http://dziwnabydgoszcz.blogspot.com/2012/03/relacja-z-manify-przeciwko-metropolii.html
http://dziwnabydgoszcz.blogspot.com/2012/03/relacja-z-manify-przeciwko-metropolii_26.html
A później pomimo licznych pism, białej księgi, setek uwag i ogromnej ilości, niespotykanej w naszej politycznej rzeczywistości, protestów bydgoszczan przeciwko tej wspólnej metropolii, uznała, że jak bydgoszczanie nie stworzą wspólnej z torunianami metropolii to nie dostaną unijnej kasy.
Co prawda są jakieś prawicowe lub centrowe media, w których głosy zachwytu nad ową rekonstrukcja nie są tak entuzjastyczne, a nawet bywają krytyczne, ale kto by się tam takimi głosami przejmował. Liczy się głównie dwójka nowych zbawicieli naszego kraju czyli wspomniana ministra i nowy młody zbawca naszych finansów, który o tym, że ma być ministrem, jak sam mówi, dowiedział się na jeden dzień przed powołaniem go na ten urząd.
Moim zdaniem, wbrew tysiącom innych optymistycznych opinii, ta rekonstrukcja nie wróży naszemu krajowi wiele dobrego, a już z uwagi na panią Bieńkowską, Bydgoszczy w szczególności. Nadal będziemy zmuszani do metropolii z torunianami i nadal będziemy dyskryminowani przy podziale kolejnej europejskiej kasy. A i z budową S5 może być bardzo licho, gdyż i resort infrastruktury obejmujący budowę dróg, wrzucono do super ministerstwa owej supr ministry pani Bieńkowskiej, która zdaje się być, podobnie jak i toruński marszałek i toruński - "regionalny" lider rządzącej partii, wielkim "przyjacielem" bydgoszczan.
Dlatego dla swoistej równowagi owej pro-rządowej propagandy emanującej ze wszystkich oficjalnych mediów, zamieszczam tekst krótkiego komentarza pióra pana Janusza Szewczaka, który ukazał się 20.11.2013 roku na łamach dziennika "wPolityce.pl"
Ministrem finansów zostaje przedstawiciel zagranicznego banku. To kuriozalne! Co zrobiliby Niemcy, gdyby ministrem finansów został u nich pracownik banku włoskiego?
20.11.2013
Tajfun „Vincent” tak się ostatnio zmęczył pustoszeniem „zielonej wyspy”, że postanowił ja opuścić i przenieść się gdzieś indziej. Choć prawdę mówiąc powinien znaleźć się przed Trybunałem Stanu za to, co uczynił polskim finansom publicznym. Co stało się z polskim budżetem, z długiem publicznym, który sięga już prawie 1 biliona złotych, olbrzymi udział ma w tym Jan Vincent Rostowski.
Po drugie, można powiedzieć, że to, co się dzieje to dobra okazja do przykrycia tych bardzo niewygodnych wydarzeń z wczoraj i przedwczoraj, kiedy to CBA poinformowała o zatrzymaniach i wykryciu NAJWIĘKSZEJ AFERY III RP. To afera dotycząca przetargów sięgająca miliardów złotych. Zatem prawdziwą rekonstrukcję rządu Tuska zaczęły CBA i prokurator.
Co ważne, widać, że te zmiany są wręcz kabaretowe. Bo według mnie decyzją kuriozalną jest, że ministrem finansów zostaje przedstawiciel zagranicznego banku. Bo ministrem finansów został Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku, banku holenderskiego. Tu zachodzi pewna obawa, bo o ile mi wiadomo ING posiada otwarty fundusz emerytalny, a przedstawicielem OFE ING byli jednymi z najostrzejszych krytyków obecnych zmian w ustawie o OFE. Czyżby więc minister finansów będzie inaczej patrzył na tę ustawę, czy będzie ją realizował mimo swojego związku z zagranicznym bankiem?
Ciekawe, co by powiedzieli Niemcy, gdyby ministrem finansów został u nich pracownik banku włoskiego, czy amerykańskiego? Co by powiedzieli Francuzi, gdyby ministrem finansów został przedstawiciel banku niemieckiego? To są rzeczy raczej niespotykane. Ale nie w Polsce, pamiętamy przecież, że minister Rostowski przybył na polska ziemię nie mając nawet numeru PESEL, ani jakiegokolwiek związku z sytuacja gospodarczą i finansową naszego kraju.
Te zmiany świadczą o kompletnym braku koncepcji, o braku pomysłu. Jeśli drużyna gra źle, to zmienia się trenera, a potem on zmienia zawodników. Rząd Donalda Tuska przypomina polską reprezentację w piłce nożnej. Bezładna kopanina, dużo chaosu, brak pomysłu na sukces, na wygraną… Natomiast maksymalna chęć zaprezentowania się w mediach, parcie na szkło, PR.
Te zmiany dla przeciętnego Polaka nic nie oznaczają. Z tego powodu, że ministerstwo transportu będzie teraz w gestii ministerstwa rozwoju regionalnego, ale to nie oznacza, że Polakom będzie się lepiej żyło, że będzie więcej pieniędzy w portfelu. Wręcz przeciwnie. Czekają nas miesiące chaosu i dostosowywania się.
Widać, że wszystko jest postawione na głowie, to znaczy rozwój Polski, dużego europejskiego państwa teraz już ewidentnie i wyłącznie zależy od tego, ile pieniędzy uda się wyrwać z Unii Europejskiej. A to jest błąd. Bo nie można się dynamicznie rozwijać, licząc tylko na pożyczki i darowizny od dalszych i bliższych krewnych. To oznacza, ze dewastacja w finansach publicznych jest tak ogromna i skala zagrożenia bankructwem jest tak poważna, że chyba nie było nikogo innego, kto zdecydowałby się wziąć tę funkcję.
Być może już większość analityków i ekspertów rządowych ma świadomość, że ten Titanic tonie, że szczury już uciekają z tonącego okrętu i, że nie ma już chętnych nawet na tak eksponowane stanowisko.
Ale podkreślmy to, że premier nie doczekał z rekonstrukcją nawet do soboty, co oznacza, że chciał przykryć te kompromitujące doniesienia, które napływają z CBA na temat ogromnych przekrętów przy przetargach internetowych. A Pan Bóg jeden wie, co się jeszcze kryje w tych przetargach drogowych czy kolejowych…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię