Już siedem lat rządzi w Polsce Platforma Obywatelska. Tak samo jest w naszym kujawsko-pomorskim województwie. Województwie, którego znaczenie i ranga na ogólnopolskiej arenie bezustannie spada. W coraz to liczniejszych rankingach znajdujemy się na ostatnim lub przedostatnim miejscu w Polsce, a jeszcze tych siedem lat temu plasowaliśmy się w tych samych rankingach pośrodku stawki. Wniosek nasuwa się oczywisty. To województwo rządzone przez toruńskich marszałków nie ma dalszej racji bytu i najwyższa pora wystąpić do sejmu, senatu i rządu o zmianę istniejącej sytuacji. Nie może o połowę mniejsze miasto decydować, które ulice, budowle, czy instytucje mają powstawać w Bydgoszczy, a które nie. Nie może o połowę mniejsze miasto (oczywiście chodzi o polityków rządzącej partii z tego miasta) mieć w sejmiku o jeden głos więcej, nie może mniejsze miasto zarządzać bydgoską uczelnią, bydgoskimi szpitalami, czy bydgoskim lotniskiem. A dzisiaj doszedł jeszcze otwarty i wielki konflikt o tak zwany kontrakt terytorialny. Toruński marszałek i bydgoski prezydent (obaj z PO) zarzucają sobie nawzajem kłamstwo, a przecież wiemy doskonale jaka do tej pory była w tym regionie praktyka. Ta praktyka polegała na jawnym i oczywistym oraz ogromnym faworyzowaniu Torunia i torunian kosztem wszystkich innych miejscowości tego województwa. Na szczyty hipokryzji wzniósł toruński marszałek metodę wpływania, poprzez dzieloną przez niego osobiście kasę wojewódzką, starą zasadę "dziel i rządź". I tak właśnie działa PO. Tak działa w całym kraju, a w Bydgoszczy szczególnie negatywnie odczuwamy skutki takiej polityki.
Poniżej zamieszczam fragment artykułu, który ukazał się w portalu wPolityce.pl w dniu 02.11.2014, w którym były poseł PO, znany profesor socjologii pisze o polskiej "demokracji".
Za dwa tygodnie wybory. Warto nad tym co napisał pan profesor się zastanowić i pomyśleć przy urnie, czy tak dalej musi być?
Z silnym oskarżeniem polskiej demokracji wystąpił prof. Paweł Śpiewak, były poseł PO. W jego ocenie polska demokracja jest „sklerotyczna”.
Poniżej zamieszczam fragment artykułu, który ukazał się w portalu wPolityce.pl w dniu 02.11.2014, w którym były poseł PO, znany profesor socjologii pisze o polskiej "demokracji".
Za dwa tygodnie wybory. Warto nad tym co napisał pan profesor się zastanowić i pomyśleć przy urnie, czy tak dalej musi być?
Z silnym oskarżeniem polskiej demokracji wystąpił prof. Paweł Śpiewak, były poseł PO. W jego ocenie polska demokracja jest „sklerotyczna”.
Model demokracji, który został zbudowany w Polsce, jest coraz bardziej obcy ideałom tego systemu, a przy tym nieprzyjemny dla obywateli. Mam poczucie, że u nas fala demokratyzacji, jeśli nie cofa się, to została zatrzymana. Nie dość, że mamy do czynienia z upartyjnieniem życia publicznego, to jeszcze system jest zoligarchizowany i znomenklaturyzowany. Partie dążą do jedynowładztwa, co ułatwiają im dotacje budżetowe. Coraz większą rolę – tak jak w PRL – odgrywa aparat partyjny. Partyjni baronowie zaczynają być ważniejsi od urzędników państwowych
— tłumaczy socjolog w „Plusie Minusie”.
Dodaje, że „ta oligarchizacja i nomenklaturyzacja jest szczególnie silna w samorządach”.
Prezydent buduje własną nomenklaturę, obsadza stanowiska zaufanymi ludźmi i blokuje możliwości kariery innym. Badania socjologiczne pokazują, że dostęp do pracy w samorządzie jest zarezerwowany dla członków partii rządzącej. Względy merytoryczne schodzą na drugi plan. I ta sytuacja trwa bez końca, bo przy środkach, którymi dysponuje włodarz miasta, jego konkurenci są bez szans
— tłumaczy Śpiewak.
Dodaje, że w polskich samorządach „proces demokratyczny jest w rzeczywistości zablokowany przez różne formy oligarchii czy nomenklatury”.
Jest jeszcze drugi problem: nasza demokracja się nie uczy. Nie ma u nas debaty, w której ucierają się stanowiska. Główne polskie dzienniki są coraz bardziej jałowe i przypominają dawną prasę partyjną. Partie są bezideowe i słabo zakorzenione w społeczeństwie. Bo jeżeli partia rządząca od siedmiu lat 37-milionowym krajem ma raptem 40 tys. członków, to jest w gruncie rzeczy partia kadrowa, która wygrywa wybory tylko dzięki pieniądzom z budżetu. Gdyby ich nie miała, to musiałaby zbierać składki, organizować struktury, prowadzić debaty i odpowiadać na zapotrzebowanie wyborców. Ale nie musi. Liderzy partyjni mają kasę, którą rozdają według swojego widzimisię
— zaznacza naukowiec.
Na uwagę, że jest krytyczny wobec polskiej rzeczywistości Śpiewak wskazuje, że jest rozczarowany.
Gdy konfrontuję rzeczywistość z moimi oczekiwaniami sprzed 25 lat, to muszę powiedzieć, że jestem bardzo rozczarowany. Przez lata karmiono nas tezą, że polska demokracja jest młoda i musi się dopiero wszystkiego nauczyć. Ale zanim zdążyła się czegokolwiek nauczyć, stała się sklerotyczna. Zestarzała się, zanim dojrzała. Przy czym wszystkie cztery główne partie robią, co mogą, żeby ten stan utrzymać. I świetnie im się to udaje, skoro wybory samorządowe, które otwierają drzwi większej liczbie podmiotów, różnym komitetom niezależnym, nie przyciągają uwagi społeczeństwa. Głosuje w nich mniej ludzi niż w wyborach parlamentarnych czy prezydenckich
— mówi „Plusowi Minusowi”.
I zaznacza, że brak zainteresowania społecznego wyborami wynika z faktu, że „ludzie nie widzą w tym sensu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię