W poniedziałkowe popołudnie z kilkoma przykrymi incydentami wyruszyliśmy z poznańskiego lotniska do Alicante. Niestety najpierw dwukrotne sprawdzanie naszych bagaży podręcznych (10 kg). Raz pan zauważył coś żółtego i nie wiedział co to jest, a to było opakowanie żółtego sera. Drugi raz nie podobało się panu coś brązowego, a to były suszone grzyby do świątecznych potraw. Potem jeszcze w bagażu żony wypatrzył pan małą kolorową kuleczkę. Po wnikliwych przeszukaniach znalazł pan w środku bagażu kolorowy sześcian o boku około 2 cm, a to było puzderko zapachowe.
Potem okazało się, że lot jest opóźniony o ponad 40 minut i trzymano ponad godzinę (i to głównie na stojąco) około 160 osób w jednym niewielkim pomieszczeniu i do tego częściowo w przeciągu. A przecież mogli opóźnić odprawę wiedząc, że lot jest opóźniony. Niestety nikt na to nie wpadł.
Z lotniska w Alicante do Cabo Roig (ok. 60 km) zawiózł nas dziadek moich i Jego wnuków.
I już po 20.20 byliśmy na zakupach w Consumie (około 400 metrów od naszego mieszkania).
Pogoda świetna. W dzień 23 stopnie C., a w nocy około 16 stopni C.
Słońce mocno przygrzewa i pierwszą godzinę na solarze mam już za sobą.
Poniżej kilka fotek:
Na początek antystresujący drineczek |
Widok z kuchni we wtorek o godzinie 18.07 |
Na deptaku w Cabo - wtorek godzina 18.15 |
Jak wyżej |
Przed pierwszym godzinnym opalaniem się |
Plaża w Cabo - środa godzina 18.07 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię