Awantura w Platformie Obywatelskiej. Osoby dramatu
Wczoraj opublikowaliśmy relację z konferencji prasowej bydgoskich działaczy PO, koncentrując się na jednym wątku, czyli naciskach na dyrektora Centrum Onkologii, które nosiły znamiona szantażu i korupcji politycznej. Jednak jej przebieg dostarczył tylu cennych informacji, że nie można z nimi nie zapoznać bydgoszczan. Oto wyciąg z konferencji z pominięciem wczoraj opisanej sprawy.
Dorota Jakuta: – Wszyscy wiemy, że kandydatem Bydgoszczy na stanowisko wicemarszałka sejmiku był pan doktor Zbigniew Pawłowicz, radny sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego, który uzyskał znakomity wynik, który absolutnie upoważniał nas do zgłoszenia takiego kandydata. Drugą osobą, którą zgłaszaliśmy na członka zarządu, była pani Elżbieta Rusielewicz. Niestety, te kandydatury nie spotkały się z akceptacją w pierwszej kolejności pana marszałka, a następnie Rady Regionalnej Platformy Obywatelskiej, a w ostateczności również Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Domagamy się jako Platforma bydgoska podmiotowego traktowania Bydgoszczy.
Piotr Całbecki
Zbigniew Pawłowicz: – Marszałek województwa jest politykiem. Jest członkiem ugrupowania politycznego, sprawuje bardzo ważną funkcję polityczną. I przez osiem lat nie zbudował jedności? To ja stawiam duży znak zapytania na temat profesjonalizmu pana marszałka.
Zbigniew Pawłowicz: – Marszałek województwa jest politykiem. Jest członkiem ugrupowania politycznego, sprawuje bardzo ważną funkcję polityczną. I przez osiem lat nie zbudował jedności? To ja stawiam duży znak zapytania na temat profesjonalizmu pana marszałka.
Bydgoszcz stała się typowym przykładem konieczności zmian przepisów prawa. Po pierwsze, trzeba twardo powiedzieć o kadencyjności na najwyższych stanowiskach samorządu. Druga sprawa, trzeba się zastanowić, czy zapis, że tylko marszałek województwa zgłasza członków zarządu, nie ogranicza możliwości radnych. Bo gdzie jest demokracja? Poza tym marszałek województwa i członkowie zarządu województwa nie muszą być radnymi. To po co odwołujemy się do wyborców? To jest brak szacunku dla wyborców.
Prezydent RP jest wybierany w wyborach, wójt jest wybierany w wyborach. A marszałek co? To może marszałek województwa powinien być wybierany w powszechnych wyborach w regionie. Teraz jest kuriozalna sytuacja, że marszałek województwa jest marszałkiem swojego okręgu wyborczego. Dla tego okręgu wyborczego różnymi działaniami w poprzedniej kadencji zwiększył o jeden mandat.
Dorota Jakuta: – Dopóki pan marszałek będzie wynajdował wśród nas bydgoszczan osoby, którym zaproponuje stanowisko i one się zgodzą, poza plecami czy organizacji, która ich desygnuje, czy poza plecami mieszkańców, to niestety taka pozycja Bydgoszczy będzie. Najważniejsze decyzje dotyczące województwa zapadają na zarządzie. Tam się decyduje o środkach unijnych. Rozdział środków unijnych jest absolutnie poza sejmikiem. Pan marszałek na prośbę sejmiku przekazuje ogólną informację o podziale środków. Natomiast kwoty mniejsze, dotacje na organizacje pozarządowe, na organizację imprez, to jest wszystko dzielone w obszarze zarządu. Tak samo funkcjonowanie spółek, kujawsko-pomorskich inwestycji medycznych. Spółki są poza obszarem oceny sejmiku. Najważniejsze decyzje zapadają na zarządzie i dlatego tak ważne jest, żeby tam była osoba, która będzie mówiła swoim głosem, która będzie miała legitymację nas bydgoszczan. A tak się niestety nie dzieje.
Zbigniew Pawłowicz: – Zapytałem, patrząc bardzo głęboko w oczy panu Całbeckiemu: Panie marszałku, niech pan powie wobec wszystkich, dlaczego pan mnie nie widzi jako swojego współpracownika? Osiem lat pracujemy razem, pan mnie zawsze – bo mam listy gratulacyjne – oceniał bardzo wysoko, więc pytam, czy nie mam kwalifikacji? Nie odpowiedział na to pytanie, natomiast powiedział, że dla jego układu lepiej mu pasuje pan Zbigniew Ostrowski.
Dorota Jakuta i Zbigniew Pawłowicz
Zbigniew Pawłowicz: – Oświadczam jeszcze raz: nie złożę mandatu. Pani Dorota do mnie po tych emocjonalnych chwilach mówiła: złóżmy mandat i wyjdźmy stąd. To byśmy zawiedli mieszkańców Bydgoszczy.
Rafał Bruski: – Cieszę się bardzo, że miasto Bydgoszcz ma w osobach tu siedzących tak gorących patriotów, którzy są w stanie wiele znieść, wiele wycierpieć, bo wiem ile panią radną Jakutę i pana radnego Pawłowicza kosztuje ta sytuacja. Cieszę się bardzo z tej twardej deklaracji, że swoich mandatów się nie zrzekną, choć byli do tego namawiani. Myślę, że wiedzą, jakie ciężkie czasy się zbliżają.
Zbigniew Ostrowski
Rafał Bruski: – Uczestniczyłem w radzie regionalnej. Byłem zaskoczony nominacją pana Ostrowskiego. Zabrałem głos jako jeden z ostatnich i zapytałem: Zbyszku, kogo chcesz reprezentować, skąd masz mandat do tego, żeby reprezentować nasze środowisko, mówię przede wszystkim o bydgoszczanach? Od mieszkańców Bydgoszczy tego mandatu nie ma. Zupełnie nie ma. Nie poddał się po pierwsze weryfikacji wyborczej. Po drugie, to ja jestem w pewnym sensie głosem bydgoszczan. I oczywiście także tego mandatu z moich ust i myślę, że sporej części bydgoszczan nie ma.
Nie ma także mandatu bydgoskiej Platformy Obywatelskiej. Zaproponowałem mu spotkanie całej bydgoskiej Platformy, niech przyjdzie, przedstawi swój pomysł na funkcjonowanie na tym stanowisku. Zapewniłem go, że nikt nie podniesie ręki, czy jest naszym delegatem. Mimo tej prośby przyjął nominację, nie zrezygnował, co jest bardzo oczywiście złą decyzją dla naszego miasta. Kolejny raz, po poprzedniej kadencji pana Edwarda Hartwicha, nie będę miał bezpośredniego oparcia w zarządzie województwa. Pozwolę sobie ocenić, że skończy, w sensie politycznym, jeszcze gorzej niż jego poprzednik, który zebrał bodajże 2 tysiące głosów od bydgoszczan. To jest najlepsza ocena jego pracy na rzecz Bydgoszczy, gdzie miał czteroletni okres, żeby taką pracą się wykazać.
Nie ma także mandatu bydgoskiej Platformy Obywatelskiej. Zaproponowałem mu spotkanie całej bydgoskiej Platformy, niech przyjdzie, przedstawi swój pomysł na funkcjonowanie na tym stanowisku. Zapewniłem go, że nikt nie podniesie ręki, czy jest naszym delegatem. Mimo tej prośby przyjął nominację, nie zrezygnował, co jest bardzo oczywiście złą decyzją dla naszego miasta. Kolejny raz, po poprzedniej kadencji pana Edwarda Hartwicha, nie będę miał bezpośredniego oparcia w zarządzie województwa. Pozwolę sobie ocenić, że skończy, w sensie politycznym, jeszcze gorzej niż jego poprzednik, który zebrał bodajże 2 tysiące głosów od bydgoszczan. To jest najlepsza ocena jego pracy na rzecz Bydgoszczy, gdzie miał czteroletni okres, żeby taką pracą się wykazać.
Dorota Jakuta: – O nominacji pana Zbigniewa Ostrowskiego na funkcję wicemarszałka dowiedzieliśmy się w poniedziałek rano o godz. 9.00 na radzie regionalnej. Sam pan Zbigniew Ostrowski, w momencie gdy pan był marszałek z nim rozmawiał, nie wykonał do nikogo z nas żadnego telefonu. Nie poinformował (jesteśmy przecież kolegami z Platformy): Słuchajcie, mam taką propozycję. Co wy na to? Nie zrobił tego. Byliśmy kompletnie zaskoczeni. Naszym kandydatem naturalnym został pan Zbigniew Pawłowicz i takie też były ustalenia u pani premier, więc nawet w tym obszarze decyzja nie została uszanowana.
Ewa Kopacz
- Rafał Bruski: – Ten proces odnośnie udziału pani premier według mnie jeszcze nie jest zakończony. Aczkolwiek nie chciałby tutaj wypowiadać jakichkolwiek ocen. Wczoraj się dopiero przekonaliśmy, że pan poseł Lenz i pan marszałek Całbecki ze zdaniem pani premier się nie liczą. To jest na pewno bardzo poważna sytuacja, którą pani premier, jako przewodnicząca Platformy Obywatelskiej przede wszystkim, musi rozważyć.
Edward Hartwich
Zbigniew Pawłowicz: – 30 marca tego roku odbywa się rada społeczna, która ma zatwierdzić plan finansowy Centrum Onkologii na rok 2014. Pan wicemarszałek Hartwich, który jest przewodniczącym rady mówi do mnie: Panie dyrektorze, proszę zmienić plan finansowy. Ja się nie zgadzam na budowę radioterapii we Włocławku. Takie są fakty. Proszę zapytać pana Jana Szopińskiego, pana europosła Kosmę Złotowskiego, pana Wiesława Olszewskiego i innych. Oni byli zdumieni. Wybudowaliśmy filię Centrum Onkologii we Włocławku. Czy jako dyrektor odpowiedzialny w pewnym sensie za jakość świadczeń onkologicznych w regionie na polecenie pana Hartwicha powinienem skreślić tę radioterapię. Nie skreśliłem. Co się okazało w głosowaniu? Wszyscy byli za, tylko pan Hartwich przeciw.
Pan marszałek przyobiecał na zarządzie, że na radioterapię przekaże 85 proc. unijnych pieniędzy, a 15 proc. da Centrum Onkologii. A czym się skończyło? 65 proc. środków unijnych, a 35 Centrum Onkologii. Proszę mi powiedzieć, jaki szpital w regionie i w Polsce buduje nie w swojej siedzibie, ale w innym w mieście oddalonym o 100 km i wydaje swoje pieniądze na inwestycje w innym mieście? A kto to powinien robić? Samorząd wojewódzki.
Wybudowano w Bydgoszczy szpital dziecięcy. I bardzo dobrze. Tylko pytam, dlaczego zadłużono mieszkańców naszego województwa na 160 mln zł, które trzeba będzie oddać w wysokości chyba 400 mln? W latach kiedy powstał plan budowy tego szpitala, byłem senatorem VII kadencji. Mówiłem: Dlaczego nie wpływa z samorządu wojewódzkiego wniosek o budowę szpitala z budżetu? (W tym czasie szpital uniwersytecki dostał 350 mln na rozbudowę.) Co się zrobiło? Zrobiło się spółkę komercyjną, wyprowadzając decyzje poza zarząd województwa i sejmik, biorąc pieniądze z banku komercyjnego z Luksemburga i zadłużając województwo. Jeżeli tym się dzisiaj chwalimy, to przepraszam bardzo.
Żaden samorząd w Polsce, według mojej wiedzy, nie wybudował nowego szpitala ze swoich pieniędzy. Wszystkie szpitale w naszym kraju są budowane ze środków publicznych. Pytam, dlaczego samorząd województwa kujawsko-pomorskiego zadłuża nasz region? Szpital dziecięcy jest potrzebny. Ja nie kwestionuję tej budowy. Tylko źródła finansowania są nieekonomiczne. Tak się nie robi.
2014-12-03 09:40
Powyższy artykuł pochodzi z portalu "bydgoszcz24.pl"
Poniżej parę zdań mojego komentarza do tego tekstu:
Osoby wypowiadające się w nim mówią otwarcie i rozsądnie, ale dlaczego dopiero teraz? Dlaczego dopiero jak oszukano ich osobiście to są tacy odważni i bezkompromisowi? A dlaczego nie byli (np pani Jakuta) tacy odważni w poprzednich kadencjach sejmiku?
Przecież polityka pana Całbeckiego, która skazuje bydgoszczan na coraz większą marginalizację, jest taka sama od 8 lat. I ja od ośmiu lat na różnych forach i portalach o tym piszę. Piszę o tym od ponad 3 lat na moim blogu, wydzwaniam do radia PiK i chodzę na zebrania Stowarzyszenia Metropolii Bydgoskiej i próbuję coś zmienić. Niestety jestem tylko marnym okruszkiem, którego zdanie w najlepszym przypadku jest tolerowane.
Jednak jak mówi przysłowie: " Lepiej późno niż wcale ", lecz czy nie jest już za późno na ratowanie tego regionu?
Czy zaistniałe fakty nie doprowadziły do miejsca, gdzie wszelkie próby dogadywania się w tym gronie, będą już niemożliwe?
A co do polityków krajowych czyli pani premier i pana marszałka sejmu to im później zajmą stanowisko tym gorzej dla bydgoszczan, a także dla ich partii i ich samych.
Witam
OdpowiedzUsuńDziekuje za ten blog
Zawsze czytam go z zainteresowaniem
Mam identyczne poglady na funkcjonowanie naszego wojewodztwa i politykow wywadzacych sie z naszego regionu.
Pozdrawiam i zycze wytrwalosci.
Wstyd dla naszego miasta za takich Posłów
UsuńSzanowny Panie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że źródło konfliktu ma dwie odnogi. Pierwsza to przede wszystkim istnienie tego województwa. Jak ono powstawało? Na naciąganych kompromisach i dopychaniu powiatów na siłę, żeby tylko ten dziwny tworek powstał. Sam fakt rozdzielenia UW i UM między dwa miasta (podobnie jak w lubuskiem) mówi sam za siebie. Druga odnoga źródła konfliktu to po prostu nieudolność bydgoskich polityków. Siłowa koalicja ultraprawicowej Piotrowskiej i czerwonego Olszewskiego, rywalizujących o bycie liderem w Bydgoszczy nic nie przynosi. To po prostu osłabia pozycję bydgoszczan. Mówi się o stanowiskach dla bydgoszczan, Bydgoszczy, a inne środowiska? Bydgoszcz po prostu kompletnie się nie liczy z regionem, stąd człowieka z Włocławka od razu poparł Grudziądz czy Inowrocław. A w Toruniu? Lenz i Całbecki rozdzielił stanowiska pragmatycznie i wykorzystał nieudolność znad Brdy. Zwyczajnie sto razy przerósł bydgoskich indywidualistów.
Pozdrawiam
Radzio ;-)
To co pan napisał to są oczywiste fakty, ale spojrzeć trzeba szerzej czyli głównie na narzędzia jakie ma toruński marszałek (miliardy złotych, które praktycznie samodzielnie dzieli), aby realnie wpływać na tych z Włocławka, Grudziądza czy Inowrocławia. Gdyby te pieniądze dzielono w Bydgoszczy to bydgoszczanie nie mieliby żadnych problemów z utworzeniem większościowej koalicji. Po drugie tak postępując jak uczynili to panowie Lenc i Całbecki to w zasadzie sami sobie podcinają gałąź na której siedzą i nie ma takiej możliwości, aby to nie obróciło się przeciwko nim. Kto sieje wiatr ten zbiera burzę.
UsuńPozdrawiam.
Pycha kroczy przed upadkiem. Ostatnio doświadczył tego P. Girzyński z Torunia. Kolejny to zapewne będzie P.Całbecki.
OdpowiedzUsuń