poniedziałek, 31 października 2016

Cytaty znane i nieznane - 28

Poniżej jedna z wielu przypowieści genialnego fińskiego pisarza Miki Waltari.  Ta pochodzi z jego powieści pod tytułem "Egipcjanin Sinuhe".

Dzisiaj dzień zadumy i wspomnień, a także refleksji.  Sądzę, że poniższa mądrość może być elementem wspomnianej zadumy, a także wskazówką (pewnie dla nielicznych) na całe życie..

"Życie ludzkie bowiem jest na rozmaite sposoby utkane z marzeń.  Dlatego prawda jest zła i gorzka dla człowieka i dla wielu lepiej jest, gdy ginie prawda, niż gdy rozwiewają się sny."


Poprzedni post z tego cyklu.

czwartek, 27 października 2016

25-lecie Bydgoskiego Towarzystwa Tenisowego.

Dzisiaj mija 25 lat od powstania Bydgoskiego Towarzystwa Tenisowego.  Poniżej słów kilka o Towarzystwie, kopia aktu założycielskiego i parę zdjęć.


             Bydgoskie Towarzystwo Tenisowe

         27 października 1991 roku na zebranie założycielskie przybyła grupa trzydziestu siedmiu  miłośników tenisa ziemnego, która postanowiła utworzyć swój klub tenisowy.  Po burzliwych obradach przyjęto nazwę „Bydgoskie Towarzystwo Tenisowe” i  opracowano pierwszy statut.  Potem zarejestrowano Towarzystwo w sądzie i rozpoczęto starania o uzyskanie miejsca pod budowę kortów.   Założycielami klubu byli między innymi:  Ryszard Kaczmarek, Marzena i Piotr Słojewscy, Zbigniew Wydrzyński, Wojciech Sypniewski, Maria i Andrzej Karczewscy, Hanna i Waldemar Tymińscy, Zygmunt Rynarzewski, Waldemar Zieliński, Piotr Maciejewski.  

         Dzięki przychylności władz miejskich, jesienią 1992 roku,  Towarzystwo pozyskało piękny teren pod urządzenie kortów.  Teren, który mieści się w parku położonym pomiędzy Brdą, a ulicą Toruńską, w pobliżu ówczesnych torów łuczniczych.   
Na wiosnę 1993 roku ruszyły pierwsze prace przygotowawcze do budowy kortów.  W tym samym czasie  Władze Miejskie Bydgoszczy dopomogły w doprowadzeniu do kortów wodociągu i energii elektrycznej.

Uroczystego otwarcia pierwszego kortu dokonano 11 sierpnia 1993 roku.  Wszystkie prace przy jego urządzeniu odbywały się całkowicie na zasadzie prac społecznych członków i sympatyków Towarzystwa.  W tym pierwszym okresie szczególne zaangażowanie w działalności Towarzystwa wykazali: Waldemar Tymiński, Ryszard Kaczmarek, Waldemar Zieliński i Zbigniew Wydrzyński.  Po ponad roku od otwarcia pierwszego kortu powstał następny kort oraz wybudowano część niezbędnej infrastruktury, czyli przyłącze wodociągowe, ogrodzenie i niewielkie zaplecze.

Jesienią 1993 roku do Towarzystwa dołączyli: Jarosław Bannach, Marek Rytlewski, Roman Robaszewski, Andrzej Różański, Arkadiusz Jurek, Donat  i Ireneusz Koczorowscy, Andrzej Strączyński, a w latach późniejszych dołączyli,  między innymi, Krzysztof Weznerowicz, Marek Przeniewski, Jacek Milecki.  Po następnych dwóch latach, czyli w 1995 roku powstał trzeci kort, a w 2001 roku czwarty kort.  Równolegle z czwartym kortem powstało kontenerowe zaplecze socjalne, żwirowy parking i dojazd z kostki brukowej.

W sierpniu 2002 roku członkowie Towarzystwa postanowili zakupić i zamontować zadaszenie nad jednym z kortów.  W listopadzie 2002 roku obudowa kortu była gotowa.  Dwuwarstwowy  balon zamontowany na stalowej konstrukcji z wnętrzem ogrzewanym przez kocioł olejowy umożliwił przedłużenie sezonu do całego roku.  Dwa lata później zadaszono kolejny kort. 
W 2008 roku wybudowano dom klubowy o wysokim standardzie, spełniającym wszystkie wymogi dla tego typu obiektów.   Przez te wszystkie lata całość wykonywanych prac finansowana była ze składek członków Towarzystwa, darowizn od członków i sympatyków Towarzystwa oraz darowizn od zaprzyjaźnionych i trwale współpracujących z Towarzystwem instytucji i firm.   Przez cały okres istnienia klubu członkowie Towarzystwa wykonywali wiele prac własnoręcznie, a także przy zaangażowaniu środków i sprzętu firm, których byli właścicielami.   Oczywiście te działania były nieodpłatne.

Bydgoskie Towarzystwo Tenisowe  oprócz rekreacji prowadzi także szkółkę tenisową dla dzieci i młodzieży i jest oficjalnie zarejestrowane w Polskim Związku Tenisowym.  W zorganizowanym szkoleniu, które od 1992 roku prowadzili Marzena i Piotr Słojewscy wzięło do tej pory udział ponad czterysta dzieci.

 Najbardziej znanymi wychowankami Klubu są Anna Rynarzewska i Natalia Organista.  Szczególnie ta druga zawodniczka jest powodem do dumy Klubu.  W ciągu prawie dziesięciu lat startów w barwach Bydgoskiego Towarzystwa Tenisowego dwanaście razy była mistrzynią Regionu w różnych kategoriach wiekowych, wygrała szesnaście turniejów ogólnopolskich, reprezentowała Polskę w kategorii młodziczek, kadetek i juniorów, jest także posiadaczką trzech kółek olimpijskich. 
Warto wymienić kilka z jej osiągnięć:
-Złoty medal Mistrzostw Polski do 10 lat w 1995 roku
-Złoty medal Halowych Mistrzostw Polski kadetów w 2001 roku
-Srebrny medal Halowych Mistrzostw Polski kategorii do 14 lat w 1999 roku
-Brązowy medal Halowych Mistrzostw Polski seniorów w deblu w 2001 roku.

Oprócz szkolenia dzieci i młodzieży kilka lat Towarzystwo trwale współpracowało ze szkołą o profilu sportowym.    W  Towarzystwie, praktycznie każdy chętny, może się uczyć grać w tenisa, a zajęcia prowadzą doskonali trenerzy, między innymi Leszek Hoffman i jego syn Piotr.  Organizowane są liczne turnieje klubowe i międzyklubowe  singlowe i deblowe, Regularnie w sezonie zimowym i osobno w letnim odbywają się rozgrywki rankingowe, w których uczestniczy duża grupa członków i sympatyków Towarzystwa. Często organizowane są także rozmaite imprezy rekreacyjne.  W najbliższym czasie  członkowie Towarzystwa planują wykonanie kanalizacji sanitarnej, zmianę nawierzchni parkingu ze żwirowego na kostkę brukową oraz wykonanie nowego ogrodzenia. 

Głównymi celami działalności Bydgoskiego Towarzystwa Tenisowego, niezmiennie pozostają nauka gry w tenisa i jak najszersze krzewienie rekreacji.



Dokument założycielski

Kwiecień 1994 przygotowania do sezonu.

Przed turniejem deblowym - wrzesień 1999 rok.

Grill po turnieju - sierpień 2000 rok.

Budowa pokrycia pierwszego kortu - listopad 2002 rok

Szkolenie dzieci - wrzesień 2011 rok.


Domek klubowy.

niedziela, 23 października 2016

Bydgoszcz sobota - 22.10. 2016 rok

Najpierw spacer ulicami miasta potem wizyta w kamienicy nr 12 na ulicy Poznańskiej na kiermaszu dzieł sztuki i wreszcie dwugodzinny marsz po Myślęcinku.

Na wystawie - kiermaszu oglądaliśmy różne rodzaje twórczości artystów z Bydgoszczy, Gdańska, Chełmna i innych miejscowości.  Oglądaliśmy bardzo ciekawe grafiki tworzone przy pomocy wosku, piękną biżuterię drewnianą, malowaną i lakierowaną (kupiłem ślicznego ptaszka dla mojej wnuczki), oglądaliśmy drewniane elementy artystyczne do kuchni, swetry artystyczne, cudowne kabaszony z oryginalnymi grafikami w środku, biżuterię z kamieni szlachetnych i półszlachetnych.  Prowadziliśmy rozmowy z artystami, a z paniami z Chełmna dyskutowaliśmy o znakach zodiaku, numerologii i znakach chińskich.  Ciekawe i przyjemne przeżycia.  A potem w mżawce i mgle wspomniany marsz po parku i ogrodzie botanicznym.  Po godzinie marszu zaczęło się przejaśniać i nawet nieśmiało spoza chmur wyjrzało zamglone słońce.  Słońce, którego nie widzieliśmy już od dwóch tygodni.

Poniżej kilka fotek:




Coś budują obok kamienicy nr 12




czwartek, 20 października 2016

Kilka refleksji natury ogólnej - 42 - reprywatyzacja widziana nieco inaczej.


Od miesięcy trwa gorąca, a często nawet emocjonalna dyskusja o reprywatyzacji.  Dyskusje dotyczą głównie zwrotu nieruchomości warszawskich.   Padają zarzuty, ujawniane są często wręcz niewiarygodne fakty, dowiadujemy się o osobach, które na zwrocie warszawskich nieruchomości i zarobiły miliony, a nawet dziesiątki milionów złotych.  Cóż jednak za efekty mamy z tych dyskusji.  Na razie żadne.  Ma być powołana komisja weryfikacyjna, ale ta także niczego nie wyjaśni, a zresztą nawet nie będzie mogła działać, gdyż Trybunał Konstytucyjny na pewno ustali jej sprzeczność z konstytucją.

Nie będę się rozwodził nad poszczególnymi problemami i sprawami z tym związanymi bo wielokrotnie uczynili to mądrzejsi i lepiej znający temat ode mnie, ale swoje tak zwane trzy grosze także chciałbym dorzucić.

Po pierwsze:
Jak pamiętamy z afery podsłuchowej najważniejsze osoby w naszym państwie wyrażały się o nim, że istnieje tylko teoretyczne, albo, że to ch..., d... i kamieni kupa.   Pewnie miały podstawę tak twierdzić i wiedziały co mówią.   Dzisiaj te same osoby powołują się na autorytet państwa, na niezawisłość sądownictwa, na prawo, na konstytucję i tak dalej.  Dzisiaj uważają, że ci co wydali skandaliczne decyzje i ci co je usankcjonowali, sami przeanalizują to co zrobili i naprawią krzywdy oraz naprawią popełnione niesprawiedliwości.   Jakim trzeba być zakłamanym hipokrytą, aby tak twierdzić?  Bo przecież w sądach nadal dzisiaj urzędują ci sami ludzie co podejmowali te skandaliczne decyzje.   A jak mają być sędziami we własnych sprawach?   A jak mają zwrócić osiągnięte korzyści?  Przecież tego bezmiaru niesprawiedliwości nie czynili w imieniu prawa, zasad i moralności.

Po drugie:
Jak wiemy po II Wojnie Światowej cała Warszawa była praktycznie zrujnowana i zrujnowane były także nieruchomości, które były i są zwracane.   Przez dziesiątki lat cały naród odbudowywał stolicę.  Istniał specjalny fundusz SFOS (społeczny fundusz odbudowy stolicy), na który do lat 70-tych XX wieku parę pokoleń płaciło dobrowolnie i obowiązkowo ogromne pieniądze.  To naród odbudował stolicę i to naród, który nie dostał ani grosza reperacji wojennych od sprawców zniszczenia naszego kraju.

Były programy, akcje, zbiórki, działała propaganda, a nawet śpiewano liczne piosenki o SFOS.  Między innymi słynne Filipinki śpiewały - "zamiast zjeść słodycze swą złotówkę daj na SFOS".  I tak można by o tej odbudowie pisać i pisać.  A dzisiaj co?  Dzisiaj przychodzi jeden cwaniak z drugim spryciarzem i żąda zwrotu nieruchomości.  Nieruchomości tej odbudowanej rękoma moich dziadów i ojców, a także za moje pieniądze.  I co?   I jeden sędzia z drugim zwracają tym cwaniakom i spryciarzom tysiące warszawskich nieruchomości.  Jak już to można by zwrócić częściową (według cen zabrania) rekompensatę za grunt, a o zwrotu za budynki i budowle niech się spadkobiercy lub ci cwaniacy i spryciarze dopominają u tych co ich budynki zniszczyli.

Wracając do naszego państwa to ja raczej nazwałbym je rzeczywistością powiązaną sznurkiem (może być tym przysłowiowym - do snopowiązałek, chociaż tych już prawie nie ma) i spiętą agrafkami.   Jakoś to się kupy trzyma, lecz nie wiadomo kiedy sznurek pęknie, a agrafka się rozepnie.

