piątek, 28 czerwca 2013

Słów kilka o ministrze V. Rostowskim.

Kilka uwag o działalności ministra V.  Rostowskiego.

Jest to kopia artykułu, który ukazał się w dzienniku "WPolityce.pl"  24.06.2013 roku, a jego autorem jest Janusz Szewczak.  Moim zdaniem warto to przeczytać.  Szczególnie polecam oglądaczom TVN-u i Polsat-u.

Można się nie zgadzać, można krytykować, a nawet można wyśmiewać, ale czy zmienimy przez to zaistniałe już fakty?

Czy nie lepiej wyciągnąć wnioski z niezliczonych błędów popełnionych w naszym demokratycznym kraju i spróbować przynajmniej niektóre z nich naprawić i nie robić więcej takich samych błędów, jak na przykład wrogie przejęcie bydgoskiego Zachemu, ze sprzedażą konkurencji technologii i rynków zbytu, a jednocześnie pozbawienie pracy prawie 1500 osób.  


Treść artykułu:

Ministrowi finansów rynki odebrały w ostatnich dniach bezceremonialnie finansowego Red Bulla. Jest po balu, w ciągu tygodnia warszawska GPW straciła blisko 10 proc., a niektóre wielkie spółki SP poleciały na łeb, na szyję.
Dotychczasowa złota kura - KGHM, co do której ostrzegałem kilka tygodni temu, właśnie zbliża się do bardzo groźnego urwiska. Spadek notowań KGHM w tydzień o 20 proc. to może nie być koniec złej passy. Wielki transfer środków za granicę (blisko 10 mld zł), znacząca wypłata dywidendy i potrzeba wielkich pieniędzy 4-5 mld zł na inwestycje w Chile i Kanadzie będzie skutkować koniecznością większego zadłużenia spółki.
Miniony tydzień to prawdziwe dans macabre na polskim rynku kapitałowym i pieniężnym. Polskie obligacje, o których do wczoraj minister J.V.Rostowski wspólnie z premierem D.Tuskiem tak piali z zachwytu, że sprzedają się jak ciepłe bułeczki, w przeciągu kilkunastu dni nagle poszybowały z poziomu około 3,4 proc. do blisko 4,4 proc. i już wkrótce mogą zamienić się w trudno zjadliwy zakalec. Panika na GPW na polskim złotym i polskich papierach wartościowych, czyli polskim długu w ostatnich dniach minionego tygodnia gwałtownie się pogłębiła. Zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni, tym bardziej, że łaska inwestorów i spekulantów "na pstrym koniu jeździ".
Winę oczywiście polskie media zwaliły wyłącznie na FED, Chiny, zamieszki w Brazylii i Turcji. Okazuje się jednak, że polski rynek kapitałowy i walutowy może być ryzykowny, a tzw. rynki nie mają żadnych sentymentów. Do tej pory ze strony rządu i większości mediów w Polsce słyszeliśmy tylko i wyłącznie o bezpieczeństwie, stabilności, atrakcyjności i rychłym ożywieniu gospodarczym w naszym kraju - zapowiadanym praktycznie codziennie przez TVN-CNBC. Polski złoty okazał się również niezwykle kruchy i podatny na ataki spekulacyjne, które zmusiły nawet NBP do interwencji walutowej. Nagle 700tys. kredytobiorców kredytów hipotecznych we franku szwajcarskim ku swemu przerażeniu zobaczyło poziomy 3,54zł za FCH, zobaczyliśmy euro za 4,35 i dolara za 3,31. Niewątpliwie w ostatnim tygodniu ogromne straty poniosły również OFE, choć tak naprawdę ponownie oskubano polskich emerytów.
Wszystko to pokazuje niezwykle dobitnie jak Polska dziś jest totalnie i bardzo niebezpiecznie uzależniona od napływu i odpływu kapitału zagranicznego. Jak bardzo stała się zakładnikiem rynków i spekulantów walutowych uzależnionym od tej kroplówki. To niestety efekt działań kolejnych ministrów finansów ze szczególnym wkładem naszego Sztukmistrza z Londynu. Powierzyliśmy podmiotom zagranicznym aż 220 mld zł w samych tylko obligacjach Skarbu Państwa, blisko połowa polskiego długu jest w rękach zagranicy, a 700 tys. Polaków ma kredyty w walutach obcych na kwotę blisko 170 mld zł. I ten proceder nadal niestety trwa w najlepsze. Jesteśmy jak finansowy narkoman, który zrobi wszystko by zdobyć kolejną dawkę. Tego typu dopalacze w finansach publicznych w każdej chwili mogą przewrócić nasz gospodarczy i finansowy domek z kart.
W związku z obawami o kontynuowanie ataków spekulacyjnych na polskiego złotego i jego gwałtownym osłabianiem się, w minionym tygodniu interweniował NBP. Chwilowo zatrzymano lot koszący polskiej waluty, ale to najprawdopodobniej dopiero początek tego pokera oszustów. Przed nami kolejne ataki spekulacyjne, które będą musiały skutkować wyprzedażą walut z naszych rezerw walutowych poprzez bank centralny. Nie każda interwencja NBP musi być udana, tak jak ta ostatnia. Komuś, ale najprawdopodobniej to jednak nam, może zabraknąć żetonów na stole. Kiedyś robił to również Bank Gospodarstwa Krajowego, tyle że dziś musi on wspierać i ratować polski budżet będący w dramatycznych opałach. Interwencje walutowe to nie jest gra komputerowa i nie jest ona za darmo.
To bardzo kosztowne operacje, które mogą skutecznie wydrenować Polskę z zagranicznej kasy i rezerw walutowych. A niestety nie mamy tych walutowych rezerw zbyt wiele, bo zaledwie około  euro. Te pieniądze na czarną godzinę będą nam już wkrótce bardzo, ale to bardzo potrzebne, bo kryzys przyspiesza, a władza i media zajmują się głównie garniturami i rytualnym ubojem zwierząt. Tym bardziej, że sytuacja w strefie euro i groźba recesji rośnie. Przez ostatnie lata stworzyliśmy kapitałowi zagranicznemu i spekulacyjnemu tu nad Wisłą prawdziwe Eldorado.

Tak naprawdę, jako stosunkowo duży europejski kraj jesteśmy praktycznie bezbronni, gdy idzie o zmasowany atak spekulacyjny przeciwko polskiej walucie.Jesteśmy jak kawałek sukna, z którego światowi, finansowi krawcy utną sobie tyle, ile będą chcieli. Nie można wykluczyć, że rozpoczynający się nowy tydzień spowoduje kolejne poważne turbulencje na polskiej giełdzie, na rentownościach polskich obligacji oraz coraz większą chwiejność polskiego złotego. Poker oszustów na "zielonej wyspie" najwyraźniej ma się ku końcowi. Niektórzy jak widać zaczęli już realizację zysków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię