poniedziałek, 14 stycznia 2013

Zdzisław Szubski - kariera sportowa i trenerska - część 3

Pan Zdzisław Szubski jest aktualnie trenerem koordynatorem reprezentacji Chile w kajakarstwie i liczna ekipa szkoleniowa pod jego czujnym i fachowym okiem przygotowuje chilijskich sportowców do Igrzysk Panamerykańskich, które odbędą się wiosną przyszłego roku.  Parę dni temu został także trenerem koordynatorem reprezentacji Grecji w kajakarstwie, drużyny, którą już kiedyś trenował i jego zadaniem jest jak najlepsze przygotowanie greckich sportowców do przyszłych Igrzysk Olimpijskich.  Ponadto Zdzisław Szubski jest aktywnym i znanym międzynarodowym działaczem w tej dyscyplinie sportu.   Jest także ambasadorem sportów wodnych miasta Bydgoszczy.

Po pięknej karierze sportowej przyszedł dla niego czas na równie wspaniałą karierę trenerską i organizacyjną.

Cieszę się ogromnie, że udało mi się namówić tak zapracowanego i znakomitego człowieka na chwilę wspomnień.  Dzisiaj już trzecia część tych wspomnień, a ich autorem jest sam Zdzisław Szubski.

Poniżej linki do dwóch pozostałych części:

Część 1 wspomnień.

Część 2 wspomnień.


3. Pierwszy medal Mistrzostw Świata - Panczerewo 1977 rok.

Wracając do sezonu 1975 / 76 chciałbym podkreślić ze był to przełom w moim życiu sportowym jak i prywatnym.
Uczęszczając do Zawodowej Szkoły Samochodowej na Ratajach w Poznaniu i kontynuując proces przygotowania sportowego pomyślałem sobie, że więcej to lepiej . Nie zwracając uwagi na plan szkoleniowy trenera Ryszarda Marchlika, zacząłem dodatkowe indywidualne treningi. Dlatego też większość treningów realizowałem podwójnie. Samochodówkę skończyłem już w marcu 1976 i od tego momentu oszukując trenera robiłem znacznie, znacznie więcej niż jego plan treningowy, a głównie robiłem  dodatkowe treningi specjalistyczne na wodzie. Dzięki swojemu uporowi i zaangażowaniu, wysoki poziom formy osiągnąłem już w maju.  Byłem wówczas nie do pokonania i wygrywałem wszystkie biegi.   Jednak na skutek tego ogromnego wysiłku, na początku lipca, jak to się mówi, zeszło ze mnie powietrze jak z balonika.  A tutaj przyszły  Mistrzostwach Polski Juniorów i jedyny marny brązik i to na 10 km. Po prostu, przepracowana ręka "się nie kręciła".
Jako jeden z najlepszych juniorów zostałem powołany do Ośrodka Szkolenia Olimpijskiego do Bydgoszczy. Zamieszkaliśmy w hotelu na Zawiszy i cała młodzieżowa kadra ćwiczyła i przebywała pod czujnym okiem już nie żyjącego Konrada Szali i Pawła Podgórskiego.   Zaczęły się przygotowania do następnego sezonu. To własnie Konrad Szala przez trzy miesiące mądrych i dobranych treningów, wyciągał mnie z dołka do którego sam się wkopałem.

Współpraca z trenerami pięknie się układała ręka zaczęła się kręcić i po konsultacjach szkoleniowych, przyszło pierwsze powołanie do kadry seniorów do Zakopanego. Super przeżycie. Pierwszy kontakt z idolami kajakarstwa Polskiego.
Grzegorz Śledziewski, Jerzy Opara, Grzegorz Koltan, Ryszard Oborski, Ewa Eichler, Mariola Kazanecka - Bajka
i wielu, wielu znanych i słynnych polskich zawodników którzy  zdobyli wiele medali na Mistrzostwach Świata.

Nie przekraczając bariery roku 1976 na 1977 również w moim życiu prywatnym zaszły ogromne zmiany.  Poznałem bliżej Mirkę Pasińską,  reprezentantkę kraju na Mistrzostwach Europy w Vichy we Francji,  zawodniczkę z  Nowego Dworu, którą trenował wówczas Olgierd Światowiak. Zaczęliśmy spędzać wspólnie coraz więcej czasu i przeżywać wspaniale młodzieńcze chwile.
Nie mieliśmy za duże tego czasu dla siebie.  Jednak nasze życie tak się potoczyło ze jesteśmy razem do dnia dzisiejszego, już prawie 36 lat.


Z  Mirką - Poznań - Malta - wiosna 1977 rok.


Po szaleńczych wyczynach na nartach w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Zakopanem w miesiącu styczniu, zostałem powołany na pierwsze zgrupowanie międzynarodowe.  Oczywiście z tymi samymi zawodnikami, których wymieniłem, czyli czubem polskiej reprezentacji.  Zgrupowanie odbywało  się w słynnym  Castel Gandolfo we Włoszech.


Włochy Monte Casino, 1977
Od lewej: Witold Pawelec szef wyszkolenia, Zdzisław Szubski, Tadeusz Wróblewski dyrektor sportowy, 
                          później  Prezes Polskiego Związku Kajakowego, Tomasz Świerczyński.


Następne przeżycie to piękny wyjazd i nieprzemijające do dzisiaj, żywe i bogate wspomnienia z Watykanu, ze spotkania z Janem Pawłem II, naszym Polskim Papieżem. 



Włochy, Rzym 1977 -  Watykan
Od lewej:  Waldemar Merk, Ewa Eichler, Leszek Zanieski, Zdzisław Szubski, Mariola Kazanecka-Bajka, Andrzej Klimaszewski

Od momentu pierwszego powołania do reprezentacji seniorów w 1977 roku do ostatniego wyczynu i Rekordu Guinnessa w 1986 roku, każdy sukces i porażka była przeżyciem, które często i bardzo żywo wspominam do dnia dzisiejszego.

Włochy, Rzym 1977 - Fontana Di Trevi
Od lewej: Waldemar Merk, Zdzisław Szubski, Ewa Eichler, Piotr Tomala, Andrzej Klimaszewski, Ryszard Oborski, Mariola Kazanecka-Bajka


Spotkanie w Watykanie z Ojcem Świętym opiszę, wraz ze zdjęciami, w następnym rozdziale.

Powrót z Włoch przepakowanie walizek i następny wyjazd do Dunavarsany na Węgry. Tym zgrupowaniem zakończyliśmy okres rozpływania i trenerzy zaczęli składać osady K4 ( Ryszard Oborski, Grzegorz Koltan, Daniel Wełna i Andrzej Budzicz).  Osada weteranów z którą rywalizowaliśmy przez cztery okrągłe lata do Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980.
Rywalizowaliśmy my, młodzi, czyli Andrzej Klimaszewski ( zastąpił Waldka Bajkie z Poznania, który prowadził czwórkę na zasadzie śmigła ), Krzysztof Lepianka, Zbigniew Torzecki i na ostatniej dziurze - ja - Zdzisław Szubski.

Po startach kontrolnych i rywalizacji z weteranami (niestety nie udało nam się wygrać na 1000 metrów), pozostał nam tylko dystans na 10 km. Nikt nie marzył ani nie myślał ze powalczymy z osadami ze Świata. Wreszcie przyszedł czas mistrzostw.  Małe miasteczko niedaleko Sofii w Bułgari o pięknej nazwie Panczerevo.  Niedzielne południe,  temperatura ponad 32 stopnie Celsjusza i wreszcie nasz start.   Po przesmarowaniu łódki, tak zwanym węgorzem,  wyszliśmy na wodę i stanęliśmy na starcie.
Po pierwszych 150 - 200 metrach  będąc na prowadzeniu ponad łódkę od kolejnej osady, Andrzej zaczął zwalniać ponieważ myślał że był falstart.  Niestety nie, to my  z takim kopytem wyszliśmy ze startu, że zdziwieni Rosjanie, Węgrzy,  Rumunii i Niemcy, dopiero po dłuższej chwili ruszyli wszystkimi siłami, na najwyższych obrotach, żeby nie stracić kontaktu z nami.   Niestety, brak doświadczenia i tylko brąz. Tylko, a może aż, ponieważ wynik ten był furtką do sukcesów na przyszłe lata.

Powitanie na lotnisku, prasa rozpisywała się o wyczynie ekipy polskiej na Mistrzostwach Świata, z których to wróciliśmy z 6 medalami w tym dwoma złotymi K4 weteranów, którzy okazali się najlepsi na Świecie. I gdzie my, reksy bez doświadczenia, mieliśmy szanse na pokonanie najlepszych K4 na ziemskim globie. 

Tekst i zdjęcia - Zdzisław  Szubski.  

Poprzedni post z tego cyklu.





3 komentarze:

  1. Ciekawy człowiek, ciekawe życie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gość ma naprawdę interesujące życie i do tego bez tej cholernej polityki. Szczerze mu zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię