Autorem tekstu jest Zdzisław Szubski
ROZDZIAŁ 1
Pierwsze kroki w kajakarstwie, grudzień 1971 - sierpień 1974.
Chłodny dzień grudnia 1972 roku. Ojciec jak zwykle wrócił o 16,30 z jednostki wojskowej na Szubińskiej i zdecydował abyśmy poszli do Astori zapisać mnie do klubu Astoria Bydgoszcz do sekcji kajakowej.
W holu klubu Astoria przy ulicy Królowej Jadwigi 23 zastaliśmy siedzącego młodego instruktora Ryszarda Hoppego który później, jak się okazało, stal się moim przyjacielem i jest nim do dnia dzisiejszego.
Wręczył mi kilka papierków które musiałem wypełnić, aby zostać przyjętym do sekcji. Zrobiłem badania zdrowotne w Przychodni na ulicy Rejtana, zdałem egzamin na kartę pływacką i otrzymałem zaświadczenie od rodziców że zgadzają się, abym uczęszczał na treningi w klubie Astoria.
Zajęło mi to kilka dni, a ze zbliżały się Święta Bożego Narodzenia dlatego wyjechałem na kilka dni do dziadków do Grudziądza.
Sylwester 1971 na 1972, rok Igrzysk Olimpijskich w Monachium spędziłem na wsi u dziadków w Lążku kolo Świecia.
Po kilku styczniowych dniach wakacji szkolnych zdecydowałem się zanieść wszystkie zaświadczenia i rozpocząć pierwsze treningi.
Otrzymałem dresy, trampki i wiosło czyli podstawowy sprzęt sportowy, niezbędny do rozpoczęcia treningów.
Pierwsze spotkanie z weteranami, Tadek Witczak, Eda Kruger, Irek Wojnicz Juruś i kilku innych którym to trzeba było plecy myć i kajaki wycierać. Dzień za dniem systematyczne treningi. Po pewnym czasie zaczęły mi one sprawiać przyjemność i byłem mocno zdeterminowany, aby zostać najlepszym.
Pierwsze treningi na małym kajakowym basenie, siłownia, gimnastyka, pływanie i gra w kosza. Przyszła wiosna i pierwsze zejścia na wodę. Kilka wywrotek w lodowatą wodę rzeki Brdy nie przestraszyły mnie i nie miałem zamiaru aby zrezygnować z uprawiania kajakarstwa.
Treningi z Panią Bucholz przysparzały mi przyjemność uprawiania tego sportu i wzbudzały coraz większe zainteresowanie tą dyscypliną. Nadmienię że znajomość kajaków wzięła się z rodzinnych tradycji ze strony mamy. Moja ciocia Basia Zajączkowska uczęszczała na treningi w Wiskordzie Szczecin kilka dobrych lat temu i często o tym w rodzinie mówiono.
Pierwsze spotkanie z weteranami, Tadek Witczak, Eda Kruger, Irek Wojnicz Juruś i kilku innych którym to trzeba było plecy myć i kajaki wycierać. Dzień za dniem systematyczne treningi. Po pewnym czasie zaczęły mi one sprawiać przyjemność i byłem mocno zdeterminowany, aby zostać najlepszym.
Pierwsze treningi na małym kajakowym basenie, siłownia, gimnastyka, pływanie i gra w kosza. Przyszła wiosna i pierwsze zejścia na wodę. Kilka wywrotek w lodowatą wodę rzeki Brdy nie przestraszyły mnie i nie miałem zamiaru aby zrezygnować z uprawiania kajakarstwa.
Treningi z Panią Bucholz przysparzały mi przyjemność uprawiania tego sportu i wzbudzały coraz większe zainteresowanie tą dyscypliną. Nadmienię że znajomość kajaków wzięła się z rodzinnych tradycji ze strony mamy. Moja ciocia Basia Zajączkowska uczęszczała na treningi w Wiskordzie Szczecin kilka dobrych lat temu i często o tym w rodzinie mówiono.
W hangarze szefostwo sprawował Pan Tomacki. Kajaki hantery produkcji Chojnickiej leżały każdy na swoim miejscu. Wypucowane wysuszone dziobami do wyjścia na wodę.
Przyszedł maj defilada ulicą 1 Maja i pierwsze zawody na rzece Brdzie. A ich wynik to brąz na k4 na 500m, ale na trzech startujących. I tak zaczęła się moja, przygoda z kajakiem, z którym do dzisiaj się nie rozstaję.
Mistrzostawa Miasta Bydgoszczy były organizowane co roku w miesiącu maju. A poniższy medal, a raczej propoczyk był moim pierwszym trofeum sportowym.
Przyszedł okres wakacji i ze względu słabą kondycję fizyczną musiałem zostać w Bydgoszczy i trenować sam na rzece Brda.
Po powrocie ze zgrupowania w Cekcynie Pani Janina Bucholz zdziwiła się ze cały ten okres przepracowałem - przetrenowałem sam z obecnym hangarowym Panem Tomackim.
Sierpień szkoła i początek okresu jesiennego. Wyjazd do Chełmna na zawody okręgowe, klęska i brak podium.
Zejścia na wodę stawały się coraz trudniejsze ze wzgledu zimno i złe warunki pogodowe. Oczywiście zaliczyłem kilka wpadek do zimnej lodowatej wody, ale to sprawiało, że jeszcze z większą chęcią trenowałem i walczyłem, jak na razie głównie z własnym sobą, a pewnie i z kajakiem, który niestety był bardzo wywrotny.
Pierwszy sezon był próbą dla mnie jak i dla pierwszej mojej trenerki Pani Janiny. Byłem wysoki, słaby fizycznie, starałem się nadrabiać wolą i determinacją. Jesieńią przyszła konsultacja okręgowa. Oczywiscie tyły i brak nawiązania walki z kolegami którzy już trenowali kilka lat.
Ponowna zima. Zajęcia na basenie kajakowym i siłownia. Rok 1973 był rokiem w którym starałem się nawiązać walkę z kolegami z klubów Zawisza i Łączność. Z Kolegą, z którym zacząłem pływać K2 Krystianem Urbańskim dopłynąlem do reprezentacji.
Eliminacje w Walczu i pierwsze powołanie do reprezentacji młodzików na mecz Polska - NRD.
Eliminacje w Walczu i pierwsze powołanie do reprezentacji młodzików na mecz Polska - NRD.
Rok Mistrzostw Europy gdzie Daniel Welna z Morcinkiem zdobyli pierwszy medal dla Polski na dystansie K2 500 metrów.
Jesień 1973 powołanie do Ośrodka do Poznania i przygotowanie do sezonu 1974.
Szkoła, Zawodówka Samochodowa na Ratajach i ciężkie codzienne treningi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię