Poniżej artykuł z wPolityce.pl
Moim zdaniem komentarz zbyteczny.
Maja Narbutt: Ostrożnie dobieram słowa, ale mogę powiedzieć, że sąd zmiażdżył pozew prezydenta Gdańska. Uznał, że dochowałam rzetelności dziennikarskiej. W tej sprawie chodziło o wolność słowa. Nie chciałam ustąpić i przeprosić. Byłam przekonana, że mówię prawdę, a przyznanie się do winy byłoby złamaniem dziennikarskiego kręgosłupa. Przypomnę, że tekst „Miasto z bursztynu” napisałam do dawnego „Uważam Rze”, w momencie gdy sytuacja tego pisma się zmieniała. „Uważam Rze” przeprosiło za mnie Adamowicza i pozostawiło mnie samą sobie. Wtedy rękę wyciągnął do mnie tygodnik „wSieci”, dzięki któremu otrzymałam opiekę prawną. Moja sprawa pokazuje, że warto być pryncypialnym, a tygodnik „Uważam Rze”, który nie zdecydował się na taką postawę, skończył jak skończył.
Czytelnicy pokazali, na jakim typie dziennikarstwa im zależy. Jest w tym pewien przewrotny morał. To, co się stało jest też w interesie wszystkich dziennikarzy i pokazuje, że trzeba walczyć. Sytuacji, w których dziennikarz będzie mierzył się w sądzie z politykiem korzystającym z pieniędzy podatnika, będzie coraz więcej.
Co ta sprawa oznaczała dla Pawła Adamowicza?
Wytoczenie mi procesu było zagrywką wizerunkową. Chodziło o kojarzenie go z aferą „Amber Gold”, z którą nie chciał być kojarzony w żaden sposób. Mamy do czynienia z mechanizmem, który często stosują ludzie, którzy są u władzy. Chodziło o przeczołganie dziennikarza i pokazanie innym, by nie ważyli się zajmować sprawami niewygodnymi dla tego polityka. Dlatego tak uparłam się w tej sprawie. Nie chodziło tu nawet o pieniądze, bo w pewnym momencie sąd odrzucił żądanie odszkodowania. Tak jak wspomniałam, to była kwestia wolności słowa. Pisałam prawdę i nie miałam zamiaru za nią przepraszać. Takie działanie jest w interesie wszystkich dziennikarzy.
Kto poniesie koszty sądowe?
Sąd zdecydował, że koszty poniesie druga strona. Zasadne byłoby pytanie do rzecznika prezydenta, czy te koszty zapłaci osobiście Paweł Adamowicz. Czy, skoro jego pozew został uznany za bezzasadny, to zwróci te koszty miastu? Skoro nie naruszono jego dóbr osobistych, to cała historia z procesem powinna finansowo spocząć na barkach prezydenta Gdańska, a nie miasta.
Moim zdaniem komentarz zbyteczny.
Dziennikarka "wSieci" wygrywa proces z Adamowiczem! Narbutt: "Sąd zmiażdżył pozew prezydenta Gdańska!"
Maja Narbutt: Ostrożnie dobieram słowa, ale mogę powiedzieć, że sąd zmiażdżył pozew prezydenta Gdańska. Uznał, że dochowałam rzetelności dziennikarskiej. W tej sprawie chodziło o wolność słowa. Nie chciałam ustąpić i przeprosić. Byłam przekonana, że mówię prawdę, a przyznanie się do winy byłoby złamaniem dziennikarskiego kręgosłupa. Przypomnę, że tekst „Miasto z bursztynu” napisałam do dawnego „Uważam Rze”, w momencie gdy sytuacja tego pisma się zmieniała. „Uważam Rze” przeprosiło za mnie Adamowicza i pozostawiło mnie samą sobie. Wtedy rękę wyciągnął do mnie tygodnik „wSieci”, dzięki któremu otrzymałam opiekę prawną. Moja sprawa pokazuje, że warto być pryncypialnym, a tygodnik „Uważam Rze”, który nie zdecydował się na taką postawę, skończył jak skończył.
Czytelnicy pokazali, na jakim typie dziennikarstwa im zależy. Jest w tym pewien przewrotny morał. To, co się stało jest też w interesie wszystkich dziennikarzy i pokazuje, że trzeba walczyć. Sytuacji, w których dziennikarz będzie mierzył się w sądzie z politykiem korzystającym z pieniędzy podatnika, będzie coraz więcej.
Co ta sprawa oznaczała dla Pawła Adamowicza?
Wytoczenie mi procesu było zagrywką wizerunkową. Chodziło o kojarzenie go z aferą „Amber Gold”, z którą nie chciał być kojarzony w żaden sposób. Mamy do czynienia z mechanizmem, który często stosują ludzie, którzy są u władzy. Chodziło o przeczołganie dziennikarza i pokazanie innym, by nie ważyli się zajmować sprawami niewygodnymi dla tego polityka. Dlatego tak uparłam się w tej sprawie. Nie chodziło tu nawet o pieniądze, bo w pewnym momencie sąd odrzucił żądanie odszkodowania. Tak jak wspomniałam, to była kwestia wolności słowa. Pisałam prawdę i nie miałam zamiaru za nią przepraszać. Takie działanie jest w interesie wszystkich dziennikarzy.
Kto poniesie koszty sądowe?
Sąd zdecydował, że koszty poniesie druga strona. Zasadne byłoby pytanie do rzecznika prezydenta, czy te koszty zapłaci osobiście Paweł Adamowicz. Czy, skoro jego pozew został uznany za bezzasadny, to zwróci te koszty miastu? Skoro nie naruszono jego dóbr osobistych, to cała historia z procesem powinna finansowo spocząć na barkach prezydenta Gdańska, a nie miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię