wtorek, 18 listopada 2014

Leszek - odcinek 20


Poprzedni odcinek.



Leszek - odcinek 20


W Czerlinie, rodzina Irka ponownie przyjęła Leszka niesamowicie gościnnie i znowu traktowała go jak drugiego syna.  Przebywał tam, aż przez dwa tygodnie nie mając najmniejszej ochoty wracać do domu. Dobrze mu było tutaj.  Ludzie serdeczni, uczynni, otwarci i gościnni. Każdego dnia coś innego.  A to wizyta u kuzynek Irenki i Teresy, a to w pole z kuzynem Irka Stefanem, a to na motocyklu do Gołańczy i do Wapna, a to świniobicie.  Rozmaitość zajęć, dobre jedzenie, a przede wszystkim doborowe towarzystwo czyniły z tego pobytu najlepsze wakacje.

W czasie tych wakacji w Czerlinie Leszek poznał bliżej już drugą kuzynkę Irka - Wiesię.   I ponownie, jak rok temu, przyniósł ów fakt Leszkowi zupełnie nowe, nieznane mu dotychczas, przeżycia, uniesienia i emocje.  Przeżycia wspaniałe i niezapomniane, pozostające jasno w pamięci, aż do chwil obecnych.  Wiesia była wówczas piętnastoletnią, ładną dziewczyną, która własnie skończyła ośmioklasową szkołę podstawową.  Od razu, już przy pierwszym spotkaniu na grymce u wspomnianych kuzynek Irka, czyli Haliny i Teresy, Wiesia dała się poznać jako dziewczyna ogromnie sympatyczna, wesoła i bezpośrednia.   A dzięki okazywanej ufności, szczerości i przekorze Leszek od razu poczuł do niej dużo więcej niż normalną sympatię.  Wspomnianą grymką nazywali miejscowi wieczór przy adapterze, na którym dużo się tańczyło i jeszcze więcej przytulało, a czasami piło się też jakieś wino lub odrobinę wódki. Już następnego dnia po zapoznaniu Wiesi, podczas wspomnianego wieczora u kuzynek Irka, ponownie Leszek i Wiesia siedzieli razem w tym samym miejscu co dzień wcześniej, ale już sami bo kuzynki dyskretnie poszły do swoich zajęć, co rusz jednak sprawdzając czy im czegoś nie trzeba, a właściwie to kontrolując ich zachowanie.  Siedzieli tak parę godzin zaglądając sobie głęboko w oczy, przekomarzając się i opowiadając głównie o swoim szkolnym życiu, o swoich planach i swoich marzeniach.  Na trzeci dzień zaczęli się całować, a ich wzajemne spojrzenia jeszcze bardziej się wydłużały i robiły się coraz bardziej namiętne.  Jednej nocy Leszek, dzięki pomocy swojego kolegi, wyszedł przez okno i poszedł do sąsiedniego domu, gdzie u babci mieszkała Wiesia.  Ona na niego czekała.  Wszedł przez okno do pokoju babci i razem położyli się na wielkim małżeńskim łożu obok śpiącej i głośno chrapiącej babci.  Zaczęli się całować i już gdy Leszek miał dotknąć ładnych piersi Wiesi to babcia się przebudziła i zapytała: - Wiesia co ty tak się ruszasz i nie dajesz mi spać. Czy tutaj ktoś jest oprócz ciebie, czy mi tylko tak się wydaje?  Na to Wiesia: - nie ma nikogo babciu, śpij spokojnie to tylko ja nie mogę zasnąć bo jest za gorąco .  Ale babcia jakby nie dowierzała Wiesi i była coraz bardziej rozbudzona.   Leszkowi nie zostało nic innego jak schować się pod łóżkiem.  Na szczęście po kilkunastu minutach znowu usłyszeli chrapanie babci i Leszek musnąwszy delikatnym pocałunkiem policzek Wiesi, wymknął się, a potem szybko wrócił do gościnnego domu swojego szkolnego kolegi.   Nigdy się to na szczęście nie wydało i Leszek nie podpadł dorosłym członkom rodziny Irka.   Jeszcze parę razy, przez kilka dni, chodzili z Wiesią na długie spacery, ale zawsze z Irkiem lub jego siostrą, gdyż widocznie ktoś z dorosłych tak im nakazał, a potem Wiesia wróciła do swojego rodzinnego domu, do odległego Szamocina

Był to bardzo szczęśliwy okres dla Leszka, a cały pobyt był jednym z najlepszych wakacyjnych przeżyć jego dotychczasowego życia.  Te młodzieńcze uniesienia z Wiesią, jej ufność, jej miłosne spojrzenia, jej pocałunki, ich rozmowy i wszystko co razem czynili to były naprawdę cudowne chwile.  Niestety oprócz paru listów i widokówek, które zresztą później Leszkowi gdzieś zaginęły oraz paru nieudanych prób ponownego spotkania się, nie pozostało z tego pobytu nic więcej oprócz tych wspaniałych wspomnień.

Trzecia klasa technikum zaczęła się od wprowadzenia się Leszka i Irka do nowego internatu oddanego parę dni wcześniej do użytku.  Do lamusa poszedł ciasny i marny internat znajdujący się przy ulicy Królowej Jadwigi, który do tej pory mieścił się obok dyrekcji kolei.  Internat do którego zresztą przez dwa lata nie udało im się dostać.   Za to kosztem wielkiej przebudowy i solidnego remontu powstał wspaniały, jak na tamte czasy, nowy szkolny internat.  Było w nim dwa razy więcej miejsc i dzięki temu obaj koledzy także zostali do niego przyjęci.  W piwnicach były szatnie i salki klubowe do potańcówek, do gry w tenisa stołowego, a także pralnia i inne pomieszczenia gospodarcze. Na wysokim parterze była kuchni, stołówka, duża świetlica i pokoje uczniów.  Oprócz tego były jeszcze trzy piętra z uczniowskimi pokojami.  Na dwóch pierwszych mieszkali chłopacy, a na najwyższym dziewczęta. Piętra były podzielone tak jak szkolne wydziały, a do każdej wydziałowej części przylegała świetlica z telewizorem, słomiankami z propagandowymi gazetkami, stolikami i krzesłami.  Te świetlice normalnie służyły odrabiania lekcji, a wieczorem, gdy wychowawca pozwolił to mogli obejrzeć jakiś film lub teatr.  Najwspanialszych przeżyć dostarczało wspólne oglądanie meczów polskiej reprezentacji w piłce nożnej.  Jednak zawsze o 22.00 musieli być w swoich łóżkach, a o 6.00 była pobudka urządzana przez internatowe głośniki.

Pokoje były dwu i czteroosobowe.  Były także porządne sanitariaty, wspólne, na każde pół piętra, prysznice i umywalki.  Kierownikiem internatu był niezapomniany pan Jan Kępski. Zaś ich internetowym wychowawcą był pocieszny grubasek w średnim wieku powszechnie zwanym Bąblem. Było wspaniale.  Było cudownie. Koledzy, koleżanki, wieczornice, zabawy tematyczne, kółka zainteresowań, niezależność od cudzych wymagań i oczekiwań jak do tej pory na dwóch ich stancjach. Radiowęzeł internatowy ze swoimi audycjami i ich muzyką.  A wszystko było świeże, nowe i pachnące.

Leszek zamieszkał w pokoju z trzema kolegami, czyli Irkiem, Stefanem i Jasiem.   Z tym Jasiem to przez pół roku była istna komedia.  Normalnie mieszkał on w Warszawie, ale z tamtego technikum kolejowego go wyrzucono i jakoś mu załatwiono przeniesienie do bydgoskiego technikum.  Jak on dotarł do trzeciej klasy technikum to Leszek do dzisiaj nie wie.  Jako kolega to był nawet sympatyczny i uczynny, a dodatkowo jako warszawiak imponował im.  Przyjeżdżając z domu zawsze przywoził jakieś warszawskie ciekawostki lub liczne ciekawe rzeczy.  Pokazał im pistolet na wodę wyglądający jak prawdziwy, kompletnie nieosiągalny numer Playboya z ogromną rozkładówką, wielkie kolorowe zdjęcia nagich kobiet, pół litra jakieś wietnamskiej wódki i inne tego typu przedmioty.  Natomiast jako uczeń to absolutnie nie nadawał się do szkoły technicznej, a tym bardziej do jej trzeciej klasy.  Nie miał wiedzy, ani zdolności w tym kierunku. Za to miał zdolności w całkiem innych dziedzinach, które najłatwiej nazwać sprytem życiowym i normalnym cwaniactwem. Pomęczył się z nami przez dwa okresy, a potem także go "wypisano" z naszego technikum i wrócił do stolicy.

Jego miejsce zajął Wiesiu, który był o jedną klasę wyżej od pozostałej trójki zamieszkującej ten internatowy pokój przyległy do wspomnianej świetlicy. Wiesiu okazał się niezwykle sympatycznym i uczynnym kolegą.  Pochodził z dalekiej i odległej wioski położonej gdzieś w okolicach Chojnic.  Zagadywał z kaszubska i miał wiele dziwacznych obyczajów, ale obyczajów raczej nieuciążliwych, chociaż odmiennych od normalnych zachowań pozostałych uczniów.  Jednym z nich był bezustanne powtarzanie słowa "kurwa".  Mówiąc  coś do drugiej osoby, używał tego słowa przynajmniej raz, a zazwyczaj częściej, w każdym wypowiadanym zdaniu.  Jednak ta jego "kurwa" wypowiadana miłym i niskim tonem jakoś nikogo nigdy nie raziła, a nawet rzec można dodawała mu swoistego uroku.  To był taki zwyczajny przerywnik do zastanowienia się co dalej powiedzieć.  Koledzy zastanawiali się czy tak samo odpowiada on na lekcjach, albo w domu, lecz Wiesiu twierdził, że zawsze wie co i jak ma mówić.  Był bardzo barwną i ciekawą postacią i chociaż mieszkał z nimi tylko parę miesięcy to pozostawił po sobie bardzo miłe wspomnienia.



W  pokoju nr 423 na drugim piętrze internatu mieszczącego się przy ulicy Warszawskiej nr 25 w Bydgoszczy.


od lewej:  Leszek,  Benek,  Maks,  Irek

Grudzień 1969 roku. 


                                       Następny odcinek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię