sobota, 16 stycznia 2016

Leszek - odcinek 26

Poprzedni odcinek

Początek czwartej klasy przyniósł wielkie zmiany.  Przede wszystkim Leszek wraz ze swoim najlepszym kumplem Irkiem otrzymali w internacie pokój dwuosobowy, a to w internetowej hierarchii wiele znaczyło i zdecydowanie poprawiało ich samopoczucie, warunki i możliwości.
Także dopiero w czwartej klasie ujawniły się humanistyczne zdolności Leszka.  I chociaż zdecydowanie dominowały przedmioty zawodowe to owo zwiększone zainteresowanie zawdzięczał nowej, młodej nauczycielce języka polskiego pani Jadwidze Jelińskiej. To ona stosując wówczas  nowatorskie metody nauczania, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, wręcz zmuszała uczniów do myślenia i wyrażania swoich opinii na omawiane tematy.   Głównie tematy dotyczące lektur w tym także poezji.  Leszek, który do tej pory nie zapędzał się w takie regiony, tym razem dzięki odpowiedniej interpretacji nauczycielki, dzięki wzbudzaniu ducha rywalizacji w dyskusjach klasowych, a także wykorzystując swoje zamiłowanie do czytania książek, stał się jednym z dwóch ulubionych uczniów pani Jadwigi.  A ona pełna energii, ideałów, pomimo panującego wokół mrocznego socjalizmu, potrafiła zmusić uczniów do zachowań z jakimi do tej pory nie mieli do czynienia.  Do zachowań związanych z wyrażaniem swoich opinii i poglądów dotyczących przerabianego na polskim materiału.  Pani od polskiego potrafiła zmienić uczniów w myślących chłopaków, a nie jak to było poprzednio w odklepujących formułki i odpowiadających w z góry oczekiwany sposób.  A dzięki swej młodości, urodzie, zaangażowaniu i zdolnościom, poruszyła w nich coś co do tej pory tkwiło gdzieś głęboko ukryte.  Oczywiście nie wszyscy klasowi uczniowie tak to przyjęli bo wielu wolało odklepać co trzeba i mieć przysłowiowy święty spokój, ale spora grupa w tym i Leszek zaczęła spoglądać na prozę i poezję zupełnie innymi oczyma.  I to wtedy pierwszy raz w umyśle Leszka zaświtała myśl czy ta szkoła którą wybrał to jest słuszna i dobra dla niego droga?

Polski i historia to były przedmioty teraz zupełnie inne i Leszek zaczął się bardzo nimi interesować.  Zaczął czytać coraz więcej książek i to głównie historycznych, a szczególnie z okresu starożytności. Zaczął także czytać wiersze, czego do tej pory, oprócz sporadycznych prób, nie czynił.  Zaczął się zastanawiać i dużo rozmyślał o tym co przeczytał.
 To   właśnie pani Jelińska zmusiła to stado baranów, jak zwykł mawiać pan inżynier, do dyskusji i to dyskusji ożywionych, a czasami wręcz do kłótni.  Szczególnie jeden z kolegów Jan Tołysz zwykł stawać w opozycji do tego co mówili inni i nie ustępował pomimo braku argumentów, albo  wątpliwym, a nawet nielogicznym argumentom.  Ten upór Tołysza często powodował klasowe kłótnie nad którymi, zdarzało się, że i pani Jadwiga nie potrafiła zapanować.  Dopiero, być może, interwencja pana inżyniera na jednej z jego lekcji, który strofując ucznia Tołysza powiedział: - ty Tołysz, Łotysz czy jak tam ciebie zwą, weź się ogarnij bo marnie z tobą będzie, a zewsząd słyszę narzekania na ciebie i wróżę ci marny los i pamiętaj, że cię ostrzegałem, spowodowały, że kolega Janek trochę przyhamował w tej wszelakich i często marnego lotu dyskusjach.

To wówczas Leszek zaczął czytać Roberta Gravesa ("Ja Klaudiusz", "Klaudiusz i Messalina", "Herkules z mojej załogi"), Karola Bunscha - cykl piastowski, Pawła Jasienicę, a nawet Gołubiewa.  A potem Kuczyńskiego, Królikowskiego i Kromera.  I to wówczas przeczytał powieść, którą Leszek  do dzisiaj uważa za najważniejszą w jego życiu czyli dwutomową powieść fińskiego pisarza Miki Waltari pod tytułem "Egipcjanin Sinuhe". 

Jakoś tak na początku października 1970 roku, Leszek, który parę tygodni temu skończył 18 lat, poznał śliczną, uroczą, ale małomówna dziewczynę o wdzięcznym imieniu Wiesia, które zresztą kojarzyło mu się z tą Wiesią z podstawówki u której wówczas nie miał żadnych szans.
 Wiesia chodziła do Technikum Ekonomicznego na Powstańców Wielkopolskich (drugie takie technikum było na Gajowej) była sportsmenką, uprawiała lekkoatletykę i mieszkała w bursie na Gajowej.  Poznali się na szkolnej zabawie.  Potem umawiali się w Bulwarowej nad Brdą, za dyrekcją kolei.  Wówczas była to elegancka kawiarnia.  Tutaj zjadali lody cassate lub nawet wypijali po kieliszku Mistelli, albo Malagi i Leszek odprowadzał Wiesię do bursy.  Ta znajomość mimo, iż przetrwała tylko kilka miesięcy wywarła na Leszku jednak spore wrażenie i długo zajmowała jego myśli.  Jednak widocznie ta oryginalna, ciekawa i ładna dziewczyna nie była nim zbyt mocno zainteresowana, gdyż z czasem zaczęła go unikać i zwodzić.  Zaś kolejne wydarzenia oddaliły  Leszka od dotychczasowego intensywnego myślenia o Wiesi.

Także jesienią 1970 roku Leszek zaczął w zgranej paczce, wraz czterema kolegami, regularnie chodzić na mecze piłkarskie Zawiszy Bydgoszcz, na mecze hokejowe bydgoskiej Polonii i na mecze żużlowe także bydgoskiej Polonii.  Zawsze żywiołowo dopingował  i emocjonalnie reagował na to co działo się na boiskach gdzie był kibicem.  Na początku najbardziej przeżywał zawody hokejowe, które odbywały się na starym Torbydzie.  Stało się tam na betonowych stopniach i rozgrzewało dopingiem, a w przerwach tupaniem nogami o beton.  Takie przeżycia jakie wtedy miały miejsce pozostały na zawsze w jego pamięci.  Na trybunach otwartego lodowiska, przy temperaturze minus dziesięć stopni Celsjusza, kilka tysięcy ludzi krzyczy "głupi Jóżef" na bramkarza toruńskiego Pomorzanina i to po to, aby go zdenerwować i zmusić do błędu.  Albo wszyscy krzyczą przez kilkanaście minut: "Marian, Marian" i niesie się to na całą Bydgoszcz, a Marian Feter, wówczas także reprezentant Polski w hokeju na lodzie, zdobywa trzy bramki w derbowym pojedynku, wygranym 6:5.   To były emocje i przeżycia, które słowami trudno opisać.

A potem przyszedł grudzień 1970 roku i pomimo szczelnej blokady informacyjnej, Leszek i jego koledzy zaczęli się dowiadywać o strajkach i strzelaniu do robotników w Gdańsku.  A to rodzic jednego z klasowych kolegów, który pracował w Gdyni, opowiedział synowi co sami widział, a ten opowiedział to kolegom.  A to jeden z nauczycieli na co dzień naczelnik jednego z zarządu dyrekcji kolei w Gdańsku, napomknął uczniom o złych rzeczach dziejących się na ulicach Gdańska.  I tak roznosiły się wieści, które bardzo wszystkich niepokoiły.  Z uwagi na brak oficjalnych informacji często owe wieści były wyolbrzymiane i rodziły niepokoje, dyskusje i różnorodne pytania, które były bardzo krytyczne wobec oficjalnych władz państwowych.  Jednak minął grudzień i przyszedł Edward Gierek i wszystko pozornie się uspokoiło.  Pytań już nie wolno było oficjalnie zadawać i wszyscy udawali, że nic się nie wydarzyło.

A w Sylwestra 1970 roku Leszek znowu bawił się na prywatce z Ewą, swoją pierwszą prawdziwą miłością.  I znowu z nadziejami i znowu bez ciągu dalszego i znowu bez nadziei.

Na 30 stycznia 1971 roku, na godzinę 16.00, dziewczyny z drugiej i trzeciej klasy Technikum Ekonomicznego z Powstańców zaprosiły uczniów z Leszka klasy na karnawałową zabawę, która miała się odbyć w ich szkolnej auli.
Ponad dwudziestu chłopaków z Leszka klasy umówiło się koło ich szkoły i  i wyruszyło pieszo na róg Powstańców i Gajowej.  Jeden z kolegów, który miał rodzinę w Holandii, posiadał tranzystorowy adapter na baterie i idąc na czele pochodu uczniów puszczał na tym adapterze najpierw Beatlesów, a potem Niemena.  I tak wesoła ekipa, rozgrzana muzyką i śpiewem wkroczyła do ekonomika.

Na tej zabawie Leszek poznał dziewczynę, która później, po ponad sześciu latach została jego żoną. 

Następny odcinek.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię