Leszek - odcinek 30
Wracając na chwilę do klasy czwartej to warto jeszcze wspomnieć, że wszyscy uczniowie klas czwartych Leszka szkoły zostali w grudniu 1970 roku, na ponad dwa tygodnie, komisarzami spisowymi narodowego spisu powszechnego. Oczywiście lekcji w tym czasie nie było. Każdy dostał swój rewir i musiał codziennie od rana do wieczora spisywać szczegółowo poszczególne gospodarstwa domowe. Pisali o liczbie, wieku, wykształceniu, miejscu pracy i innych danych mieszkańców poszczególnych domów i mieszkań. Pisali szczegółowo o wyposażeniu mieszkań, o kuchenkach, o lodówkach, pralkach, telewizorach, radiach, pisali o sposobie ogrzewania mieszkań i o wielu jeszcze innych sprawach. Pisali to na ogromnych płachtach specjalnych, niesamowicie szczegółowych i skomplikowanych arkuszy. Wypełniali z mozołem te płachty. Poprawiali, chodzili po dane uzupełniające, gdy czegoś zapomnieli lub gdy kogoś nie było, albo gdy nadzorujący ich pracę zwracali uwagę na jeszcze pewne niezbędne uzupełnienia. To było ogromne przedsięwzięcie wymagające dużo pracy i osobistego zaangażowania.
Leszkowi przypadł kwartał ulic w śródmieściu Bydgoszczy. Ten kwartał tworzyły ulice Hanki Sawickiej, Wileńska, Chrobrego i Sienkiewicza. Był w każdym mieszkaniu w tym kwartale. Dokładnie obejrzał każdą izbę i jej wyposażenie, a także poznał oczywiście tylko pobieżnie, każdego mieszkańca tego kwartału.
Do dzisiaj jadąc lub idąc którąś z tych ulic przypomina sobie tamten spis, przypominają mu się te mieszkania i niektórzy ludzie, którzy szczególnie zapadli w jego pamięci i zawsze wtedy myśli o tym jak tam jest dzisiaj, co się zmieniło, a co nie. A szczególnie zapamiętał dwie starsze panie, które mieszkały w głębi ulicy Wileńskiej, w zniszczonym piętrowym domu, ogrodzonym szczelnym murem i na głucho zamknięta bramą i furtką. To było tam, w tym samym wjeździe z ulicy, gdzie jednocześnie wjeżdżało się do spółdzielni poligraficznej Drukator Pięć razy Leszek tutaj przychodził zanim odemknięto mu furtkę i wpuszczono do środka. Dom, podobnie jak o owe panie przypominał dawno minione dni, odległe o grube dziesiątki lat. Czuł się tam bardzo dziwnie, a i rozmowa, czyli ankietowy wywiad z paniami była bardzo dziwna. Panie były jakby nie z tego świata i wiele pytań je dziwiło oraz zaskakiwało.
W piątej klasie Leszek kontynuował swoja działalność społeczną. I chociaż to dzisiaj ma wydźwięk bardzo negatywny to jednak on robił to wówczas z ogromnym przekonaniem i zaangażowaniem. Był wiceprzewodniczącym samorządu szkolnego i przewodniczącym komisji kulturalno-oświatowej zarządu szkolnego Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS), a także przewodniczącym klasowego koła ZMS do którego należała ponad połowa uczniów jego klasy. Leszek nie wdawał się w działalność polityczną. Nie demonstrował poparcia, ani nie brał czynnego udziału we wiecach, pochodach czy innych tego typu akcjach. Widział wiele zła i wiele krytykował, ale starał się chociaż troszkę zmieniać na lepsze to co go otaczało. Skupiał swoja działalność na sprawach kultury i nauki. Ponownie wraz ze Stefanem był organizatorem dorocznego balu z cyklu "Zabawa jakiej nie było", który to bal był dużym wydarzeniem i to nie tylko szkolnym. Organizował spotkania z tak zwanymi ciekawymi ludźmi, organizował klasowe wieczorki taneczne, zajmował się pomocą uczniom mającym trudności w nauce i czynił wiele innych rzeczy w tej swojej społecznej dzialałności.
Już na początku piątej klasy zaczęły się rozterki dotyczące jego przyszłości. Co dalej po technikum? Chciałby iść na studia i kontynuować naukę w zawodzie jaki wybrał, ale sytuacja materialna i rodzinna stawiała ten wybór pod wielkim znakiem zapytania.
W lutym, w Kolejowym Klubie Żeglarskim, odbyła się tradycyjna studniówka. Uczniowie trochę popili, niektórzy nauczyciele także, było dużo dobrej zabawy, tańców, toastów, zapewnień i planów. Leszek był oczywiście z Joanną i bawili się świetnie. Podczas tej studniówki Leszek, który wypił dwa kieliszki wina nabrał trochę odwagi i poprosił o rozmowę ulubioną przez niego nauczycielkę panią od historii czyli Łucją Jastrzębską. Podczas tej dosyć chaotycznej rozmowy Leszek opowiedział pani Łucji o swoich planach na przyszłość i o kłopotach z tym związanych. Nauczycielka uważnie go wysłuchała i w konkluzji powiedziała, że najlepiej będzie jak osobiście porozmawia z jego rodzicami.
I tak się stało. W połowie marca, po rodzinnej naradzie, jego ojciec przyjechał do szkoły i odbył długą rozmowę z panią Łucją, której Leszek w dużej jej części był także uczestnikiem. Pani od historii tak chwaliła Leszka, że aż wstyd tutaj to pisać, ale te pochwały wywarły wielki wpływ na jego ojca. Pani zapewniała, że Leszek musi iść na studia bo inaczej jego talenty się zmarnują, a on sam nie zazna spokoju i szczęścia. Mówiła jeszcze wiele podobnych rzeczy i ogromnie zamieszała w głowie ojcu Leszka.
Po tygodniu od tej rozmowy, gdy Leszek przyjechał do domu, rodzice odbyli z nim długą rozmowę. Mama powiedziała, że ojciec przyjechał tak zadowolony z syna, że postanowił zmienić zdanie i na ile tylko będzie mógł to będzie dopomagał Leszkowi w studiach. I tak dzięki rozmowie z panią Jastrzębską rozstrzygnął się dalszy los Leszka.
Potem była praca dyplomowa. Leszek wykonywał projekt niedużego mostu żelbetowego. Później był egzamin dyplomowy i matura. Wszystko Leszek zaliczył z bardzo dobrymi wynikami.
I tak zamknęło się pięć lat nauki w technikum.
Jeszcze tylko wspólne odśpiewanie w pięknej szkolnej auli "Za rok za dzień za chwilę" podczas uroczystości rozdania świadectw maturalnych i zakończenia nauki. Jeszcze tylko ostatnie wspólne spotkanie w kawiarni na piętrze w bydgoskiej Kaskadzie, gdzie popijając kawę, wino i paląc papierosy (bo przecież już im było oficjalnie wolno) tak naprawdę pożegnali się ze sobą. Na tym spotkaniu w Kaskadzie uczniowie klasy (prawie wszyscy byli obecni) pełnym wspomnień i planów na przyszłość wielu dopiero teraz zdało sobie sprawę, że to naprawdę koniec ich wspólnej drogi. Podczas rozmów padło sporo wielkich słów, snuto wielkie plany, wypito sporo toastów, dziękowano panu Antoniemu, który jako prawdziwy wychowawca prowadził tą niesforną gromadkę przez szkolne rafy. Jeszcze tylko zapewnienia o..... Uściski rąk i koniec.
Przeminęło pięć najpiękniejszych lat życia. Lat nauki, rodzących się miłości, przyjaźni, koleżeństwa i wielu, wielu wspaniałych chwil.
Przez ten czas piątej klasy rozkwitała miłość Joanny i Leszka. Leszek znajdował często duże poparcie i to we wszystkim u Joanny. A rodzice Joanny traktowali go prawie jak syna. Poili, karmili, zapraszali, gościli i pomagali jak mogli.
To z Joanną Leszek ustalał, gdzie powinien studiować. To z nią omawiał co będzie dla nich lepsze i jak powinien postąpić.
Oboje wybrali Bydgoszcz. Leszek zdecydował się zdawać egzamin wstępny do Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Bydgoszczy, a Joanna planowała studia, po skończeniu Liceum Ekonomicznego, w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy.
Co z tego wyszło to w następnych odcinkach.
Poprzedni odcinek.
Następny odcinek.
Po latach uczestnictwa w różnych forach postanowiłem zostawić trochę inny, bardziej refleksyjny ślad moich przemyśleń, przemyśleń życiowego realisty z dużą dozą krytycyzmu i domieszką melancholii. Chciałbym także zaprezentować trochę różnych pamiątek z minionych lat, głównie związanych z Bydgoszczą, ale nie tylko. Ponadto pragnąłbym w trochę nietypowy sposób prezentować niektóre bieżące i minione wydarzenia oraz zaprezentować różne swoje uwagi i spostrzeżenia. Temu ma służyć ten blog.
Jako "starszemu doświadczonemu facetowi" pamięć nie zawodzi. Tak po debacie orzekliśmy wraz z Grzegorzem. Edek
OdpowiedzUsuń