A przecież ta niby reforma objęła tylko podwyższenie wieku emerytalnego i tak naprawdę to uderzyła w bezrobotnych i tych najsłabiej uposażonych. Nie dotknęła natomiast przywilejów emerytalnych, które kosztują polski budżet po kilkadziesiąt miliardów złotych roczne (różne są szacunki). Nie zlikwidowano krusu i nie wprowadzono żadnych z tak szumnie zapowiadanych działań osłonowych, szczególnie tych dla grup +50 i +60.
Rząd pod przywództwem pana Tuska przeforsował szybko i sprawnie radykalne podwyższenie wieku emerytalnego, a pomagał mu w tym PSL i Ruch Palikota i potem uznał sprawę za zamkniętą.
Jednak moim zdaniem sprawa nie jest zamknięta. Po pierwsze sankcjonuje ona nierówność obywateli wobec prawa i konstytucji (przywileje, krus), a także pozbawia tych, którzy nie mają pracy środków na życie na kolejne dodatkowe lata wegetacji w ubóstwie, a czasami i nędzy. Jak coś takiego może mieć miejsce w drugiej dekadzie XXI wieku w centrum zjednoczonej Europy?
Tak być nie powinno i być nie może.
Dlatego z dużą satysfakcją przeczytałem artykuł autorstwa pana Janusza Szewczaka pod tytułem
Obywatelu, wcale nie musisz tyrać na sitwę do 67. roku życia
Zamieszczony w internetowym tygodniku wPolityce.pl w dniu 19.10.2014 roku i chciałbym się zawartymi w niej oczywistościami podzielić z czytelnikami tego bloga.
Poniżej treść tego artykułu.
Wbrew temu, co twierdzi premier Ewa Kopacz, sprawa 67-letniego, wieku emerytalnego jest, nie tyle zamknięta, co dzięki wyborom, właśnie na nowo otwarta. Ta władza PO-PSL ustami ministra rolnictwa Marka Sawickiego mówi nam już otwartym tekstem;
jesteście frajerami, a my szanujemy biznesmenów.
I wydaje się, że dotyczy to dziś już, nie tylko polskich sadowników. Deklaracja PiS cofnięcia tej złej, szkodliwej społecznie i absurdalnej ekonomicznie ustawy podwyższającej wiek emerytalny Polek i Polaków do 67-roku życia, nabiera więc nowego wymiaru i znaczącej szansy na jej wycofanie. To przecież rządząca koalicja PO-PSL podniosła wiek emerytalny dla kobiet w Polsce całkiem znienacka, nie uprzedzając o tym przed wyborami, aż o 7 lat, a dla mężczyzn o 2 lata. Jak słusznie stwierdza premier Kopacz, żeby cofnąć 67-letni wiek emerytalny, pomysłodawcy muszą tylko wygrać wybory. Mamy więc wszyscy realne szanse na zmianę. Z naszym poparciem i dzięki naszym głosom - tych zainteresowanych wyborców własnym losem - na starość, ta antyspołeczna i szkodliwa ustawa była wątpliwa, również z punktu widzenia prawa, czego wyrazem było niejednogłośne uznanie tej ustawy za zgodną z Konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny, przy aż 6-ciu zdaniach odrębnych 6-ciu sędziów Trybunału co do ostatecznego wyroku.
Ustawa 67-lat jako wieku emerytalnego, oczywiście, nie rozwiązuje żadnego istotnego, polskiego problemu. Nie tworzy nowych miejsc pracy, wprost przeciwnie, konserwuje staruszków broniących do upadłego własnego stołka, negatywnie wpływa na wydajność pracy, zwiększa emigrację zarobkową ludzi młodych i wykształconych w Polsce. A, wszystko to tylko po to, by sztucznie utrzymać przy życiu jeszcze przez jakiś czasZUS, FUS, KRUS, nie mówiąc już o całkiem młodych, zdrowych emerytach służb mundurowych, prokuratorach, sędziach czy James Bondach. FUS i tak będzie miało 40-50mld zł deficytu.
Tym razem wszystko w naszych rękach i na naszych kartach do głosowaniach.Przecież nie można wykluczyć, że po kolejnych zwycięskich wyborach PO wraz z koalicjantem może uznać za stosowne kolejne podniesienie wieku emerytalnego np. do 71 lat. Nawet gdybyśmy tyrali do 87 lat to i tak emerytury w Polsce będą głodowe, dopóki tak nędzne będą nasze wynagrodzenia i płace. Sprawa jest więc dość prosta; jak sobie pościelimy tak się wyśpimy. Swego czasu były, już na szczęście minister finansów Jan Vincent Rostowski z rozbrajającą szczerością w imieniu rządu PO-PSL tłumaczył nam, że w podniesieniu wieku emerytalnego chodzi o to „by, emeryt zbyt długo nie przebywał na emeryturze” a, złotouści, rządowi eksperci i dobrze opłacane media udowadniały nam, jakie to góry pieniędzy i dobrodziejstwa, spłyną na przyszłych, polskich emerytów, za 30-40 lat - jak dobrze pójdzie. Tak naprawdę, od samego początku chodziło o realizację starego hasła, jeszcze z czasów PRL-u „Emerycie, popieraj rząd czynem i umieraj, przed terminem”.
Ta władza bardzo konsekwentnie od 7- lat realizuje zasadę ekonomicznej wojny z własnym narodem, uchwalając kolejne tego typu ustawy, jak choćby:
- odebranie darmowych leków dla 75-letnich emerytów, otrzymujących 844zł renty lub emerytury, z czego tak bardzo dumny był senator PO Jan Filip Libicki.
- ustawa o tzw. odwróconym kredycie hipotecznym dla osób starszych, która może skutecznie pozbawić 700 tyś Polaków, ostatniego majątku, jaki posiadają, na rzecz banków, czyli własnych mieszkań, za 200-300 zł dodatku, do i tak głodowych emerytur
- ustawa o tzw. elastycznym czasie pracy
- ustawa o przejęciu 150 mld zł w obligacjach z OFE i przeniesienie ich do ZUS-u
- zapowiedź min. Joanny Kluzik-Rostkowskiej likwidacji Karty Nauczyciela, jeśli tylko PO wygra wybory
- propozycja zmian w kodeksie pracy umożliwiającej 6-dniowy tydzień pracy i pracę w wolne soboty
Ten łańcuszek ustaw, niekompletny przecież, bezlitośnie wymierzony w polskiego pracownika czy emeryta, to wyraz wyjątkowej pogardy rządzących wobec najsłabszych i najbiedniejszych. To kwintesencja tego co słyszeliśmy na taśmach hańby o „polskim syfie, murzyńskości” czy państwie istniejącym teoretycznie. Już dziś Polacy są przecież jednym z najbardziej zapracowanych narodów ( 2 tysiące godzin rocznie ) często gęsto w soboty i niedziele czy w ramach nadgodzin, za które pracodawcy nie bardzo chcą płacić. Aktualnie pracodawcy w Polsce zalegają pracownikom z wypłatą należnych wynagrodzeń na kwotę ponad 150 mln zł. Ostatnio pracownicy krakowskiego PKS, by otrzymać zaległe wynagrodzenia musieli schować najnowszy autobus, by szefostwo zechciało wykonać przepisy prawa w kwestii wynagrodzeń.
Nawet przy dużej wyobraźni, trudno dziś sobie wyobrażać 67-letnią kelnerkę, pielęgniarkę, maszynistę kolejowego czy operatora dźwigu. Może się to okazać zbyt niebezpieczne i ekonomicznie całkowicie nieopłacalne. W przypadku wieku emerytalnego, świat zaczyna zmierzać w nieco innym kierunku i Niemcy są tu najlepszym przykładem. Tu sensowny może być tylko przymus ekonomiczny, bo niektórzy Polacy chcą dłużej pracować, ale za sensowne i godziwe wynagrodzenia. Nie godzą się zaś na patent; pracujcie dłużej i ciężej, niż Hiszpanie, Portugalczycy, Włosi czy nawet Grecy, ale i tak będziecie mieli 3-4-krotnie niższe płace, 10-krotnie niższe kwoty wolne od podatku, czy 3-krotnie niższe emerytury i renty. To po prostu jawny wyzysk, zwykłe oszustwo i wyjątkowa niegodziwość rządzących elit. Tym bardziej przecież, że ustawa o podwyższeniu wieku emerytalnego do 67 lat nie będzie przecież dotyczyć emerytury, ani Jana Vincenta Rostowskiego, ani Donalda Tuska, ani Jerzego Buzka. Dlatego propozycja ze strony aspirującego do władzy PIS-u, cofnięcia ustawy wprowadzającej 67-letni wiek emerytalny jest, jak najbardziej sensowna i może przynieść niespodziewanie, znaczące pozytywne efekty ekonomiczne i społeczne, o ile dokonane zostaną też inne posunięcia prawne w sferze pracy, płacy i systemu ubezpieczeń społecznych, w tym wielka reforma ZUS-u być może z jego likwidacją włącznie. Ten wybór należy do nas. Gest Kozakiewicza przy pomocy kartki wyborczej kosztuje niewiele wysiłku. W końcu żyje się tylko raz.
Teza artykułu, tzn. "niekorzystne zmiany w systemie emerytalnym są spowodowane utrzymywaniem nierówności, gdzie biedni muszą składać się na emerytury młodych prokuratorów, mundurowych, rolników itd." jest słuszna, problem w tym że akurat PiS wcale nie chce tu nic zmieniać. PiS populistycznie deklaruje że skróci wiek emerytalny sugerując że pieniądze na to weźmie z powietrza, bo PiS jest jak najbardziej za utrzymaniem przywilejów, polecam poszukać artykułów o prokuratorze Święczkowskim albo o tym co Prezes Kaczyński mówi o uprzywilejowaniu górników.
OdpowiedzUsuńZatem głosujmy, ale nie na PiS który nic tu nie zmieni, a raczej tylko pogorszy (skrócenie wieku i dalsze uprzywilejowanie "równiejszych" po prostu doprowadzi do zadłużenia kraju).