoim Stawisku dał w czasie wojny schronienie wielu różnym ludziom i to nie nie tylko Polakom.  Był wielkoduszny i bezinteresowny.

Moim zdaniem to w naszej literaturze XX wieku postać pierwszorzędna.


Poprzedni post z tego cyklu.

niedziela, 10 lutego 2019

Malaga w środę.

Malaga – miasto w południowej Hiszpanii. Drugie - po Sewilli - co do wielkości miasto regionu Andaluzja. Położona nad Morzem Śródziemnym, u podnóża Gór Betyckich. Jedno z najstarszych miast Europy, zamieszkane od VIII wieku p.n.e. Duży port handlowy i rybacki, kąpielisko na Costa del Sol.  Malaga to piąte co do wielkości miasto Hiszpanii liczące około 600 tysięcy mieszkańców.

Wszyscy zapewne znają wino o nazwie malaga.  To wspaniałe wzmacniane wino jest pewnie najważniejszym światowym wizerunkiem regionu.  Dwulitrowa butelka tego trunku ze szczepu Pedro Ximenes kosztuje około 10 euro ( w Polsce zapewne trzy razy tyle).  Mieszane są dużo tańsze, ale klasyka zobowiązuje.

Miasto jest duże i piękne.  Wielki port przyjmujący największe kontenerowce i wycieczkowce jest kolejnym atutem Malagi.  Tutaj urodził się Pablo Picasso.  Tutaj znajduje się słynna katedra, którą budowano ponad dwieście lat.

Tutaj.....   I tak dalej.  Można poczytać w internecie.

My tutaj byliśmy i poczuliśmy klimat tego miasta i mam nadzieję, że namiastkę tego poczucia znaleźć będzie można na poniższych zdjęciach:







Małe samochody zbierają śmieci, które wrzucają do dużych samochodów.  Czy w PL jest to możliwe?


Widok z zamku - autorem zdjęcia jest Piotr Brożek


Stadion FC Malaga





Po dniu pełnym wrażeń w Maladze pijemy Malagę.

wtorek, 5 lutego 2019

Jak poniedziałek to jesteśmy w Lorca

Lorca – miasto w południowo-wschodniej Hiszpanii, w Murcji, nad rzeką Sangonera. Około 84,2 tys. mieszkańców. W maju 2011 w pobliżu miasta znajdowało się epicentrum trzęsienia ziemi. Na skutek trzęsienia miasto doznało rozległych zniszczeń.

Miasto położone na wysokości 353 m n.p.m.

Lorca słynna jest z obchodów Semana Santa czyli tygodnia poprzedzającego Wielkanoc.  Są one  powszechnie uważane za najlepsze w całej Hiszpanii.  Podczas odbywających się wtedy przedstawień, odgrywane są pełne operowego splendoru sceny triumfu chrześcijaństwa nad muzułmanami. W procesjach uczestniczą takie postacie jak Juliusz Cezar oraz Cleopatra, królowie Persji i Babilonii, niezwykle bogato odziani w haftowane, aksamitne i jedwabne szaty. Kulminacyjnym momentem Wielkiego Tygodnia w Lorce jest wieczór i noc Wielkiego Piątku.

Lorca jest słynna także z zamku Fortaleza del sol (Forteca Słońca).  To jeden z największych zamków Hiszpanii.

Miasto jest ładne.  Pełne kościołów i klasztorów pochodzących z różnych okresów historycznych.

Poniżej kilka zdjęć z naszej poniedziałkowej wycieczki:


Idziemy do zamku

Widok z zamkowego wzgórza

jak wyżej

jak wyżej



poniedziałek, 4 lutego 2019

Niedziela (03.02.2019) Cartagena i La Manga

Historia miasta Cartagena


położonego w Murcji sięga trzeciego wieku przed naszą erą, a od XVI wieku to główna baza hiszpańskiej armady królującej wówczas na wodach całego Świata (jak wyżej).  Zaś obecnie to siedziba główna hiszpańskiej marynarki wojennej.

La Manga to półwysep (typu naszej Mierzei Wiślanej), którego szerokość wynosi od stu do kilkuset metrów, a długość wynosi 32 km.  Z jednej strony znajduje się Małe Morze (Mare Menor), zaś z drugiej Morze Śródziemne.

Przy głównym nabrzeżu spotkaliśmy polski jacht ze Szczecina

To dopiero różanecznik

Krótka pogawędka z napotkanym marynarzem

Niedzielne spotkania

Widok z  La Manga na Morze Śródziemne

Widok z La Manga na Mar Menor

sobota, 2 lutego 2019

Emerytura pod palmami

Od wtorku 29.01.2019 znowu jesteśmy w Cabo Roig na krańcu Costa Blanca, tuż na granicy Valencji z Murcją.  Piątą zimę (a raczej jej część) spędzamy w ciepłych klimatach ratujących nasze nadszarpnięte wiekiem i chorobami zdrowie.

Pewnie powinno być to regułą, jak to jest u Niemców czy Anglików, ale na razie nie jest i my jedynie jesteśmy przedstawicielami tego co obiecano wszystkim Polakom, gdy nijaki Buzek z Mańkiem Krzaklewskim  wprowadzali program narodowych funduszy emerytalnych (NFI).  My w to nigdy nie uwierzyliśmy i nie zapisaliśmy się do tych złodziejskich funduszy, i dlatego my jesteśmy w Hiszpanii, a ci co w nie uwierzyli nie są.  I co najśmieszniejsze to fakt, że twórcy owych złodziejskich funduszy ponownie próbują powrócić do władzy.  Dziwi mnie ogromnie, że mogą znaleźć się ludzie, którzy im wierzą.  Osobniki typu Buzek, Miler. Cimoszewicz, Marcinkiewicz, Sikorski, Niesiołowski, Balcerowicz, Petru, Schetyna, Kopacz, Kierwiński, Nitrasy i tym podobne osobniki, pragną nadal omamiać Polaków i zapewniać ich, że to co czynią to jest dla ich dobra.  Ciekawe dlaczego jak oni rządzili tak nie było, a teraz jak powrócą to ma tak być?

Jak głupim być trzeba, aby powtórnie im uwierzyć?

Mnie się to w głowie nie mieści, ale pewnie mam małą i tępą głowę.

Każdy ma prawo mieć swoje zdanie, a ja mam takie jak powyżej.