Zresztą te rozdmuchane afery amber gold czy ta reprywatyzacyjna to tylko czubek góry lodowej.  Moim zdaniem najważniejszą aferą III RP jest całość prywatyzacji od 1989 roku po dziś.   Tam dopiero są zmarnowane, ukradzione, zakombinowane, przejęte w dziwaczny i niepojęty sposób setki, a może i tysiące (zależy jak liczyć) miliardów złotych.  To w tym procesie zmarnowany został główny potencjał naszej gospodarki.  To w nim my Polacy zbiednieliśmy, a zagraniczne podmioty i nieliczni spryciarze oraz cwaniacy, a tak właściwie to zwyczajni oszuści, wzbogacili się często do niewyobrażalnych dla przeciętnego człowieka granic.  I co?  I nic.

A hodowle szpitalnych długów to kolejne dziesiątki miliardów.  I co?  I nic?

Tak można wymieniać praktycznie każdą dziedzinę życia w Polsce.  Nie wiem czy kiedyś to naprawimy, ale jestem przekonany, że naprawę zacząć trzeba od sądownictwa ponieważ jak twierdzili już starożytni Egipcjanie, a po nich wszyscy inni:  "Wielkość i szczęście kraju zależy od cnót jego sędziów"  (więcej:

http://dziwnabydgoszcz.blogspot.com/2014_05_01_archive.html

Naprawę musimy rozpocząć od fundamentów.
A skala bezprawia wymiaru sprawiedliwości jest wprost porażająca.

Polecam dzisiejszy program pt. "Otwartym tekstem" nadany od 21.10 w TV Republika.  Tego nawet słuchać spokojnie nie można, a ludzie to przeżyli i przeżywają.

Nikt nie jest równie ślepy jak ten, który nie chce wiedzieć.   Niestety u nas niewiedza (ślepota) jest w cenie, a politycy (jesteś politykiem czy kłamstwo wyniosłeś z domu?) oraz wspomniani parokrotnie cwaniacy i spryciarze korzystają z tej ślepoty ogółu do imentu.

DLATEGO OTWÓRZMY OCZY.


Poprzedni post z tego cyklu.


niedziela, 16 października 2016

Piękna Bydgoszcz - magiczny Myślęcinek 2

Ostatnio pogoda nas nie rozpieszcza, a jeszcze tydzień temu było tak pięknie dlatego popatrzmy chociaż na zdjęcia, gdyż chwilowo nie możemy oglądać w naturze tych wszystkich wspaniałych kolorów w cudownym jesiennym słońcu.



Tulipanowiec amerykański








                            Poprzedni post z tego cyklu.

środa, 12 października 2016

Leszek - odcinek 30

Leszek - odcinek 30


Wracając na chwilę do klasy czwartej to warto jeszcze wspomnieć, że wszyscy uczniowie klas czwartych Leszka szkoły zostali w grudniu 1970 roku, na ponad dwa tygodnie, komisarzami spisowymi narodowego spisu powszechnego.  Oczywiście lekcji w tym czasie nie było.  Każdy dostał swój rewir i musiał codziennie od rana do wieczora spisywać szczegółowo poszczególne gospodarstwa domowe.  Pisali o liczbie, wieku, wykształceniu, miejscu pracy i innych danych mieszkańców poszczególnych domów i mieszkań.  Pisali szczegółowo o wyposażeniu mieszkań, o kuchenkach, o lodówkach, pralkach, telewizorach, radiach, pisali o sposobie ogrzewania mieszkań i o wielu jeszcze innych sprawach.  Pisali to na ogromnych płachtach specjalnych, niesamowicie szczegółowych i skomplikowanych arkuszy.   Wypełniali z mozołem te płachty.  Poprawiali, chodzili po dane uzupełniające, gdy czegoś zapomnieli lub gdy kogoś nie było, albo gdy nadzorujący ich pracę zwracali uwagę na jeszcze pewne niezbędne uzupełnienia.  To było ogromne przedsięwzięcie wymagające dużo pracy i osobistego zaangażowania.

Leszkowi przypadł kwartał ulic w śródmieściu Bydgoszczy.  Ten kwartał tworzyły ulice Hanki Sawickiej, Wileńska, Chrobrego i Sienkiewicza.  Był w każdym mieszkaniu w tym kwartale.  Dokładnie obejrzał każdą izbę i jej wyposażenie, a także poznał oczywiście tylko pobieżnie, każdego mieszkańca tego kwartału.

Do dzisiaj jadąc lub idąc którąś z tych ulic przypomina sobie tamten spis, przypominają mu się te mieszkania i niektórzy ludzie, którzy szczególnie zapadli w jego pamięci i zawsze wtedy myśli o tym jak tam jest dzisiaj, co się zmieniło, a co nie.  A szczególnie zapamiętał dwie starsze panie, które mieszkały w głębi ulicy Wileńskiej, w zniszczonym piętrowym domu, ogrodzonym szczelnym murem i na głucho zamknięta bramą i furtką.  To było tam, w tym samym wjeździe z ulicy, gdzie jednocześnie wjeżdżało się do spółdzielni poligraficznej Drukator  Pięć razy Leszek tutaj przychodził zanim odemknięto mu furtkę i wpuszczono do środka.  Dom, podobnie jak o owe panie przypominał dawno minione dni, odległe o grube dziesiątki lat.  Czuł się tam bardzo dziwnie, a i rozmowa, czyli ankietowy wywiad z paniami była bardzo dziwna.  Panie były jakby nie z tego świata i wiele pytań je dziwiło oraz zaskakiwało.

W piątej klasie Leszek kontynuował swoja działalność społeczną.  I chociaż to dzisiaj ma wydźwięk bardzo negatywny to jednak on robił to wówczas z ogromnym przekonaniem i zaangażowaniem.  Był wiceprzewodniczącym samorządu szkolnego i przewodniczącym komisji kulturalno-oświatowej zarządu szkolnego Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS), a także przewodniczącym klasowego koła ZMS do którego należała ponad połowa uczniów jego klasy.  Leszek nie wdawał się w działalność polityczną.  Nie demonstrował poparcia, ani nie brał czynnego udziału we wiecach, pochodach czy innych tego typu akcjach.  Widział wiele zła i wiele krytykował, ale starał się chociaż troszkę zmieniać na lepsze to co go otaczało.  Skupiał swoja działalność na sprawach kultury i nauki.  Ponownie wraz ze Stefanem był organizatorem dorocznego balu z cyklu "Zabawa jakiej nie było", który to bal był dużym wydarzeniem i to nie tylko szkolnym.  Organizował spotkania z tak zwanymi ciekawymi ludźmi, organizował klasowe wieczorki taneczne, zajmował się pomocą uczniom mającym trudności w nauce i czynił wiele innych rzeczy w tej swojej społecznej dzialałności.

Już na początku piątej klasy zaczęły się rozterki dotyczące  jego przyszłości.  Co dalej po technikum?  Chciałby iść na studia i kontynuować naukę w zawodzie jaki wybrał, ale sytuacja materialna i rodzinna stawiała ten wybór pod wielkim znakiem zapytania.

W lutym, w Kolejowym Klubie Żeglarskim, odbyła się tradycyjna studniówka.  Uczniowie trochę popili, niektórzy nauczyciele także, było dużo dobrej zabawy, tańców, toastów, zapewnień i planów.  Leszek był oczywiście z Joanną i bawili się świetnie.  Podczas tej studniówki Leszek, który wypił dwa kieliszki wina nabrał trochę odwagi i poprosił o rozmowę ulubioną przez niego nauczycielkę panią od historii czyli Łucją Jastrzębską.  Podczas tej dosyć chaotycznej rozmowy Leszek opowiedział pani Łucji o swoich planach na przyszłość i o kłopotach z tym związanych.  Nauczycielka uważnie go wysłuchała i w konkluzji powiedziała, że najlepiej będzie jak osobiście porozmawia z jego rodzicami.

I tak się stało.  W połowie marca, po rodzinnej naradzie, jego ojciec przyjechał do szkoły i odbył długą rozmowę z panią Łucją, której Leszek w dużej jej części był także uczestnikiem.  Pani od historii tak chwaliła Leszka, że aż wstyd tutaj to pisać, ale te pochwały wywarły wielki wpływ na jego ojca.  Pani zapewniała, że Leszek musi iść na studia bo inaczej jego talenty się zmarnują, a on sam nie zazna spokoju i szczęścia.  Mówiła jeszcze wiele podobnych rzeczy i ogromnie zamieszała w głowie ojcu Leszka.

Po tygodniu od tej rozmowy, gdy Leszek przyjechał do domu, rodzice odbyli z nim długą rozmowę.  Mama powiedziała, że ojciec przyjechał tak zadowolony z syna, że postanowił zmienić zdanie i na ile tylko będzie mógł to będzie dopomagał Leszkowi w studiach.  I tak dzięki rozmowie z panią Jastrzębską rozstrzygnął się dalszy los Leszka.

Potem była praca dyplomowa.  Leszek wykonywał projekt niedużego mostu żelbetowego.  Później był egzamin dyplomowy i matura.  Wszystko Leszek zaliczył z bardzo dobrymi wynikami.

I tak zamknęło się pięć lat nauki w technikum.

Jeszcze tylko wspólne odśpiewanie w pięknej szkolnej auli  "Za rok za dzień za chwilę"  podczas uroczystości rozdania świadectw maturalnych i zakończenia nauki.  Jeszcze tylko ostatnie wspólne spotkanie w kawiarni na piętrze w bydgoskiej Kaskadzie, gdzie popijając kawę, wino i paląc papierosy (bo przecież już im było oficjalnie wolno) tak naprawdę pożegnali się ze sobą.   Na tym spotkaniu w Kaskadzie uczniowie klasy (prawie wszyscy byli obecni) pełnym wspomnień i planów na przyszłość wielu dopiero teraz zdało sobie sprawę, że to naprawdę koniec ich wspólnej drogi.  Podczas rozmów padło sporo wielkich słów, snuto wielkie plany, wypito sporo toastów, dziękowano panu Antoniemu, który jako prawdziwy wychowawca prowadził tą niesforną gromadkę przez szkolne rafy.  Jeszcze tylko zapewnienia o.....   Uściski rąk i koniec.

Przeminęło pięć najpiękniejszych lat życia.  Lat nauki, rodzących się miłości, przyjaźni, koleżeństwa i wielu, wielu wspaniałych chwil.

Przez ten czas piątej klasy rozkwitała miłość Joanny i Leszka.  Leszek znajdował często duże poparcie i to we wszystkim u Joanny.  A rodzice Joanny traktowali go prawie jak syna.  Poili, karmili, zapraszali, gościli i pomagali jak mogli.

To z Joanną Leszek ustalał, gdzie powinien studiować.  To z nią omawiał co będzie dla nich lepsze i jak powinien postąpić.

Oboje wybrali Bydgoszcz.  Leszek zdecydował się zdawać egzamin wstępny do Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Bydgoszczy, a Joanna planowała studia, po skończeniu Liceum Ekonomicznego, w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy.

Co z tego wyszło to w następnych odcinkach.


Poprzedni odcinek. 

Następny odcinek.






niedziela, 9 października 2016

Bydgoskie ciekawostki - 21

Coraz mniej takich punktów usługowych.  Ich upadek lub likwidacje są od lat przesądzone, ale jednak niektóre z tych miejsc tworzących ongiś sieć podstawowych usług, tworzących różnorodność i koloryt, miasta,  jeszcze trwają.  Dzisiaj kolejne takie miejsce - szewc - ulica Podgórna w Bydgoszczy.






                               Poprzedni post z tego cyklu.

czwartek, 6 października 2016

Bydgoskie porównania - 4

Kolejne bydgoskie porównanie tych samych miejsc przedzielone sporym odstępem czasu.  W tym wypadku to 38 lat.



Październik 1978 rok
Wrzesień 2016 rok

Sierpień 2016 rok           

                              Poprzedni post z tego cyklu.

poniedziałek, 3 października 2016

Nad Jeziorem Łukomie.

Dzięki plenerowi malarskiemu organizowanemu przez Gminny Ośrodek Kultury w Osielsku udało mi się jako osobie towarzyszącej artystom, powrócić po 41 latach w miejsce, gdzie latem 1975 roku byłem na obozie żeglarskim i gdzie zdobyłem patent żeglarza  Od tamtego czasu już nigdy drogi mnie tam nie zawiodły.

Plener odbywał się w Funce.   Artyści po świetnym śniadaniu udali się w różne wyszukane swoje miejsca, aby malować swoje obrazy.

Ja wypożyczyłem rower (bezpłatnie) i pojechałem przez Bachorze, Małe Swornegacie, Chocinski Młyn do Swornychgaci.

Po drodze podziwiałem jeziora Charzykowskie (Łukomie), Krasińskie, zwodzony most nad Brdę, urocze leśne jeziora, rzeczki i wiele innych wspaniałych miejsc tego cudownego rejonu naszego kraju.

I pomyśleć, że jeszcze do 1999 roku ten wspaniały park, te wspaniałe jeziora i rzeki znajdowały się w granicach województwa bydgoskiego.

Poniżej kilka migawek z tego udanego, parodniowego pobytu.



Jadę do Bachorza.

Kuksa Polana koło Bachorza, gdzie odbywał się w 1975 roku wspomniany obóz żeglarski


Jadę dalej.



Swornegacie - kościół katolicki.

Obowiązkowa kąpiel.

Pożegnanie.