niedziela, 15 maja 2016

Nie jest z nami tak źle.

Wczoraj w majową sobotę, chodząc po myślęcińskim parku, przy piramidzie i kamiennym kręgu zauważyłem z daleka, że ktoś pali pod piramidą ognisko.  Podszedłem bliżej i zobaczyłem kilkuosobową grupę starszej młodzieży (16 - 18 lat), czterech młodzieńców i dwie dziewczyny, którzy mieli zamiar coś piec na owym ognisku. Podszedłem jeszcze bliżej do nich i powiedziałem, że mają zgasić to ognisko bo zagraża ono pobliskiemu bukowemu lasowi.  Oni na to, że przecież jest po deszczu i nic się nie stanie.  A ja do nich - skoro jest po deszczu i jest jak twierdzicie mokro to dlaczego tak łatwo pali się ten chrust, który, jak widzę przynosicie z tego niby mokrego lasu?  Posłuchali mnie nieprzekonani, ale powiedziałem, że nie ustąpię i będę tak długo tutaj stał, aż wygaszą ogień.  A oni okazali się spokojnymi i dobrze wychowanymi młodymi ludźmi bo bez żadnych brzydkich komentarzy zaczęli zasypywać ogień.
Jeszcze chwilę postałem i poszedłem dalej.  Nie wiem czy ponownie nie zapalili ognia, ale zaufałem ich zapewnieniom, że tego nie uczynią.

Chodząc dalej, w jednym z ustronnych miejsc ogrodu botanicznego, natknąłem się na łabędzia wysiadującego jaja w gnieździe na wodzie.

Dzisiaj pojechałem rowerem do Myślęcinka i najpierw udałem się do tego wysiadującego łabędzia.  A jakże, siedział w gnieździe i nadal wysiadywał jaja (patrz poniższe zdjęcia).  Dosyć to osobliwy widok jak na tętniący gwarem, pełen spacerowiczów rowerzystów czy psów, miejski park.

Potem pojechałem dalej rowerowymi ścieżkami.  Przy pętli tramwajowej dopadł mnie deszcz dlatego schowałem się pod przystankową wiatę.  Posiedziałem około 15 minut, deszcz przeszedł i pojechałem do wake parku.   Tam było nawet sporo ludzi jak na taką niepewną dzisiejszą pogodę dlatego sięgnąłem do kieszeni po komórkę, aby to uwiecznić na zdjęciu.  Szukam po kieszeniach, a komórki nie ma.  Pomyślałem, że wypadła mi z kieszeni kiedy siedziałem pod wiatą.  Ogromnie zdesperowany szybko wróciłem na pętlę. Niestety komórki nie było.  Co robić?  Drugiej nie mam.  Żona wyjechała na dwa tygodnie.  Jest niedzielne popołudnie.  I co teraz?  Zdruzgotany i zdenerwowany zapytałem młodego mężczyznę, który czekał na tramwaj czy może nie zauważył gdzieś czarnego smartfona.  Odpowiedział, że nie widział.  Ale zaraz dodał, że jak pamiętam swój numer to on może zadzwonić pod ten numer i może gdzieś w pobliżu komórka się odezwie.   Już po trzecim sygnale odezwała się, ale głosem kolejnego młodego mężczyzny, który powiedział, że prawie przejechał aparat leżący na środku ścieżki rowerowej pomiędzy terenami wystawowymi, a pętlą. Dodał także, że zatelefonował pod pierwszy numer z listy połączeń, a był to numer mojej córki i, że umówił się z moim zięciem, że on przyjedzie zaraz po ten telefon.  Pomimo, iż moja córka mieszka prawie 20 km od miejsca, gdzie przebywał znalazca to obiecał, że poczeka.

Po chwili rozmowy dowiedziałem się, że znalazca znajduje się kilkaset metrów od pętli tramwajowej i czeka na mojego zięcia.   Poprosiłem go, aby odwołał przyjazd zięcia bo ja będę u niego za pięć minut, a na zięcia będzie czekał przynajmniej pół godziny.   Tak też uczynił, jak się potem okazało.

Podjeżdżam po bramę wejściową do parku rozrywki, a tam z daleka macha do mnie młody mężczyzna trzymający w ręku moją komórkę.  Był razem z żoną lub dziewczyną.  Oboje bardzo sympatyczni, uśmiechnięci.  Opowiedzieli mi jak znaleźli komórkę i co potem zrobili.

Podziękowałem im jak umiałem i oni odjechali dalej na swoich rowerach.

Z wrażenia aż usiadłem na pobliskiej ławce i najpierw zadzwoniłem z podziękowaniami do córki, która na szczęście razem z mężem i wnuczką zdążyła odjechać od domu tylko około dwa kilometry i po ponownym telefonie znalazcy zawróciła do domu.  A potem siedziałem kilkanaście minut i myślałem, że dawno już (wiele lat) nie spotkało mnie tyle ludzkiej, bezinteresownej życzliwości i uczynności.   Niby drobiazg ta komórka, ale każdy wie, że we współczesnym świecie trudno bez niej żyć.  Uczynny znalazca tego niby drobiazgu, nie dość, że wybawił mnie z nie lada kłopotów, ale, co znacznie ważniejsze, podbudował moją wiarę w ludzką uczynność, życzliwość i bezinteresowność.

Jeszcze raz tą drogą (pewnie do adresatów to nie dotrze)  OGROMNIE DZIĘKUJĘ  znalazcom, panu z przystanku tramwajowego i mojej córce oraz mojemu zięciowi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię