Czytam, słucham i myślę o tak zwanych frankowiczach i nadziwić się nie mogę jak można tego nie rozumieć?
Ludzie pobrali kredyty niby we frankach szwajcarskich, ale tak naprawdę to w złotówkach bo nikt im owych franków do ręki nie dał. Zgodzili się na ryzyko kursowe i pobrali na skrajnie niekorzystnych warunkach kasę z banków, często nie do końca wiedząc co czynią. Zrobili to, aby urzeczywistnić swoje marzenia o posiadaniu mieszkania lub domu.
Minęło kilka, kilkanaście lat, kurs franka szwajcarskiego się zmienił i kredytobiorcy zostali postawieni w sytuacji takiej, że spłacali regularnie kredyt, ale pomimo tego mają do spłacenia więcej niż kosztował ich dom lub mieszkanie bo kurs owego franka wzrósł w sposób przez (niby) nikogo nie oczekiwany.
Rodzą się dwa pytania:
Czy ktoś (instytucja, banki, osoby prywatne) nie zakładał z góry, że tak będzie?
Lub:
Czy nie mają nas za przysłowiowych "murzynów", którym wystarczy rzucić garść koralików, a oni oddadzą wszystko?
Moim zdaniem zrobiono Polaków, tych, którzy pobrali owe frankowe kredyty, w przysłowiowego konia. Bo jak inaczej określić sytuację, że banki niby mają stracić dziesiątki miliardów złotych (patrz artykuł):
http://wpolityce.pl/gospodarka/285713-przewodniczacy-senackiej-komisji-finansow-grzegorz-bierecki-gdzie-byla-knf-kiedy-czesc-bankow-wciskala-polakom-lichwiarskie-produkty-powinni-odejsc-nasz-wywiad
A kto niby zyskuje? Przecież jak ktoś traci to ktoś inny musi zyskać. To oczywistość, której nie trzeba udowadniać.
Jeżeli tracą frankowicze i tracą banki to kto zyskuje?
I tutaj mamy odpowiedź. Jest ona jasna i prosta jak drut w kieszeni Wałęsy. Banki zarobiły ogromną kasę na tych kredytach i chcą zarabiać nadal tyle samo i to kosztem tych, którzy dali się nabrać na owe frankowe kredyty.
Coś z tym trzeba zrobić, ale to coś naraża frankowiczów i wszystkich Polaków na protest tych co zyskali i nadal zyskują na owym oszukaństwie. I to zyskują miliardy euro rocznie. A oni są silni, dobrze umocowani w europejskich strukturach. Mają za sobą media, polityków, lobby bankowe, układy, zblatowania, silne zachodnia "demokracje" i tysiące innych argumentów.
Jak z nim wygrać?
Moim zdaniem można to zrobić prosto i łatwo, ale nie ma do tego woli politycznej, wyobraźni i jest to wbrew tym co rządzą.
Należy uczciwie, skrupulatnie i konkretnie policzyć nasze korzyści z tak zwanych unijnych dotacji. Porównać je z naszymi składkami i rzeczywistymi kosztami podziału owych "darowizn" oraz przeanalizować celowość i strukturę tych wydatków. Bardzo ważna wręcz kluczową sprawą jest fakt, że owa unijna "pomoc" zazwyczaj wraca do tych co ją nam ofiarowują bo to w 80% firmy z tych krajów są wykonawcami inwestycji, dostarczycielami technologii, maszyn, urządzeń i tego wszystkiego co jest niezbędne do realizacji pomocowych celów. To napędza ich gospodarki i tak naprawdę to ich bogaci.
Jestem przekonany, że ten wynik takiej analizy będzie dla nas ujemny.
Dlatego należy, tak jak Wielka Brytania, zarządzić referendum w sprawie naszego dalszego uczestnictwa w UE.
Dopiero opierając się o ów wynik należy podjąć dalsze dalekowzroczne decyzje.
Na szczęście nie jestem jedynym, który tak myśli (czytaj poniższy artykuł)
http://wpolityce.pl/polityka/285665-kukiz-rzeplinski-jak-walesa-jest-zakochany-w-sobie-gdyby-mial-honor-podalby-sie-do-dymisji-nasz-wywiad
Poprzedni post z tego cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię