Wróćmy na chwilę do tego jak doszło do naszego "zimowania" w Hiszpanii.
Otóż po tym pierwszym pobycie na Costa Blanca zmieniłem swoją optykę postrzegania tego co jest najważniejsze w moim życiu. Prawie miesiąc pobytu w kompletnie innym świecie niż ten, który znałem do tej pory, uświadomił mi, że moje życie może być inne, a czy lepsze to już subiektywna sprawa.
W każdym razie po tym pierwszym zimowym pobycie w Hiszpanii poczułem się lepiej zarówno fizycznie jak i mentalnie, a opinie moich lekarzy i wyniki okresowych badań to potwierdziły.
Dlatego postanowiliśmy zintensyfikować zamiar sprzedania naszej nieruchomości w Niemczu, a po jej sprzedaniu całkowicie zmienić nasze życie, Ponieważ ja po operacji prawie do niczego się nie nadawałem, a tutaj wiosna, a z nią konieczność zasilania roślin, potem przycinania, pielenia, koszenia, opryskiwania na wszelakie szkodniki, podlewania, dbania o dom i osobny garaż. Następnie lato i koszenie co tydzień, podlewanie bez przerwy, przycinanie (a co zrobić z odcinanymi gałązkami i gałęziami) i tak dalej. A siły nie ma. Zaś 25 letnie nasadzenia i także te świeższe, mają swoje oczekiwania i potrzeby. Krótko mówiąc coś trzeba było z tym zrobić.
Na szczęście już pod koniec marca 2015 roku znalazł się poważny kupiec na naszą nieruchomość.
I ją sprzedaliśmy.
Zaś po sprzedaży domu nie byliśmy jeszcze do końca przekonani, czy chcemy do Hiszpanii, czy gdzie indziej. Braliśmy pod uwagę Grecję, Włochy, Canary. Przeważyła wypadkowa tego co poprzedniego roku przeżyłem podczas mojego pobytu na Costa Blanca. Postanowiliśmy przyjechać tutaj samochodem na pięć miesięcy (początek listopada, koniec marca), Tutaj, gdzie spędziłem ten pierwszy niezapomniany miesiąc na hiszpańskiej ziemi.
Po sprzedaniu domu kupiliśmy piękne i duże mieszkanie w sąsiedniej miejscowości oddalonej od naszego byłego domu o dwa kilometry. Pozostaliśmy w tym samym miejscu, ale w zupełnie innej sytuacji Zamykamy mieszkanie na klucz i wyjeżdżamy na pięć miesięcy. W przypadku domu i dużego ogrodu nie było to możliwe.
Kupiliśmy niewielki nowy samochód (Nissan Micra) i pojechaliśmy nim do wymarzonej Hiszpanii.
Kupiliśmy także nawigację, a jakże w sklepie "nie dla idiotów", ale niestety źle wprowadziłem dane i jadąc z Bydgoszczy do Fuldy, gdzie mieszka rodzina mojej żony zamiast około 800 km, pokonaliśmy ich ponad tysiąc. Ale zobaczyliśmy kawał dawnego NRD-ówka i to od tej wewnętrznej strony. Zadziwiony byłem ogromnie, że te niemieckie wsie i małe miejscowości przez które przejeżdżaliśmy wcale nie przypominały bogatych Niemiec, a nawet były gorsze od biednej Polski. I tak to dzięki niemieckiej nawigacji poznaliśmy troszeczkę wstydliwą stronę naszych sąsiadów.
We Fuldzie nas ugościli wspaniale. Przespaliśmy się, a rano wyruszyliśmy do Hiszpanii. Jechałem jednym ciągiem ponad 26 godzin. Oczywiście zatrzymywałem się na tankowanie, kawę, gimnastykę (spać z wrażenia nie mogłem).
Po tych 26 godzinach jazdy z różnymi przygodami dojechaliśmy do San Pedro del Pinatar , które leży już w Murcji tuż za granicą Walencji. Te przygody to między innymi przypadkowy wjazd do Walencji i to w godzinach szczytu. Przejazd przez centrum Walencji zajął nam ponad dwie godziny. Na głównej ulicy tego miasta, na każdym ze świateł posuwaliśmy się o długość trzech, czterech samochodów, które praktycznie ocierały się o siebie. Byłem przerażony i nie za bardzo wiedziałem jak się zachować. Na szczęście nic się nie stało. Niestety, ale to samo spotkało nas w Alicante, a to wszystko dlatego, że słuchając rad (nie powiem czyich) pojechałem bezpłatną autostradą A7 zamiast płatną AP7. Wracając do Polski po pięciu miesiącach pobytu już tylko jechaliśmy AP7.
Warto wspomnieć o kilku sprawach związanych z tą naszą jazdą. Pomijając tragiczne korki w pobliżu Frankfurtu nad Menem i ogromne mgły (jechałem nocą) w Dolinie Rodanu to muszę powiedzieć o francuskim nocnym systemie zapłaty za tankowanie.
Otóż podjeżdżamy na stację benzynową, czort wie gdzie, bo to głęboka noc, a tutaj podchodzi do nas dwoje ciapatych i coś zagaduje. Na szczęście nie są agresywni i ich ignoruję. Kontrolka paliwa pali się od dawna, a komputer mówi mi, że mogę przejechać jeszcze około 20 kilometrów na posiadanym paliwie. Czyli specjalnie nie mam wyjścia. Idę do sklepu, a tam facet wyrzuca do mnie jak z pistoletu masę nieznanych mi francuskich słów. W końcu wyciągam 20 euro, a on coś gestykulując jeszcze więcej do mnie mówi. Domyślam się, że mogę iść i zatankować za taką kwotę. I to robię. Ciapate mnie obserwują, ale nic nie robią. Tankuję i odjeżdżam.
To tyle na dzisiaj.
Poprzedni post z tego cyklu
Otóż po tym pierwszym pobycie na Costa Blanca zmieniłem swoją optykę postrzegania tego co jest najważniejsze w moim życiu. Prawie miesiąc pobytu w kompletnie innym świecie niż ten, który znałem do tej pory, uświadomił mi, że moje życie może być inne, a czy lepsze to już subiektywna sprawa.
W każdym razie po tym pierwszym zimowym pobycie w Hiszpanii poczułem się lepiej zarówno fizycznie jak i mentalnie, a opinie moich lekarzy i wyniki okresowych badań to potwierdziły.
Dlatego postanowiliśmy zintensyfikować zamiar sprzedania naszej nieruchomości w Niemczu, a po jej sprzedaniu całkowicie zmienić nasze życie, Ponieważ ja po operacji prawie do niczego się nie nadawałem, a tutaj wiosna, a z nią konieczność zasilania roślin, potem przycinania, pielenia, koszenia, opryskiwania na wszelakie szkodniki, podlewania, dbania o dom i osobny garaż. Następnie lato i koszenie co tydzień, podlewanie bez przerwy, przycinanie (a co zrobić z odcinanymi gałązkami i gałęziami) i tak dalej. A siły nie ma. Zaś 25 letnie nasadzenia i także te świeższe, mają swoje oczekiwania i potrzeby. Krótko mówiąc coś trzeba było z tym zrobić.
Na szczęście już pod koniec marca 2015 roku znalazł się poważny kupiec na naszą nieruchomość.
I ją sprzedaliśmy.
Zaś po sprzedaży domu nie byliśmy jeszcze do końca przekonani, czy chcemy do Hiszpanii, czy gdzie indziej. Braliśmy pod uwagę Grecję, Włochy, Canary. Przeważyła wypadkowa tego co poprzedniego roku przeżyłem podczas mojego pobytu na Costa Blanca. Postanowiliśmy przyjechać tutaj samochodem na pięć miesięcy (początek listopada, koniec marca), Tutaj, gdzie spędziłem ten pierwszy niezapomniany miesiąc na hiszpańskiej ziemi.
Po sprzedaniu domu kupiliśmy piękne i duże mieszkanie w sąsiedniej miejscowości oddalonej od naszego byłego domu o dwa kilometry. Pozostaliśmy w tym samym miejscu, ale w zupełnie innej sytuacji Zamykamy mieszkanie na klucz i wyjeżdżamy na pięć miesięcy. W przypadku domu i dużego ogrodu nie było to możliwe.
Kupiliśmy niewielki nowy samochód (Nissan Micra) i pojechaliśmy nim do wymarzonej Hiszpanii.
Kupiliśmy także nawigację, a jakże w sklepie "nie dla idiotów", ale niestety źle wprowadziłem dane i jadąc z Bydgoszczy do Fuldy, gdzie mieszka rodzina mojej żony zamiast około 800 km, pokonaliśmy ich ponad tysiąc. Ale zobaczyliśmy kawał dawnego NRD-ówka i to od tej wewnętrznej strony. Zadziwiony byłem ogromnie, że te niemieckie wsie i małe miejscowości przez które przejeżdżaliśmy wcale nie przypominały bogatych Niemiec, a nawet były gorsze od biednej Polski. I tak to dzięki niemieckiej nawigacji poznaliśmy troszeczkę wstydliwą stronę naszych sąsiadów.
We Fuldzie nas ugościli wspaniale. Przespaliśmy się, a rano wyruszyliśmy do Hiszpanii. Jechałem jednym ciągiem ponad 26 godzin. Oczywiście zatrzymywałem się na tankowanie, kawę, gimnastykę (spać z wrażenia nie mogłem).
Po tych 26 godzinach jazdy z różnymi przygodami dojechaliśmy do San Pedro del Pinatar , które leży już w Murcji tuż za granicą Walencji. Te przygody to między innymi przypadkowy wjazd do Walencji i to w godzinach szczytu. Przejazd przez centrum Walencji zajął nam ponad dwie godziny. Na głównej ulicy tego miasta, na każdym ze świateł posuwaliśmy się o długość trzech, czterech samochodów, które praktycznie ocierały się o siebie. Byłem przerażony i nie za bardzo wiedziałem jak się zachować. Na szczęście nic się nie stało. Niestety, ale to samo spotkało nas w Alicante, a to wszystko dlatego, że słuchając rad (nie powiem czyich) pojechałem bezpłatną autostradą A7 zamiast płatną AP7. Wracając do Polski po pięciu miesiącach pobytu już tylko jechaliśmy AP7.
Warto wspomnieć o kilku sprawach związanych z tą naszą jazdą. Pomijając tragiczne korki w pobliżu Frankfurtu nad Menem i ogromne mgły (jechałem nocą) w Dolinie Rodanu to muszę powiedzieć o francuskim nocnym systemie zapłaty za tankowanie.
Otóż podjeżdżamy na stację benzynową, czort wie gdzie, bo to głęboka noc, a tutaj podchodzi do nas dwoje ciapatych i coś zagaduje. Na szczęście nie są agresywni i ich ignoruję. Kontrolka paliwa pali się od dawna, a komputer mówi mi, że mogę przejechać jeszcze około 20 kilometrów na posiadanym paliwie. Czyli specjalnie nie mam wyjścia. Idę do sklepu, a tam facet wyrzuca do mnie jak z pistoletu masę nieznanych mi francuskich słów. W końcu wyciągam 20 euro, a on coś gestykulując jeszcze więcej do mnie mówi. Domyślam się, że mogę iść i zatankować za taką kwotę. I to robię. Ciapate mnie obserwują, ale nic nie robią. Tankuję i odjeżdżam.
To tyle na dzisiaj.
Poprzedni post z tego cyklu
Ciekawy komentarz. Czy może Pan napisać więcej - nie wchodząc oczywiście w szczegóły - jak kupował Pan mieszkanie? Czy z pomocą jakiejś agencji, czy samodzielnie? Czy jest to mieszkanie własnościowe czy apart-hotel do wspólnego użytku z innymi osobami? Czy nieruchomością zarządza jakaś wyspecjalizowana firma?
OdpowiedzUsuńDzień dobry, mogłabym Panu podać informacje dotyczące kupna mieszkania w Hiszpanii, bo mam już doświadczenie w zakupie. Proszę wejść na moją stronę (link jest obok) tam jest mój mail. Pozdrawiam, Mirka Kozieł
UsuńMieszkanie kupiliśmy w Polsce, dwa kilometry od domu, który sprzedaliśmy. W Hiszpanii dzierżawimy, najpierw mieszkanie, a później segment w ciągu składającym się z kilkunastu przylegających do siebie domów.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedź. Chodziło mi o mieszkanie w Hiszpanii - wyraziłem się nieprecyzyjnie, przepraszam. A czy ta hiszpańska dzierżawa jest "bez limitu", czy też może mają Państwo możliwość wykorzystania np. 50 dni w roku?
OdpowiedzUsuńDzierżawa jest taka na jaką się pan umówi z właścicielem lub pośrednikiem. Limitów nie ma, ale w sezonie letnim (czerwiec - wrzesień) wynajęcie na tydzień zazwyczaj kosztuje tyle co w pozostałym okresie wynajęcie na miesiąc. A ceny są bardzo różne tak jak i warunki wynajmu (np kaucja, opłaty, wyposażenie, media). Tutaj gdzie jestem Jest kilka polskich biur pośredniczących w wynajmie i zakupie (sprzedaży), a także hiszpańskich w których pracuje Polak (Polka).
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację. Szacunek za odwagę i zmianę, której Pan dokonał nie będąc już najmłodszym człowiekiem. Większość by powiedziała, że za późno na zmiany, że starych drzew się nie przesadza itd. a Pan sprzedał dom i spędza zimę w Hiszpanii. Podziwiam!
OdpowiedzUsuń