Poprzedni odcinek.
Leszek odcinek - 25
Zanim przejdziemy do wspomnień z czwartej klasy warto jeszcze na trochę wrócić do jednego z wydarzeń z klasy trzeciej. Akurat Leszek odnalazł kolejne stare zdjęcia i dlatego przypomniał sobie o tym wydarzeniu. Chodzi o kwietniowy (1970 rok) szkolny wyjazd do Siekierek. W tych Siekierkach leżących niedaleko Szczecina, a także w pobliżu słynnej z historii Polski, Cedyni, w kwietniu, a dokładnie pomiędzy 16, a 19 dniem tego miesiąca, w 1945 roku odbyło się w ramach operacji berlińskiej, forsowanie Odry. Po jednej stronie Odry stanęła praktycznie cała I Armia Wojska Polskiego, wchodząca w skład frontu białoruskiego, a po drugiej ostatnie silne oddziały niemieckie, chroniące Berlin od północy, do którego było jeszcze około 90 km. Forsowanie było zaciętą trzydniową bitwą, która dzięki wielkiej przewadze radzieckiej skończyła się powodzeniem i w rezultacie tej bitwy została otwarta północna droga na Berlin. Podczas tej bitwy zginęło około dwóch tysięcy Polaków i leżą oni na wielkim cmentarzu pod Siekierkami. To tutaj wśród długich szeregów równych białych krzyży leżą prawdziwi polscy bohaterowie. Nad cmentarzem góruje pomnik - obelisk, gdzie na tle dwóch skrzydeł i dwóch wielkich mieczy, umieszczono postać matki tulącej do siebie malutkie dziecko.
Z okazji 25 rocznicy tej bitwy, państwo Polskie postanowiło zorganizować wielkie, centralne uroczystości. Do Siekierek przybyło tysiące ludzi, w tym masa wojskowych, kombatantów, oficjeli, a także tłumy uczniów i studentów. Wśród tych uczniów byli także uczniowie Technikum Kolejowego z Bydgoszczy, z klas trzecich i czwartych. W celu dojazdu na te uroczystości, na bydgoskim dworcu podstawiono dla nich specjalny pociąg mający ich tam zawieźć.
Po wielu godzinach ciekawej i niesamowitej podróży, przybyli na tą historyczna ziemię, leżącą w pięknej okolicy, tuż nad Odrą i w sąsiedztwie lasów. Jednak z uwagi na bardzo obfity ulewny deszcz, uroczystości znacznie okrojono i nie musieli wysłuchiwać długich przemówień, a tylko odbył się, w asyście wojskowych orkiestr, przemarsz wojsk, uroczysta salwa i składanie wieńców. Po południu deszcz zelżał, a uczniowie czekający na odjazd pociągu, mogli wreszcie trochę obejrzeć cmentarz i okolice, gdzie stoczyła się bitwa. O tej swoistej szkolnej wycieczce można byłoby napisać bardzo dużo bo była ona, pomimo oficjalnego celu i wielkiego deszczu, najlepszym wspólnym klasowym wyjazdem w ciągu pięciu lat nauki w technikum.
Wszyscy w klasie już się dobrze znali i potrafili bawić się razem, wygłupiać, a jak było trzeba to i zachowywać odpowiednią powagę. Liczne atrakcje zaczęły się już po odjeździe ze stacji Bydgoszcz Główna. Najpierw było picie niewielkich ilości domowego wina, którego to parę flaszek zabrali w podróż, umówieni koledzy. Młodzieńczym głowom wiele nie trzeba toteż szybko mieli wspaniałe humory. Dalej było opowiadanie kawałów, wspólne śpiewy i to także tych zabronionych piosenek (o Ukrainie, marsz, marsz Polonia w zmienionej formie), a potem zaczęli bujać wagonem zbierając się w jego jednym końcu i naciskając tak jak na huśtawce, a wagon zaczął się tak samo zachowywać i przechylać się wzdłuż podłużnej osi, a potem bujali go w poprzek. Po kilku minutach bujania paru z nich podeszło do ich wychowawcy Antoniego Szydłowskiego i zaczęli go nabierać, że coś niedobrze z torami, albo z wagonem i nie wiadomo czy dojadą. Śmiechom i wygłupom nie było końca. A gdy wreszcie dojechali to całą klasową grupą ukryli się wśród ulewnego deszczu i tłumów uczestników uroczystości, czym doprowadzili do szewskiej pasji organizatora wyjazdu z ramienia ich szkoły, czyli Parasola (major Bolesław Skrzypczak). Gdy ten ich w końcu znalazł i zaczął ustawiać w zaplanowanym szyku krzycząc na nich i strofując ich, oni udawali niewiniątka i twierdzili, że jakiś pułkownik kazał im tam stanąć, gdzie pan major ich odnalazł. Tego było za wiele dla pana majora, który wiedział, że uczniowie robią sobie z niego żarty, ale czas naglił, deszcz lał, trzeba było stawać w szyku to co miał robić w końcu machnął tylko ręką stwierdzając, że do tego skandalicznego zachowania się całej klasy, jeszcze powróci. Na szczęście nic takiego się później nie wydarzyło.
W powrotnej drodze było podobnie. Znowu było wesoło i znowu bujało wagonem i znowu mieli świetne humory, tym bardziej, że nabyli we wiejskim sklepie, przy pomocy składkowego funduszu, parę słodkich importowanych win o wdzięcznej nazwie Lacrima.
O tym wyjeździe często później rozprawiali, a kilku z nich za pomysłowość, zachowanie i swoistą odwagę pozyskała sobie długotrwałą sympatie pozostałych uczestników tej wycieczki.
Leszek na tle fragmentu pomnika w Siekierkach. |
Siekierki 16.04.1970 rok. Leszek, Irek, Wojtek i Stefan. |
Fajnie opisane wspomnienia. Z Lacrimą wiążą się również moje przeżycia, byłem trochę starszy, już po służbie wojskowej. Pierwsza wypłata w Elanie w 1963 r. i cała zmiana wydziału chemicznego w ramach integracji w kawiarni uraczyła się Lacrimą.
OdpowiedzUsuńOch, ten kac następnego dnia, nie do wyleczenia.