niedziela, 21 września 2014

Leszek - odcinek 17


Poprzedni odcinek.


Leszek - odcinek 17

W ten piękny sierpniowy tydzień podczas pobytu na wsi u swojego kolegi,  Leszek doznał niespotykanych dotąd przeżyć.  A dotyczyły one kuzynki Irka, która także przebywała tutaj na wakacjach u swojej babci. Ta babcia mieszkała wraz z liczną rodziną w domu sąsiadującym z domem jego kolegi.  Kuzynka miała na imię Grażyna.   Była wówczas ślicznym podlotkiem z krótkimi włosami w odcieniu dojrzałego zboża z rudymi refleksami.  Jak na dziewczynę, która po wakacjach miała iść do ósmej klasy, posiadała już wiele wyraźnie kobiecych cech, a z jej twarzy prawie nigdy nie znikał uśmiech.  Jakoś tak już przy pierwszym spotkaniu przypadli sobie mocno do gustu.   Dużo rozmawiali, przekomarzali się, a już następnego dnia po zapoznaniu się, poszli na wspólny spacer, podczas którego Leszek wziął Grażynkę za rękę, a ona tej ręki nie odsunęła. Poszli polną drogą w kierunku krzyża, który podobno pamięta powstańcze czasy.  Ten krzyż postawiony tuż na skraju niewielkiego zagajnika otaczało mnóstwo kwiatów i kilka dorodnych brzóz.. Stanęli na skraju owego zagajnika i podziwiali wspaniałą, pofałdowaną licznymi wzgórkami i dolinkami, mozaikę różnokolorowych pól, poszatkowanych polnymi drogami i wyróżniającą się świerkową drogą prowadzącą od wsi do asfaltowej drogi wiodącej z Bydgoszczy do Poznania.  O tej świerkowej drodze wielokrotnie Irek opowiadał Leszkowi.  Podobno jest ona położona wyżej niż pobliska Kcynia uważana za najwyższe wzniesienie tego terenu.  A wiąże się z nią przepowiednia dziedzica, który  dawno temu (pewnie tak ze 150 lat) kazał zasadzić owe świerki.  Miał on powiedzieć, że jak zniknie z tej drogi ostatni  świerk to Polska przestanie istnieć.  Stali więc w tym pięknym miejscu, w upale i kurzu bo chwilami podmuchiwał porywisty wiatr i trzymając się za ręce czas jakiś podziwiali ten krajobraz północnej Wielkopolski, ale już po paru minutach tego podziwiania, rozpoczęli ożywioną dyskusję na najróżniejsze tematy.  Dyskusja trwałaby pewnie więcej niż ze dwie godziny, które tam razem spędzili siedząc na skraju brzozowego zagajnika, ale przepłoszył ich letni deszczyk. Jednak już przez ten krótki czas Leszek przekonał się, że Grażynka miała bardzo cięty języczek, lubiła postawić na swoim co mu się bardzo w niej podobało.

W ostatnią noc pobytu na wsi Irek zaproponował nocleg w stodole na sianie co dla Leszka miało być sporą atrakcją bo do tej pory nigdy nie spał na kopach aromatycznego siana.  Przyłączyli się do tego spania także dziesięcioletnia wówczas siostra Irka i kuzynka Grażyna.  Leszek już w nocy, gdy w stodole było zupełnie ciemno i gdy kolega i jego siostra posnęli, przysunął się do Grażynki.  Do dzisiaj nie może zapomnieć smaku tamtych długich, niezbyt wprawnych, ale ogromnie emocjonalnych, pocałunków pomieszanych z intensywnym zapachem siana, którego pełno mieli we włosach, na ubraniach i na kocach na których leżeli.   To było takie pierwsze cudowne przeżycie Leszka.   I chociaż znajomość ta skończyła się następnego dnia, gdy Leszek wyjechał do swojego domu to jednak jeszcze przez długi czas  lubił wspominać te cudowne chwile.  Potem, po kilku latach, gdy Grażynka zaczęła naukę w liceum ekonomicznym mieszczącym się w rodzinnej miejscowości Leszka, spotkał się on jeszcze parę razy z Grażyną.  Każde z tych spotkań było długim spacerem nad uroczym jeziorem Durowskim, ale niestety nie udało im się powtórzyć tamtego nastroju sprzed lat, nie znaleźli już takiego porozumienia i od czasu owych spacerów nie widzieli się już więcej.

Po wakacjach Leszek nie wrócił już na stancję do państwa Brzozowskich, ale zamieszkał na Osiedlu Leśnym u swojego kolegi z klasy - Grzegorza.  To zamieszkanie zaproponowali rodzice Grzegorza, który był wówczas bardzo niespokojnym chłopakiem o wyraźnie południowej urodzie.  Miał śniadą cerę, czarne, gęste, kręcone włosy, był inteligentnym, bystrym i przystojnym chłopakiem, ale także kapryśnym i trochę próżnym.  Dobre warunki życia, powodzenie, wpływ kolegów i koleżanek spowodowały, iż nie przejawiał on szczególnego zapału do nauki i stąd w pierwszej klasie nie osiągnął dobrych ocen, ale udało mu się zdobyć promocję do klasy drugiej.  Chcąc go zmobilizować do nauki, a także zapewnić mu pomoc w przedmiotach ścisłych, w których orłem nie był, rodzice Grzegorza za radą wychowawcy klasy zaproponowali Leszkowi, który drugi raz z rzędu bezskutecznie starał się o miejsce w internacie, zamieszkanie u nich w ich pięknym, jak na owe czasy, mieszkaniu na ulicy Modrzewiowej.  W ostatnich dniach sierpnia Leszek pojechał z mamą do rodziców Grzegorza, gdzie omówili warunki zamieszkania Leszka w kolejnym roku szkolnym.  Owo mieszkanie razem z obiadami miało kosztować czterysta złotych miesięcznie co na tamte warunki było naprawdę niewygórowaną i bardzo przyzwoitą kwotą.  Niestety był jeden podstawowy mankament, czyli spanie na marnym, składanym, wąskim płóciennym polowym łóżku. Za to obiady pani domu były zawsze smaczne i syte.  Natomiast śniadania i kolacje Leszek robił sobie sam. Czasami, raz na parę dni pojawiał się w trakcie tych posiłków kawałek kiełbasy lub innej wędliny, ale najczęściej królował smalec ze skwarkami, którego spory słoik w każdy poniedziałek przywoził Leszek ze swojego domu.  Oprócz tego smalcu podstawą owych dwóch posiłków dziennie był kubek herbaty i niesmaczny, twardy i gumowaty żółty ser położony na kawałku chleba posmarowanym margaryną.

Od drugiej do czwartej klasy włącznie Leszek chodził do szkoły na drugą zmianę, czyli zazwyczaj na godzinę trzynastą, a lekcje trwały do 19.10 lub 20.05.     Tylko w soboty zaczynali wcześniej, o dziewiątej, a kończyli przed trzynastą i przeważnie udawało się Leszkowi zdążyć na pociąg do domu, który odchodził z peronu czwartego stacji Bydgoszcz Główna w kierunku Poznania przez Szubin, Kcynię, Gołańcz o godzinie 14.15 i już po dwóch i pół godzinie jazdy na odległość niecałych osiemdziesięciu kilometrów, przed siedemnastą wysiadał na stacji w swoim mieście.  I tak co tydzień przez cały rok szkolny.

Natomiast do szkoły jeździli Leszek z Grzegorzem, tramwajem numer sześć wsiadając na końcowym przystanku na ulicy Gdańskiej tuż przy głównym wejściu na stadion Bydgoskiego Zawiszy.  Wysiadali przy skrzyżowaniu Alei 1-Maja z ulicą Cieszkowskiego i szli Słowackiego, a potem przez park Kochanowskiego do swojej szkoły.

I tak się rozpoczęła i potoczyła nauka Leszka w drugiej klasie technikum.



Następny odcinek.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię