Po latach uczestnictwa w różnych forach postanowiłem zostawić trochę inny, bardziej refleksyjny ślad moich przemyśleń, przemyśleń życiowego realisty z dużą dozą krytycyzmu i domieszką melancholii. Chciałbym także zaprezentować trochę różnych pamiątek z minionych lat, głównie związanych z Bydgoszczą, ale nie tylko. Ponadto pragnąłbym w trochę nietypowy sposób prezentować niektóre bieżące i minione wydarzenia oraz zaprezentować różne swoje uwagi i spostrzeżenia. Temu ma służyć ten blog.
sobota, 12 kwietnia 2014
Leszek - odcinek 8
Poprzedni odcinek.
Najbarwniejszą postacią okresu wczesnej młodości Leszka był Gracjan. Mieszkał on przy tej samej ulicy, dwa domy dalej. Przyjaźń Leszka i Gracjana zaczęła się w połowie lat sześćdziesiątych XX stulecia. Cała rodzina Gracjana była wielce oryginalna i to od imion rodzeństwa Gracjana poczynając (Gertruda, Geralt) na ich ciekawym i urozmaiconym, jak na owe czasy, życiu rodzinnym, kończąc. Znajomość Leszka z Gracjanem można podzielić na kilka charakterystycznych okresów.
Najpierw był to okres wstępny, czyli ogólny. W tym okresie Leszek i Gracjan zajmowali się wspólnie zbieraniem złomu, co było kontynuacją poprzednich działań Leszka, lecz z innymi kolegami, a także zbieraniem makulatury, szkła i kasztanów. Gracjan miał dużo różnych, czasami bardzo kontrowersyjnych, pomysłów, ale przede wszystkim nie był zły. To co robił to było takie chłopięce wygłupianie się, to była przemożna chęć imponowania oraz chęć sprawdzania siebie. Te kasztany są tutaj bardzo charakterystyczne. Otóż jesienią skupowano kasztany, z których wytwarzano kleje, kosmetyki i inne rzeczy. Kilogram kasztanów kosztował, aż jeden złoty, ale musiały to być kasztany odpowiedniej wielkości, zdrowe i lśniące. Zbierali je na szosie prowadzącej z Łakiny do Łazisk. Zbierali je do jutowych worków po ziemniakach, wygospodarowanych w trakcie obowiązkowych, szkolnych, wykopków. Owe worki pełne kasztanów wieźli rowerami do skupu, gdzie musieli się wykłócać o wagę i jakość. Gracjan zawsze umiał tak podejść skupującego, że ten nigdy nie kwestionował zawartości ich worków, chociaż z workami innych to naprawdę różnie bywało. A to poczęstował skupującego Carmenem (taki papieros), a to obiecał jedną piątą wartości kasztanów, jak były one nie najlepsze, a to znalazł z kupującym kogoś bliskiego i tak zawsze dostawali swoją złotówkę za kilogram kasztanów. Zdarzało się, że jednego dnia przywieźli nawet sto kilo kasztanów, a otrzymana kwota była dla nich, jak na owe czasy, astronomiczna. Na tym złomie, makulaturze, czy kasztanach zarabiali spore sumy i cała ta kasa trafiała w ręce Leszka, który był swoistym bankierem wiedzącym o tym, że gdyby owe pieniądze zostawił Gracjanowi to szybko nic z nich by nie zostało.
Po okresie wstępnym przyszedł na Gracjana okres pisarski
W szóstej i siódmej klasie podstawówki zaczytywali się popularnymi powieściami z Dzikiego Zachodu. Głównie były to dzieła Karola Maya typu "Winetou", "Old Surehand" i wszystkie pozostałe powieści tego poczytnego niemieckiego pisarza, który nawiasem mówiąc nigdy na tym Dzikim Zachodzie nie był, a nawet nie był w Ameryce. Potem przyszła kolej na Jamesa Curwooda i Jamesa Oliviera Coopera, a później przyszła kolej na serię "Tomków" Alfreda Szklarskiego i inne tego typu powieści.
Powieści najpierw czytał Leszek, a potem Gracjan. Po przeczytaniu prowadzili długie i ożywione dyskusje na temat losów bohaterów tych książek. Planowali wyjazdy na Dziki Zachód, pragnąc podążać tropami swoich ówczesnych idoli. Wplatali do swoich zabaw elementy z przygód bohaterów powieści, aż wreszcie Gracjan postanowił sam napisać powieść.
Do pisania zabrał się ostro i z ogromnym zaangażowaniem. Prawie nic dla niego nie istniało i o niczym innym nie dyskutowali z Leszkiem niż o kolejnych wyczynach dzielnych bohaterów gracjanowych Indian, cowboyów i traperów. Były w tej książce, nawet ciekawe pomysły, zaskakujące zwroty akcji i zadziwiające wydarzenia, ale polszczyzna, składnia i ortografia wołały o przysłowiową pomstę do Nieba. Leszek musiał sprawdzać tą gracjanową pisaninę, a po sprawdzeniu i przerobieniu znowu Gracjan to przerabiał i tak w kółko. W sumie Gracjan napisał dwieście pięćdziesiąt stron tej powieści zawierającej żywą akcję, ale też masę bzdur, nielogiczności lub wręcz głupot, które to Leszek co rusz mu wytykał. W końcu po pół roku pisania książek, jak to zwykł mawiać Gracjan, postanowił on czasowo zawiesić swoją pisarska karierę i wrócić do niej później. Czy jednak były jakieś dalsze losy owej powieści to Leszkowi do dzisiaj nic o tym nie wiadomo. Warto wspomnieć, że Gracjan był utalentowanym chłopakiem. Przede wszystkim ładnie malował, miał talent muzyczny, był bystry, przebojowy, otwarty i uczynny. We wspomnianej powieści, którą pisał długopisem na wielkich arkuszach tak zwanego papieru kancelaryjnego, umieszczał bardzo udane rysunki ilustrujące przygody bohaterów jego powieści i te ilustracje były zdaniem Leszka największą wartością owego okresu literackiej twórczości Gracjana.
Potem nastąpił okres, nazwijmy go, organizacyjny.
Polegał on głównie na organizowaniu różnorodnych akcji. Akcje zaczęły się wczesną wiosną 1966 roku. Najpierw była akcja baziowa. Gracjan i Leszek narwali w lesie nad jeziorem Durowskim pięknych leszczynowych bazi, z żółtymi kotkami i wypustkami zielonych liści. Sporządzili udane bukiety z tych bazi, dodając wstążeczkę, kawałek kolorowej bibułki i związując to wszystko czerwonym sznurkiem. Tutaj bardzo pomocne okazały się zdolności plastyczne Gracjana. Takich wiązanek zrobili kilkadziesiąt i sprzedawali je po dwa złote za sztukę podczas tradycyjnego, czwartkowego jarmarku. Szły jak woda. W ten sposób za parę godzin pracy koledzy zarobili ponad pięćdziesiąt złotych. Gracjan dostał pięć złotych na Mazury, a Leszek pięć złotych na ulubione kanoldy, zaś cała reszta poszła do ich "banku" mieszczącego się w szufladzie starej komody, pomiędzy zimowymi skarpetami i pończochami u Leszka w domu. Do owej szuflady po okresie zimowym rzadko kto zaglądał i było to dosyć bezpieczne miejsce. Nieraz w tym swoistym banku znajdowało się i kilkaset złotych, które Leszek bohatersko bronił przed rozrzutnością Gracjana. W końcu i tak wydawali większość tej kasy, ale Leszek czuwał, żeby zawsze coś w banku było. Gracjan kupował sobie głównie luksusowe papierosy typu Carmeny (19 zł paczka) lub Wawele (25 zł paczka), a Leszek wydawał na słodycze typu czekolada Wedla (wówczas 22- Lipca) kosztująca 19 zł, albo ukochane pomarańcze jak tylko była możliwość ich nabycia, a także wafle Teatralne - 5 zł paczka i inne podobne rzeczy. Kasa przy takich zakupach topniała szybko, ale kolejna akcja znowu zasilała ów bank
O innych akcjach w kolejnym odcinku.
Następny odcinek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czekamy na dalsze losy bohaterów!
OdpowiedzUsuńANDRZEJ PISZ WIĘCEJ I CZĘŚCIEJ BO DOCZEKAĆ SIĘ NIE MOGĘ DALSZEGO CIĄGU.POZDRAWIAM.EWA
OdpowiedzUsuń