wtorek, 26 stycznia 2016

Kilka refleksji natury ogólnej - 32 - handel w niedziele.

Trwają dyskusje dotyczące podatku od przychodu w handlu, podatku uzależnionego od wielkości obrotu i handlu w soboty oraz niedziele.

Niemieckie sieci handlowe działające od kilkudziesięciu lat w Polsce (i nie tylko one) twierdzą, że to będzie cios dla handlu, że uniemożliwi to dostęp wielu klientom do zakupów, że nałożenie dodatkowego podatku za handel w sobotę i niedzielę doprowadzi do ogromnych zwolnień i spadku rentowności.

Te same sieci w Hiszpanii są nieczynne w niedzielę (patrz poniższa fotografia).  Dotyczy to także innych sieci jak na przykład Aldi.

A co najbardziej bulwersujące to fakt, że średnia płaca pracowników handlu w Hiszpanii wynosi około 1500 euro miesięcznie, a u nas nieco więcej, ale w złotówkach, a jaki jest kurs euro do złotego to każdy wie.  I co jeszcze bardziej dziwne to ceny.  Ceny produktów są porównywalne do cen polskich (po przeliczeniu), a alkohole, szczególnie wina, brandy, giny i wiele innych, są o połowę, a nawet wiele więcej tańsze.  Poniżej maleńki dowód na to co piszę.

http://dziwnabydgoszcz.blogspot.com.es/2015/12/ciekawostka-warta-zastanowienia.html

WNIOSEK:

Jak to możliwe, że zamykając sklepy w niedzielę, płacąc pracownikom prawie cztery razy więcej, przy niższych lub porównywalnych cenach, opłaca się niemieckim sieciom handlować w Hiszpanii, a nie będzie im się podobno opłacało handlować w Polsce po wprowadzeniu wprost symbolicznego podatku?

KOLEJNY PRZEJAW NEOKOLONIALIZMU I NIC WIĘCEJ.

Lunes - poniedziałek,  Sabado - sobota.


Poprzedni post z tego cyklu. 

niedziela, 24 stycznia 2016

Niedziela w Torrevieja.

Kolejna niedziela i kolejna wyprawa. Tym razem pojechaliśmy do miasta Torrevieja.  To miasto oddalone 45 km od Alicante (duże lotnisko) liczące około 90 tys. mieszkańców jest nastawione na turystykę, a także jest jednym z największych producentów soli w Europie.  Zbiorniki solanek i zbiorniki po solankach wraz z łagodnym klimatem Costa Blanca, dają temu miejscu bardzo unikatowy, zdrowotny, piękny i ciekawy status.

W mieście dominuje nowoczesna, wysoka zabudowa, a piękny bulwar wraz z portem morskim i ogromnym portem jachtowym, setki kawiarenek, restauracji i barów i wiele, wiele innych atrakcji, czynią to miejsce bardzo przyjaznym i bardzo dobrym do miłego spędzania czasu i to w przeciągu całego roku.

Poniżej kilka migawek z tego pobytu:







czwartek, 21 stycznia 2016

Promowanie Polski przez TVP1 i TVP Info.

Od paru miesięcy przebywam w Hiszpanii (głównie ze względów zdrowotnych). Spędzam tutaj  w ciepłym klimacie i wśród zieleni i kolorowych kwiatów, wśród dojrzewających pomarańcz, mandarynek i cytryn, nasze zimowe miesiące.  A ponieważ TVP praktycznie zablokowała możliwość oglądania publicznej TV w internecie to słucham radia, w tym i Jedynki. I to co mnie uderza to ogromna dysproporcja pomiędzy ilością polskich piosenek, a angielsko języczną sieczką muzyczną. Oczywiście z ogromną przewagą tej drugiej. Często słucham hiszpańskich stacji radiowych i w nich w 90 procentach domunują piosenki hiszpańskie i trochę włoskich, zaś angielskie są sporadyczne, chyba, że stacja jest profilowa. Proszę zróbcie coś Jedynko z tym.  Bo nie dość, że nie można oglądać polskiej tv to jeszcze nie można słuchać polskich piosenek. DLACZEGO?

Dlaczego zamiast promować nasz kraj, zamiast informować o polskich wydarzeniach z naszego punktu widzenia, zamiast dać dostęp milionom Polaków przebywającym za granicą do polskich stacji telewizyjnych, systematycznie się to uniemożliwia?

01.01.2015 wyłączono polskie stacje na satelicie Astra (pozostała tylko TV Trwam), a od 07.01.2016 wyłączono możliwość odbioru TVP Info poza granicami Polski.  Zaś pozostałe publiczne stacje także są praktycznie niedostępne.  Można wykupić dostęp, ale mój bank zablokował możliwość wykonania przelewu do firmy, która te stacje udostępnia. 

Tak wiele spraw stoi u nas na głowie i zamiast się poprawiać to niestety jest coraz gorzej.

Poniżej dwie plansze jakie można zobaczyć chcąc oglądać TVP1 i inne publiczne stacje TVP











środa, 20 stycznia 2016

Kilka refleksji natury ogólnej - 31

Nazbierało się różnych tematów.  Mój blog, zgodnie z przyjętym przeze mnie założeniem, to nie miejsce na  analizę politycznych zachowań i ocenę bieżącej sytuacji, ale zasygnalizować i ogólnie wyrazić swoje oceny, wobec zaistniałych faktów, przecież mogę.  Co też czynię.

Najpierw wczorajsze widowisko w Brukseli.  Mam nadzieję, że zdecydowana większość Polaków potępi tych co do tego spektaklu doprowadzili.  A przecież jasno zostało powiedziane, że ta szopka odbyła się tylko dlatego, że wpłynęło zawiadomienie o łamaniu podstawowych zasad demokracji w Polsce.  Pytania numer jeden, dwa i trzy brzmią:  - kto był (byli) autorem tego zawiadomienia, jaka była jego treść i czemu miało ono służyć.

Mam nadzieję, że po uzyskaniu odpowiedzi na te pytania, winni oraz ich formacje zostaną zmiecione z polskiej sceny politycznej.  Całe to posiedzenie, w którym rej wiedli niemieccy i holenderscy politycy, było elementarnym naruszeniem polskiej dumy narodowej.  Zostaliśmy postawieni jako Polacy pod pręgierz i musieliśmy się tłumaczyć nie z tego co zrobiliśmy, lecz z tego jak to oceniają inni.  A ci inni sami sporo mają do ukrycia i nie brak im także własnych win, ale to nas oceniali.

Niedawno przeczytałem książkę pod tytułem "Syn", której autorem jest Jo Nesbo, a której przesłanie brzmi:  "Winni będą sądzić niewinnych" i niech to posłuży za puentę mojej krótkiej oceny brukselskiego, mam nadzieję, tylko epizodu.

W Bydgoszczy zaś pełnomocnik prezydenta miasta do spraw utworzenia metropolii ogłosił, że zawarto wstępne porozumienie z okolicznymi gminami i miastami w kwestii utworzenia Metropolii Bydgoskiej.  Niby wszystko dobrze, ale tylko niby.  Miasta i gminy obawiają się zajmować jednoznacznego stanowiska bo boją się sankcji ze strony toruńskiego marszałka, który praktycznie jest udzielnym księciem w regionie i dzieli miliardy unijnej kasy.  Jeżeli się teraz zadeklarują to marszałek na pewno znajdzie sposób, aby ich ukarać i pozbawić przynajmniej sporej części owej kasy, o stanowiskach, nagrodach, odznaczeniach i innych takich nie wspominając.

To takimi ślepymi uliczkami demokracji powinny zajmować się unijne agendy, a nie przesłuchiwaniem Polaków w kwestii obrony składu trybunału i mediów.  Bo przecież poprzednio ów trybunał był i nadal jest politycznym narzędziem poprzedniej ekipy, a to co robiła ta ekipa z mediami to każdy kto chciał - widział.


Mamy też zupełnie nową jakość w Bydgoszczy.  Mam na myśli 160 tysięcy podpisów pod apelem do polskiego sejmu w sprawie utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy.  Te podpisy znacznej większości wszystkich dorosłych bydgoszczan najlepiej pokazuje skalę niezadowolenia z
ponad 16 lat rządzenia torunian w naszym coraz bardziej upadającym regionie.  I to także powinno być przedmiotem zainteresowania Unii Europejskiej.

Na koniec tego krótkiego tekstu (długie mało kto czyta) odrobina optymizmu.  Otóż dzisiaj dowiedzieliśmy się, że Rada Collegium Medicum UMK (taki dziwaczny twór, czyli niby toruńska uczelnia zabrana bydgoszczanom, ale mieszcząca się w Bydgoszczy), krótko pisząc dawna AMB, wypowiedziała się za utworzeniem Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy.  A to wielka sprawa bo wiele mają do stracenia ci co wydali taką opinię.  Mściwość i megalomania torunian jest ogromna i nie darują bydgoskim władzom toruńskiej uczelni (ewenement na skalę światową), że poparli 160 tysięcy bydgoszczan, którzy pragną powrotu do normalności.  Wykazali się oni odwagą cywilną, realizmem i poczuciem przynależności do bydgoskiej społeczności, a nie oportunizmem (ugodowością) wobec dwukrotnie mniejszej społeczności toruńskiej, uzurpującej sobie prawo do wszelakich rządów w tym staczającym się na dno wszelkich statystyk, coraz bardziej chorym regionie kujawsko-pomorskim.

Poprzedni post z tego cyklu.

niedziela, 17 stycznia 2016

Przejażdżka rowerowa.

Parę dni temu pojechałem z dwójką moich wnuków Martą i Wiktorem (trzeci wnuk Leoś uczy się dopiero jeździć rowerem, nie ma jeszcze czterech lat), na rowerową przejażdżkę.  Jechaliśmy z Cabo Roig do La Zeni.  To takie urbanizacje na hiszpańskim wybrzeżu Costa Blanca.  Jechaliśmy ścieżkami rowerowymi wiodącymi wzdłuż ulic, ale także wzdłuż Morza Śródziemnego.  Jechaliśmy prędko w dół, ale także musieliśmy się pieszo wspinać po stromych ulicach.  Dzieci spisały się dzielnie, a wycieczka była bardzo udana.

Poniżej trzy zdjęcia z tej "wyprawy".

Zdjęcie zrobiła Marta.

Zdjęcie zrobił Wiktor

Zdjęcie zrobił dziadek.

sobota, 16 stycznia 2016

Leszek - odcinek 26

Poprzedni odcinek

Początek czwartej klasy przyniósł wielkie zmiany.  Przede wszystkim Leszek wraz ze swoim najlepszym kumplem Irkiem otrzymali w internacie pokój dwuosobowy, a to w internetowej hierarchii wiele znaczyło i zdecydowanie poprawiało ich samopoczucie, warunki i możliwości.
Także dopiero w czwartej klasie ujawniły się humanistyczne zdolności Leszka.  I chociaż zdecydowanie dominowały przedmioty zawodowe to owo zwiększone zainteresowanie zawdzięczał nowej, młodej nauczycielce języka polskiego pani Jadwidze Jelińskiej. To ona stosując wówczas  nowatorskie metody nauczania, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, wręcz zmuszała uczniów do myślenia i wyrażania swoich opinii na omawiane tematy.   Głównie tematy dotyczące lektur w tym także poezji.  Leszek, który do tej pory nie zapędzał się w takie regiony, tym razem dzięki odpowiedniej interpretacji nauczycielki, dzięki wzbudzaniu ducha rywalizacji w dyskusjach klasowych, a także wykorzystując swoje zamiłowanie do czytania książek, stał się jednym z dwóch ulubionych uczniów pani Jadwigi.  A ona pełna energii, ideałów, pomimo panującego wokół mrocznego socjalizmu, potrafiła zmusić uczniów do zachowań z jakimi do tej pory nie mieli do czynienia.  Do zachowań związanych z wyrażaniem swoich opinii i poglądów dotyczących przerabianego na polskim materiału.  Pani od polskiego potrafiła zmienić uczniów w myślących chłopaków, a nie jak to było poprzednio w odklepujących formułki i odpowiadających w z góry oczekiwany sposób.  A dzięki swej młodości, urodzie, zaangażowaniu i zdolnościom, poruszyła w nich coś co do tej pory tkwiło gdzieś głęboko ukryte.  Oczywiście nie wszyscy klasowi uczniowie tak to przyjęli bo wielu wolało odklepać co trzeba i mieć przysłowiowy święty spokój, ale spora grupa w tym i Leszek zaczęła spoglądać na prozę i poezję zupełnie innymi oczyma.  I to wtedy pierwszy raz w umyśle Leszka zaświtała myśl czy ta szkoła którą wybrał to jest słuszna i dobra dla niego droga?

Polski i historia to były przedmioty teraz zupełnie inne i Leszek zaczął się bardzo nimi interesować.  Zaczął czytać coraz więcej książek i to głównie historycznych, a szczególnie z okresu starożytności. Zaczął także czytać wiersze, czego do tej pory, oprócz sporadycznych prób, nie czynił.  Zaczął się zastanawiać i dużo rozmyślał o tym co przeczytał.
 To   właśnie pani Jelińska zmusiła to stado baranów, jak zwykł mawiać pan inżynier, do dyskusji i to dyskusji ożywionych, a czasami wręcz do kłótni.  Szczególnie jeden z kolegów Jan Tołysz zwykł stawać w opozycji do tego co mówili inni i nie ustępował pomimo braku argumentów, albo  wątpliwym, a nawet nielogicznym argumentom.  Ten upór Tołysza często powodował klasowe kłótnie nad którymi, zdarzało się, że i pani Jadwiga nie potrafiła zapanować.  Dopiero, być może, interwencja pana inżyniera na jednej z jego lekcji, który strofując ucznia Tołysza powiedział: - ty Tołysz, Łotysz czy jak tam ciebie zwą, weź się ogarnij bo marnie z tobą będzie, a zewsząd słyszę narzekania na ciebie i wróżę ci marny los i pamiętaj, że cię ostrzegałem, spowodowały, że kolega Janek trochę przyhamował w tej wszelakich i często marnego lotu dyskusjach.

To wówczas Leszek zaczął czytać Roberta Gravesa ("Ja Klaudiusz", "Klaudiusz i Messalina", "Herkules z mojej załogi"), Karola Bunscha - cykl piastowski, Pawła Jasienicę, a nawet Gołubiewa.  A potem Kuczyńskiego, Królikowskiego i Kromera.  I to wówczas przeczytał powieść, którą Leszek  do dzisiaj uważa za najważniejszą w jego życiu czyli dwutomową powieść fińskiego pisarza Miki Waltari pod tytułem "Egipcjanin Sinuhe". 

Jakoś tak na początku października 1970 roku, Leszek, który parę tygodni temu skończył 18 lat, poznał śliczną, uroczą, ale małomówna dziewczynę o wdzięcznym imieniu Wiesia, które zresztą kojarzyło mu się z tą Wiesią z podstawówki u której wówczas nie miał żadnych szans.
 Wiesia chodziła do Technikum Ekonomicznego na Powstańców Wielkopolskich (drugie takie technikum było na Gajowej) była sportsmenką, uprawiała lekkoatletykę i mieszkała w bursie na Gajowej.  Poznali się na szkolnej zabawie.  Potem umawiali się w Bulwarowej nad Brdą, za dyrekcją kolei.  Wówczas była to elegancka kawiarnia.  Tutaj zjadali lody cassate lub nawet wypijali po kieliszku Mistelli, albo Malagi i Leszek odprowadzał Wiesię do bursy.  Ta znajomość mimo, iż przetrwała tylko kilka miesięcy wywarła na Leszku jednak spore wrażenie i długo zajmowała jego myśli.  Jednak widocznie ta oryginalna, ciekawa i ładna dziewczyna nie była nim zbyt mocno zainteresowana, gdyż z czasem zaczęła go unikać i zwodzić.  Zaś kolejne wydarzenia oddaliły  Leszka od dotychczasowego intensywnego myślenia o Wiesi.

Także jesienią 1970 roku Leszek zaczął w zgranej paczce, wraz czterema kolegami, regularnie chodzić na mecze piłkarskie Zawiszy Bydgoszcz, na mecze hokejowe bydgoskiej Polonii i na mecze żużlowe także bydgoskiej Polonii.  Zawsze żywiołowo dopingował  i emocjonalnie reagował na to co działo się na boiskach gdzie był kibicem.  Na początku najbardziej przeżywał zawody hokejowe, które odbywały się na starym Torbydzie.  Stało się tam na betonowych stopniach i rozgrzewało dopingiem, a w przerwach tupaniem nogami o beton.  Takie przeżycia jakie wtedy miały miejsce pozostały na zawsze w jego pamięci.  Na trybunach otwartego lodowiska, przy temperaturze minus dziesięć stopni Celsjusza, kilka tysięcy ludzi krzyczy "głupi Jóżef" na bramkarza toruńskiego Pomorzanina i to po to, aby go zdenerwować i zmusić do błędu.  Albo wszyscy krzyczą przez kilkanaście minut: "Marian, Marian" i niesie się to na całą Bydgoszcz, a Marian Feter, wówczas także reprezentant Polski w hokeju na lodzie, zdobywa trzy bramki w derbowym pojedynku, wygranym 6:5.   To były emocje i przeżycia, które słowami trudno opisać.

A potem przyszedł grudzień 1970 roku i pomimo szczelnej blokady informacyjnej, Leszek i jego koledzy zaczęli się dowiadywać o strajkach i strzelaniu do robotników w Gdańsku.  A to rodzic jednego z klasowych kolegów, który pracował w Gdyni, opowiedział synowi co sami widział, a ten opowiedział to kolegom.  A to jeden z nauczycieli na co dzień naczelnik jednego z zarządu dyrekcji kolei w Gdańsku, napomknął uczniom o złych rzeczach dziejących się na ulicach Gdańska.  I tak roznosiły się wieści, które bardzo wszystkich niepokoiły.  Z uwagi na brak oficjalnych informacji często owe wieści były wyolbrzymiane i rodziły niepokoje, dyskusje i różnorodne pytania, które były bardzo krytyczne wobec oficjalnych władz państwowych.  Jednak minął grudzień i przyszedł Edward Gierek i wszystko pozornie się uspokoiło.  Pytań już nie wolno było oficjalnie zadawać i wszyscy udawali, że nic się nie wydarzyło.

A w Sylwestra 1970 roku Leszek znowu bawił się na prywatce z Ewą, swoją pierwszą prawdziwą miłością.  I znowu z nadziejami i znowu bez ciągu dalszego i znowu bez nadziei.

Na 30 stycznia 1971 roku, na godzinę 16.00, dziewczyny z drugiej i trzeciej klasy Technikum Ekonomicznego z Powstańców zaprosiły uczniów z Leszka klasy na karnawałową zabawę, która miała się odbyć w ich szkolnej auli.
Ponad dwudziestu chłopaków z Leszka klasy umówiło się koło ich szkoły i  i wyruszyło pieszo na róg Powstańców i Gajowej.  Jeden z kolegów, który miał rodzinę w Holandii, posiadał tranzystorowy adapter na baterie i idąc na czele pochodu uczniów puszczał na tym adapterze najpierw Beatlesów, a potem Niemena.  I tak wesoła ekipa, rozgrzana muzyką i śpiewem wkroczyła do ekonomika.

Na tej zabawie Leszek poznał dziewczynę, która później, po ponad sześciu latach została jego żoną. 

Następny odcinek.

 

piątek, 15 stycznia 2016

Kilka refleksji natury ogólnej - 30

Tym razem nie będę się wiele rozpisywał, ani załączał linków do artykułów mających potwierdzać to o czym piszę.

Sprawa jest najważniejsza.  Ta sprawa to polska racja stanu, to nasza duma narodowa, to nasza tożsamość.

Obserwując poczynania Unii Europejskiej, która wyraźnie działa na zlecenie określonych lobby, dochodzę to prostego, atawistycznego wniosku - to już było, to już jako naród przeżywaliśmy.

I czym to się skończyło?   123 lata nie było nas na mapie ŚWIATA.

Słuchając różnych Schetynów, Neumannów, Bieńkowskich, Trzaskowskih i innych gigantów partii, która straciła władzę, o układowcach z PSL-u nie wspominając, a także tych od nowoczesnego robienia Polaków w przysłowiowego "konia", dochodzę do prostego wniosku - to jest ponowny I rozbiór Polski.

Co prawda metody, okoliczności, obyczaj, mowa, techniki działania i tysiące innych rzeczy są zupełnie inne, ale cel jest ten sam.  Zachować władzę, przywileje, korzyści.

My poprzedni "władcy" RP, jedyni posiadający patent na mądrość i rację, nie zgadzamy się, aby nami rządzili ludzie (naszym zdaniem) głupsi od nas.  Dlatego uczynimy wszystko, aby tak nie było.

Skutki nie są istotne.  Cel uświęca środki.


Poprzedni post z tego cyklu. 

czwartek, 14 stycznia 2016

Hiszpańskie klimaty - 6


Na poniższym zdjęciu widzimy maleńki, ale jakże charakterystyczny, fragment wybrzeża Costa Blanca.  To wybrzeże to głównie owe czerwono-brązowo-pomarańczowo-grafitowe skały, tworzące niesamowite formy i kształty.  Na tych skałach  nagle wyrastają najróżniejsze kaktusy, palmy, karłowate sosenki, zaskakujące w swojej kolorystyce różnorodne kwiatki i wiele innych form roślinnych.  Pomiędzy tymi skałami mającymi często kilkadziesiąt metrów wysokości ponad poziom morza, znajdują się mniej i bardziej zaciszne piaszczyste plaże.

Prawie całe wybrzeże jest zabudowane tak zwanymi urbanizacjami, pięknymi drogami, ścieżkami rowerowymi, nadmorskimi trasami często jako luksusowe deptaki pełne kawiarni, restauracji i barów, a czasami drewnianymi pomostami z których rozciągają się przepiękne widoki.

I ta pogoda - najlepsza w Europie.

Warto tutaj przyjechać.



Poprzedni post z tego cyklu.

niedziela, 10 stycznia 2016

Niedziela w Orihueli.

W dzisiejszą niedzielę udaliśmy się do położonego w głąb Hiszpanii, o 25 km od wybrzeży Morza Śródziemnego, miasta Orihuela.  To miasto liczące około 100 tysięcy mieszkańców, o bogatej historii i ogromnych tradycjach jest jednocześnie pięknym prowincjonalnym hiszpańskim miastem.

Miasto Orihuela to stolica regionu Vega Baja. Jednego z największych municypiów w regionie Alicante. Leży 57km od Alicante, posuwając się w naszej podróży w "głąb lądu". W Orihuela urodził się jeden ze sławnych hiszpańskich poetów Miguel Hernandez. Orihuela przeżywała największy rozkwit w VIII wieku naszej ery, Orihuela była stolicą Księstwa Teodomira.

Wielką atrakcją jest El Palmelar, drugi co do wielkości las palmowy w Hiszpanii, zaraz po gaju palmowyym w sąsiedniej miejscowości Elche (Elx w języku walencjańskim). Do miasta Walencji z Orihuela jest około 250 km.

Odwiedzając Orihuela doświadczymy zaściankowej, pełnej spokoju i hiszpańskiego uroku, Hiszpanii. Tej bez turystów i hałaśliwych plażowiczów, a jednocześnie pełnej ulicznych kawiarenek, fontann, zieleni, licznych i oryginalnych zabytków, a do tego o wspaniałym klimacie (dzisiaj 10.01.2016 temperatura około 14.00 sięgała 22 stopni Celsjusza i to nie w słońcu).

Poniżej kilka migawek z tego oryginalnego miasta.


Scenki z dawnego życia codziennego - zdjęcie wykonano w miejscowym museum.





Ciekawostka - taki domek pozostawiono na jednym z dużych i ruchliwych skrzyżowań.  Tutaj królują ronda.



Jadąc do Orihueli lokalną drogą, ale bardzo dobrze utrzymaną, pełną zakrętów, wzniesień i spadków (krajobraz podgórski) mijaliśmy ciągnące się całymi kilometrami gaje pomarańczowe, cytrynowe i mandarynkowe.

Jeden z gajów cytrynowych.



Tagi:
Maksymilianowo, Niemcz, Bydgoszcz, Alicante, Torrevieja, Orihuela.

piątek, 8 stycznia 2016

Kilka refleksji natury ogólnej - 29

W październiku 2012 roku napisałem na moim blogu o tym jak wywożone są z Polski dziesiątki miliardów złotych rocznie.  I to wywożone oczywiście nielegalnie lub przynajmniej dzięki  kreatywnej księgowości, zwanej także czasami optymalizacją podatkową.

Poniżej link do wspomnianego tekstu:

http://dziwnabydgoszcz.blogspot.com.es/2012/10/kilka-refleksji-natury-ogolnej-4.html

 Powyższy tekst ogólnie nie został wówczas dobrze przyjęty.  Liczni moi  koledzy i niektóre koleżanki,  mieli do mnie ogromne pretensje o to cóż to ja wypisuję za bzdury i głupoty.  'Radiomaryjny oszołom" to był dosyć delikatny epitet jakim mnie wielokrotnie wówczas raczono, a spotkały mnie także dużo gorsze określenia.  Znajomość z kilkunastoma osobami została wówczas całkowicie przerwana, a dziesiątkami innych bardzo oziębła.  A byli to moi koledzy i koleżanki, których często znałem od początku lat 90-tych ubiegłego wieku i dużo razem działaliśmy i zrobiliśmy.

Podobnych tekstów na moim blogu (i nie tylko) popełniłem w ostatnich latach sporo.  I krąg znajomych znowu stopniowo się zmniejszał, a nawet wielu wpisało mnie na swoja czarną listę na różnych internetowych portalach.  Nie powiem, było mi przykro, ale przecież nie mogłem zakłamywać rzeczywistości, nie mogłem wybierać, albo być oportunistą (ugodowcem), albo z przekonaniem nadal głosić swoje racje i przekonania oparte oczywiście o fakty, wiedzę i doświadczenie.

Po co to piszę? 

Otóż piszę to bo z ogromnym żalem i smutkiem coraz częściej i to z najróżniejszych stron czytam i słucham i konstatuję, że niestety miałem rację, a podane wówczas fakty są jeszcze bardziej niekorzystne, a nawet wręcz tragiczne dla nas Polaków.   

Szacowany wypływ środków (i to tylko tych nielegalnych) oceniany jest na kwotę 100 mld. złotych rocznie, a i to pewnie nie koniec tych wyliczeń. 

http://gazetabaltycka.pl/promowane/skala-grabiezy-naszego-kraju-byla-gigantyczna 

 Jak wyglądałby nasz kraj, gdyby od kilkunastu lat podobna kwota zostawała w kraju i była racjonalnie wydawana?  Jak ma się owa kwota do unijnej "pomocy"?
 Dokąd te pieniądze popłynęły i kogo wzbogaciły?  Pytań są setki, a może i tysiące i pewnie nigdy nie znajdziemy na nie satysfakcjonujących odpowiedzi, ale powinniśmy się starać to uczynić.

Dzisiaj, gdy owe moje koleżanki i koledzy, którzy postanowili zerwać ze mną znajomość lub przynajmniej znacznie ją ograniczyć, protestują pod sztandarami obrony demokracji na Starym Rynku w Bydgoszczy to mój żal do nich jest jeszcze większy.  Jest mi przykro i smutno, że nie udało mi się prawie nikogo przekonać do owych racji (m.in. zawartych w cytowanym tekście).  Zresztą cóż tam czyjaś racja?  Chodzi o naszą codzienną pomyślność.   Dlatego, gdy czytam, że dwie trzecie Polaków zarabia poniżej średniej płacy, a jednocześnie tyle pieniędzy wypływa z naszego kraju, gdy czytam, że jeden z głównych bohaterów afery podsłuchowej czyli minister Sienkiewicz był inicjatorem działań mających na celu podsłuchiwanie około 80 dziennikarzy,

 http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/3109-czytaj-koniecznie-w-warszawskiej-gazecie-ch-d-i-podsluchow-kupa

 a dzisiaj jest jednym z obrońców demokracji w mediach, to przytoczone powyżej fakty jak i tysiące innych faktów, których z oczywistych względów w internetowym poście nie sposób wymienić, ukazuje miarę tego ile w naszym pięknym kraju musimy zmienić.

Poprzedni post z tego cyklu. 

wtorek, 5 stycznia 2016

Trzej Królowie w Hiszpanii.

W wigilię święta Trzech Króli we wielu miastach Hiszpanii odbywają się parady, czyli długie i barwne orszaki inscenizujące przybycie Trzech Króli do Betlejem.  Orszaki są bogate i urozmaicone.  Biorą w nich czynny udział tysiące ludzi, a dziesiątki tysięcy przyglądają się, często żywo reagując na to co widzą i słyszą.  Nie brakuje orkiestr, tańców, różnorakich pokazów i oczywiście Trzech Króli górujących nad zebranym tłumem bo siedzących na wspaniałych tronach na wysokich, pięknie ustrojonych, platformach.

Charakterystyczną cechą tych parad jest rozdawanie dzieciom setek kilogramów (a może i więcej) różnorakich cukierków, które uczestnicy marszu wkładają dzieciom do specjalnie przygotowanych i przyniesionych na tę okazję, toreb.  Sporo cukierków jest także rozrzucane pozostałym widzom, a ląduje one wśród tłumu oglądających, rzucane często w najodleglejsze miejsca.

Tradycja nakazuje złapać i zaraz zjeść takie cukierki.  Podobno ten komu się uda złapać i zjeść najwięcej będzie miał najwięcej szczęścia w rozpoczętym właśnie roku.  Mnie udało się złapać cztery takie cukierki.

Poniżej kilka migawek z tegorocznego pochodu Trzech Króli, który oglądałem w turystycznym i portowym mieście Torrevieja.  Królowie przybyli statkiem z morza, wysiedli w porcie i w asyście wspaniałego orszaku udali się, pośród ogromnej rzeszy oglądających i czekających na cukierki widzów, do miejscowej Katedry.

W oczekiwaniu na orszak.

Jeden z Trzech Króli

W tych kartonach są cukierki przygotowane do rozdania dzieciom i rzucania w tłum.  Stałem w porcie na początku trasy dlatego tak dużo jeszcze tych cukierków.  I tak na dziesiątkach różnorakich platform.





piątek, 1 stycznia 2016

Nowy Rok na południowych krańcach Europy.

Na Costa Blanca w miejscowości leżącej 60 km poniżej Alicante, wczoraj (ostatni dzień 2015 roku) i dzisiaj (pierwszy dzień 2016 roku) były dniami szczególnej urody.  Ciepło (około 23 stopni), słonecznie, leciuteńki wietrzyk od lądu w stronę morza, kwitnące kwiaty, dojrzewające na drzewach (przy ulicach) mandarynki i pomarańcze oraz całe otoczenie szczególnie w tych dniach daje poczucie odrębności i to nie tylko przyrodniczych.  A to 3 tysiące kilometrów od Bydgoszczy.  Samolot z Berlina leci 3 godziny, a z Modlina 3,5 godziny i od razu jesteśmy w tym jakże innym świecie pomimo, że to nadal nasza stara, dobra Europa.

Poniżej trzy migawki z dzisiejszego (01.01.2016) dnia.