Poprzedni odcinek.
Leszek - odcinek 23
Trzecia klasa była najlepszym dotychczasowym rokiem życia Leszka. To wówczas ugruntował swoją szkolną pozycję i to zarówno w dziedzinie postępów w nauce jak i w działalności, zwanej wówczas i dzisiaj społeczną. To wówczas poznał kilka wspaniałych dziewczyn, to wówczas przeżywał pierwsze prawdziwe zauroczenia, które czasami wydawały mu się być miłością. To wówczas, po raz pierwszy w jego życiu, czuł się doceniony i spełniony. To spełnienie to była zaspokojona potrzeba działania, która zawsze w nim tkwiła, ale nie znajdowała do tej pory, właściwego ujścia. To dzięki społecznemu zaangażowaniu poczuł się potrzebnym i usatysfakcjonowanym. Nie wiedział jeszcze, że ta działalność jest dla pewnych osób normalną koniecznością i Leszek do takich osób należał. Nigdy nie lubił stać z boku, obserwować i mówić, że nie ma co się starać bo i tak niczego nie zmienisz. I wówczas i dzisiaj, po prawie pięćdziesięciu latach od tamtego czasu, tak samo uważa, że taka postawa szkodzi tym co ją reprezentują i tak samo szkodzi całej społeczności, a pomaga tylko wszelkiej maści spryciarzom i cwaniakom, zazwyczaj zwanych politykami. I służy tym politykom do manipulowania nimi i do skutecznego nimi rządzenia. I to rządzenia w myśl zasady, że im bezczelniejsze kłamstwo tym łatwiej ludzie w nie uwierzą.
Naprawdę niewiele trzeba zaangażowania i działań, aby przynajmniej trochę zmieniać na lepsze swoje otoczenie. To właśnie bierna postawa, to postawa typu: "ja tam się polityką nie interesuję" lub "nie warto się starać", albo " i tak nic nie poradzisz", "nic nie możemy zrobić" i inne podobne, najbardziej denerwowały Leszka i chociaż wówczas naprawdę niewiele mógł to jednak nie ustawał w staraniach, aby chociaż troszeczkę coś od niego zależało, aby nie być biernym, aby nazywać rzeczy i zjawiska po imieniu i aby mówić to co myśli. I chociaż wówczas nie zdawał sobie sprawy z tego, że przyczynia sobie wrogów, a w najlepszym wypadku ludzi mu niechętnych, że tak postępując bardziej działa na swoją szkodę niż korzyść i chociaż dzisiaj już to wie to jednak swojego postępowania nie zmienił przez całe swoje życie. Zawsze był i jest niepokorny jakby na przekór po setki razy powtarzanemu przysłowiu przez jego wspaniałego wychowawcę z technikum Antoniego Szydłowskiego, którego sztandarowym zawołaniem na lekcjach wychowawczych było stwierdzenie, zresztą już przytaczane w tych zapiskach, iż "pokorne ciele dwie matki ssie".
Oprócz wspomnianej już funkcji wiceprzewodniczącego samorządu szkolnego Leszek był organizatorem, a potem został wybrany na przewodniczącego klasowego koła Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS). Zaś parę miesięcy później został przewodniczącym komisji kultury szkolnej organizacji ZMS.
W trzeciej klasie Leszek najbardziej zaangażował się w działalność klasowego koła ZMS. Do tego koła należała połowa uczniów z ich klasy i to wcale nie z przymusu jak twierdzili pozostali i jak twierdzą obecnie prawie wszyscy, którzy nie znali prawdziwych realiów tamtego czasu. Klasowe zebrania ZMS-u w ich wykonaniu były burzliwe, pełne sporów, a nawet kłótni bo przecież widzieli otaczającą ich rzeczywistość i jako młodzi gniewni widzieli ogrom nieprawidłowości, zakłamania i fałszu. Toteż mieli o co się spierać i kłócić. Na tych zebraniach często pod adresem Leszka padało wiele krytycznych uwag, wiele przytyków i zarzutów. W jego krytykowaniu celowali dwaj koledzy Geniu Baranowicz i Leszek Kaczmarek. Wówczas Leszek ich nie rozumiał i nie zgadzał się z tą krytyką bo był ideowcem i był przekonany, że dobrze postępuje, ale obecnie uważa, że mieli sporo racji bo to on był naiwny, łatwowierny i prawdomówny, a chyba już głupszym nie można być życiowo niż być właśnie takim. Jednak oprócz tych cech Leszek bywał uparty, narzucał często swoją wolę i poglądy innym kolegom, bywał mało tolerancyjny, bywał również zarozumiały i pewny siebie. I chociaż wiele jego zachowań mogło świadczyć, że jest on pewny siebie to jednak tak naprawdę było raczej odwrotnie. Dlatego teraz po latach inaczej odbiera tamtą krytykę swoich kolegów, przyznając im coraz więcej racji.
Pod przykrywką klasowej organizacji ZMS i za zgodą oraz przy pomocy niektórych nauczycieli, uczniowie organizowali taneczne wieczorki klasowe. Organizowali je w szkole w sobotnie wieczory. Szkoła zapewniała salę i nagłośnienie, płyty z muzyką przynosili sami i sami zapraszali koleżanki z innych, żeńskich szkół, głownie z Technikum Medycznego, którego dziewczyny przezywano Pigułami i z Technikum Ekonomicznego z ulicy Gajowej i drugiego z ulicy Powstańców Wielkopolskich. Podczas tych wieczorków, gdy tylko nauczycielski opiekun oddalił się do pokoju nauczycielskiego, oni przygaszali światło, włączali mniej oficjalną muzykę i zaczynały się swawole, a potem tak zwane pościelówy, czy wolne utwory połączone z odważnym przytulaniem się, a czasami i pocałunkami. Na więcej sobie nie pozwalali. Takie to były czasy i obyczaje.
Oprócz tych wieczorków organizowali także spotkania z tak zwanymi "ciekawymi ludźmi". Czasami był to muzyk z filharmonii, czasami redaktor z gazety, czasami weteran Powstania Wielkopolskiego lub uczestnik walk z II Wojny Światowej. Najciekawsze według Leszka było spotkanie z malarzem prymitywistą Teofilem Ociepką. To był drugi po Nikiforze popularny na całą Polskę artysta z tej dziedziny sztuki. Przeprowadził on się z Podhala do Bydgoszczy i tutaj wówczas tworzył i działał. Mówił dużo bardzo ciekawie i barwnie często używając góralskiej gwary, opowiadając o swojej twórczości i swoim życiu.
I tak płynęło wówczas to życie ucznia trzeciej klasy technikum, podzielone na naukę, społeczną działalność, życie internetowe, pierwsze prawdziwe zauroczenia dziewczynami i sobotnio - niedzielne wyjazdy do domu do jego rodzinnej miejscowości. Zawsze gdy był w domu to chodził na mecze piłki ręcznej. Drużyna z jego miasta grała w drugiej lidze i miała wielu świetnych graczy oraz ogromną rzeszę kibiców. Mecze zaczynały się w niedziele o godzinie 11.00. To kibicowanie dostarczało mu ogromu emocji i na całe życie pozostawiło w nim wielką sympatię do tej dyscypliny sportu.
Przy każdym przyjeździe do domu jego myśli intensywnie obracały się w kierunku Ewy. Jego uczucie do niej nigdy się nie zmieniło, ale bogate życie szkolne i internatowe na co dzień oddalało go od Ewy. Różnie też się między nimi układało i to głównie za sprawą zbyt rzadkich, zdaniem Ewy, spotkań. Ona była dziewczyną pełną energii, uśmiechu i działania, a ze swoim chłopakiem spotykała się raptem raz na parę tygodni. Jak byli ze sobą to było im dobrze. Chodzili na spacery do Łakiny, nad jezioro lub nad rzekę. Całowali się, snuli plany na przyszłość, ale nie potrafili wytworzyć takiej prawdziwej emocjonalnej więzi pomiędzy sobą. Takiej więzi, która połączyłaby ich na trwałe. Właściwie to Leszek słabo znał Ewę bo i skąd mógł ją lepiej znać tak rzadko się z nią spotykając dlatego też za bardzo nie rozumiał jej pragnień i oczekiwań. I to głównie przez swoje nieodpowiednie postępowanie i jego brak zdecydowania ich więzy zaczęły słabnąć, a spotkania stawały się jeszcze rzadsze. Leszek naprawdę kochał Ewę, ale był zbyt niedorosły i niedojrzały, aby wtedy to zrozumieć. I chociaż mogła zostać miłością jego życia to została nią tylko we wyobrażeniach i w myślach, a nie w rzeczywistości. Do dzisiaj z ukłuciem serca o niej myśli. Niestety ich drogi po jakimś czasie się rozeszły i chociaż bardzo rzadko się jeszcze spotykali to jednak nie potrafili być wobec siebie szczerzy i oddani.
Oczywiście wydarzyło się w tamtym okresie i wiele rzeczy przykrych dla Leszka, ale w tych wspomnieniach, aby nie zakłócać tego sielskiego wręcz obrazu, pominiemy je. Zawsze człowiek bardziej pamięta dobre rzeczy, a rzeczy złe wypiera z siebie. Taka już jest nasza natura i nie będziemy postępować wbrew niej.
Tak to pracowicie, ciekawie i szybko upłynęła Leszkowi trzecia klasa technikum. Jeszcze tylko wspomniana już miesięczna praktyka zawodowa, a potem nadeszły najpiękniejsze wakacje w całym młodzieńczym życiu Leszka.
Następny odcinek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię