wtorek, 28 maja 2013

Zdzisław Szubski - kariera sportowa i trenerska - część 6

Pan Zdzisław Szubski jest aktualnie trenerem koordynatorem reprezentacji Chile w kajakarstwie i liczna ekipa szkoleniowa pod jego czujnym i fachowym okiem przygotowuje chilijskich sportowców do Igrzysk Panamerykańskich, które odbędą się wiosną przyszłego roku.  Niedawno został także trenerem koordynatorem reprezentacji Grecji w kajakarstwie, drużyny, którą już kiedyś trenował i jego zadaniem jest jak najlepsze przygotowanie greckich sportowców do przyszłych Igrzysk Olimpijskich.  Ponadto Zdzisław Szubski jest aktywnym i znanym międzynarodowym działaczem w tej dyscyplinie sportu.   Jest także ambasadorem sportów wodnych miasta Bydgoszczy.

Po pięknej karierze sportowej przyszedł dla niego czas na równie wspaniałą karierę trenerską i organizacyjną. 

Cieszę się ogromnie, że udało mi się namówić tak zapracowanego i znakomitego człowieka na chwilę wspomnień.  Dzisiaj już szósta część tych wspomnień, a ich autorem jest sam Zdzisław Szubski. 

Rozdział 6

Walka o złoto, Nottingham 1981


Niedosyt występu na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie sprawił że chęć do pracy i występu w następnych zawodach była jeszcze większa. 

W sezonie 1981  wróciliśmy do startu na K4 10 000 jednak w zmienionym składzie:  Andrzej Klimaszewski, Leszek Jamrozinski, Ryszard Oborski,  (nadmienię - wielokrotny Olimpijczyk, Mistrz Świata K2  z Meksyku z Grzegorzem Śledziewskim ) i jak zwykle czwarta dziura dla mnie.


Osada K4 , vice Mistrzowie Świata 1981
Od lewej, Andrzej Klimaszewski, Ryszard Oborski, Leszek Jamrozinski, Zdzisław Szubski



Zaczęło się jak tradycyjnie, czyli od zgrupowania w Zakopanem w styczniu 1981 r. Następnie trening klimatyczny w Castel Gandolfo / Rzym i ponownie Dunavarsany Węgry.
Taki program szkoleniowy był realizowany od kilku lat przez Polski Związek Kajakowy. Sezon 1981, tak zwany poolimpijski, był sezonem bez stresu, ale  bynajmniej nie dla nas. Każdy marzył o występach w nastepnych Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles.   Dlatego musiał przetrenować sezon bez stresu, bez obciążenia, ale osiągając jak najlepsze wyniki.  Później się okazało, że ten niby bezstresowy sezon był jeden z najlepszych w mojej karierze.  Jak nadmieniłem na początku, zgrupowanie za zgrupowaniem, konsultacja za konsultacją, czyli realizacja sztywnego planu szkolenia narzucona przez PZK.

Rok1981 to  kilku wspaniałych występów w  Moskwie, w Tata na Węgrzech, w Mechelen w Belgii, w Duisburgu i na Malcie w Poznaniu.  Okazało się, że ten rok należy do nas.



Moskwa tor regatowy, Krilatskoje
Na zdjęciu od lewej:  Zdzisław Szubski, kierownik ekipy Zbigniew Laskowski, Leszek Jamrozinski, trener Stanisław Rybakowski, Pedagog Zofia Żukowska, Andrzej Klimaszewski, Ryszard Oborski



Każde zawody to ścięcie się z osadami Byłego Związku Radzieckiego, Niemiec, Rumuni i Węgier.  Z zawodów na zawody szło nam coraz lepiej co dawało dobre prognozy na upragniony tytuł Mistrza Świata.  









Tata, Wegry
Na zdjęciu kadra narodowa Polskiego Związku Kajakowego 1981 Drugi od lewej trener główny ( już nieżyjący ) Andrzej Niedzielski.

Po ostatnim zgrupowaniu w Wałczu wyjechalismy do Nottingham na Mistrzostwa Świata. Jak zawsze chłodni Anglicy, bez wielkich starań organizacyjnych,  zakwaterowali nas w akademikach Universytetu. Zakwaterowanie i wyżywienie na minimalnym poziomie dla tego typu zawodów, ale na szczęście nikt głodny nie chodził. W tym sezonie startowaliśmy na dystansie 1000 metrów i 10 000 metrów.  Ponieważ na dystansie 1000 metrów nie mieliśmy dużego doświadczenia to odpadliśmy w półfinale.  Tym razem szykowaliśmy się i to bardzo poważnie na zdobycia Mistrza Świata na 10 000 metrów.

Na 23 osady wyszliśmy pięknie ze startu razem z osadami K4 Węgier, Niemiec, Anglii i Rosjan. Do połowy dystansu zostaliśmy w trójkę:  Anglicy, Rosjanie i my. Minimum już było spełnione, medal w kieszeni, ale jaki?   Cel był jeden - ZŁOTO, nie interesował nas żaden inny kolor. Ostatnie wejście w zakręt, 4 boje i w tym momencie Rosjanie widząc i czując naszą większą moc spychają nas na nabrzeże toru regatowego. Udało się nam wyminąć zagrożenie i wyjść na prostą na drugiej pozycji.  Ostatnie 1000 metrów to obowiązkowe wejście w tor i obowiązkowe utrzymanie linii środkowej, aż do finiszu.  Po około 200 metrach, ostatniej prostej, zaczęliśmy wychodzić na prowadzenie.

Niestety Rosjanie widząc że nie dadzą rady w normalnej walce wpływają na nasz tor i zajeżdżają nam drogę.  Sytuacja nasuwała tylko jedno rozwiązanie:  zderzenie obu łodzi i walka na wiosła i jak się to mówi, po herbacie. Wówczas  prawdopodobnie Anglicy którzy płyneli około 100 metrów za nami wyszliby na prowadzenie i taki by był final.   Zdecydowałem, jako siedzący ostatni i widząc  najlepiej całą sytuacje, lepiej niż Andrzej, siedzący jako pierwszy, aby zmienić tor dać miejsce Rosjanom i zaatakować jeszcze raz, ostatni raz, bo meta była coraz bliżej.  Niestety po ponownym ataku i wielkiej siły, którą mieliśmy, zabrakło czasu. Przegraliśmy o dziub, czyli około 2 metrów z osadą Rosjan. 

Bezpośredni protest przez podniesienie wioseł.

Oczywiście protest powinien być uznany w 100% ponieważ regulamin mówi że ostatnie 1000 metrów nie wolno zmieniać toru. Podpłynęliśmy do pomostu, natychmiast podszedł do nas Sekretarz Związku Edward Średnicki, BEZ MOŻLIWOŚCI TŁUMACZENIA dostaliśmy opierdol i polecenie z góry:  decyzja prezesa (dosłownie): - morda w kubeł ja tu decyduję, czy składamy protest czy nie. Dzisiaj możemy sobie powiedzieć: jak to możliwe?   Ale wtedy  musieliśmy tolerować takie zachowanie zawodników CCCP.   Lepiej jak "bratankowie" mają złoty medal, a my, niestety musimy się nacieszyć srebrem.





Nottingham, Anglia 1981 Mistrzostwa Świata                                                                                 Na zdjęciu od lewej, Polska, Związek Radziecki, Anglia

Taka była polityka. Szkoda, bo mieć taki POWER i pogodzić się na przegranie i walkę nie Fair Play to smutek, odchodzą chęci do wielkiego wyczynu kiedy polityka przewyższa realia prawdy.

Powrót był wspaniały, powitanie na lotnisku w Warszawie kwiaty, autografy, ale w sercu ból bo zdawaliśmy sobie sprawę że byliśmy przygotowani na zdobycie ZŁOTA. 


Po przylocie do Warszawy, lotnisko Okęcie 1981
Od lewej góra:  K4. Od lewej dół:  zdobywcy srebra, osada K2 Waldemar Merk i Daniel Wełna z Zawiszy Bydgoszcz

Polityka rządziła i rządzi do dzisiaj sportem. Kto cierpi najwięcej - oczywiście sportowiec, ten który wypluwa sobie flaki, aby pokazać że jest najlepszy i podkreślić staus sportowy swojego kraju.  

Patriotyzm sportowy istnieje, ale wiele razy jest niszczony przez śmierdzącą politykę, przez zagrywki i postępowanie miedzy działaczami. 

Taki był, jest i będzie sport na naszej ZIEMI.


Tekst i zdjęcia - Zdzisław Szubski


1 komentarz:

  1. Coraz ciekawsze te wspomnienia, a incydent z drużyną radziecką najlepiej pokazuję naszą prawdziwą, wzajemną przyjaźń. Coś tylko smutna ta refleksja na końcu tych wspomnień.

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię