Vladimir Volkoff "Montaż".
Krótka notka o pisarzu (Wikipedia)
Vladimir Volkoff, Władimir Wołkow, pisarz francuski. Pochodził z rodziny emigrantów rosyjskich, był ciotecznym wnukiem kompozytora Piotra Czajkowskiego. Ukończył studia na Sorbonie, był profesorem Uniwersytetu w Liège.
Pierwszy raz trafiłem na tego pisarza i to całkiem przypadkowo, ale po przeczytaniu książki "Montaż" nie mogę wprost powstrzymać się od komentarza na jej temat.
Zastanawiając się nad zawartymi w niej opisami działań agentów wpływu łatwo sobie wytłumaczyć i łatwo zrozumieć wiele mechanizmów rządzących naszym życiem społeczno-polityczno-gospodarczym od czasów przemian do chwili obecnej.
Daleki jestem od snucia teorii spiskowych, ale poczynając od okrągłego stołu, poprzez złodziejskie prywatyzacje, aż do powstania KOD-u jakże łatwo na kanwie tej powieści zrozumieć te procesy, które zawsze stanowiły źródło moich, delikatnie mówiąc, wątpliwości i sprzeciwu.
Każdy, a już szczególnie wszyscy mający związek z publicznymi funkcjami i mediami, powinni przeczytać to oryginalne dzieło oparte na faktach. To wbrew pozorom wcale nie jest powieść szpiegowska lecz powieść pokazująca jak świadomie i skutecznie można wpływać na różne ludzkie postępowania i zachowania.
Książka z taką perfekcją ujawniała mechanizmy i kulisy najbardziej wyrafinowanych działań Kremla na Zachodzie, że sama stała się celem autentycznej KGB - owskiej operacji. (montaż za "Montaż"). Na szczęście operacja nie powiodła się i książka nie tylko, że ukazała się, ale odniosła wielki prestiżowy sukces i została nagrodzona najważniejszą francuską nagrodą literacką w kategorii powieści (Grand Prix du Roman Akademii Francuskiej).
Aby bardziej zachęcić do jej przeczytania przytoczę fragment jej treści.
„(…) Ryzykować własnym życiem potrafi każdy idiota. Myślę, że o wiele przyjemniej jest połamać kości komuś innemu – odpowiedział Pitman, pogodnym uśmiechem przepraszając za ostrość wyrażenia. –Tyle że nie żyjemy już w czasach księcia Sieriebriannego, ani w czasach naszych bogatyrów. Wtedy niewielki rozumek i maczuga wystarczały do wygrania bitwy. Nieszczęśliwie dla pana się składa, że przyszłość nie należy do sztuki wojennej rozumianej w sposób tak tradycyjny. Amerykanie mają bombę atomową, wkrótce i my ją będziemy mieli. Efekt: koniec łamania kości. To znaczy zawsze gdzieś, w jakimś kącie świata, będą trwały potyczki, będą zabici, niestety, bohaterskie czyny i okrucieństwa, tyle, że bez realnych konsekwencji, jak strącenie pionków na dalekim przedpolu, próba sił, nic więcej. Prawdziwie nowoczesna wojna Aleksandrze Dmitryczu, nie pociągnie za sobą prawie żadnych zniszczeń materialnych. Będzie to wojna bardzo wydajna, ekonomiczna. Jej zwycięzca będzie panem życia i śmierci na zdobytych terytoriach i wśród podbitych ludów. Będzie nimi władał w sposób bardziej suwerenny niż niegdyś królowie. Znajdujemy się u zarania rozwoju nowej broni, wcale nie śmiercionośnej, wydajniejszej niż wszystkie dotychczasowe. Jeżeli chce pan wziąć udział w wojnie zwycięskiej, musi się pan stać oficerem tej nowej kawalerii”
Oraz parę fragmentów z recenzji tej książki autorstwa Tomasza Formickiego z marca 2012 roku:
"Fundamentem działań radzieckich agentów wpływu w „Montażu” są swego rodzaju przykazania klasyka strategii jakim był Sun-Tsu dla info-agresorów. Jeden z głównych bohaterów powieści, a zarazem autor tytułowego montażu Abdulrachmanow, w swoim gabinecie ma powieszone na ścianie te „przykazania”:
1. poddawaj w wątpliwość dobro;
2. kompromituj przywódców;
3. wstrząśnij ich wiarą, niech gardzą;
4. posługuj się ludźmi złymi;
5. dezorganizuj działalność władz;
6. siej niezgodę między obywatelami;
7. podżegaj młodych przeciwko starym;
8. drwij z tradycji;
9. zakłócaj aprowizację;
10. rozpowszechniaj zmysłową muzykę;
11. sprzyjaj rozwiązłości;
12. nie żałuj pieniędzy;
13. zbieraj informacje. "
"Wykrycie agentury wpływu jest bardzo trudne. Agenci wpływu należą do osób o najściślej strzeżonej tożsamości w ewidencji służby info-agresora. Są bowiem najczęściej postaciami publicznymi, a ich skuteczność opiera się na totalnym utajnieniu. Raz zdemaskowany agent wpływu nieodwracalnie traci swą przydatność. Agenci wpływu, zwłaszcza uplasowani wysoko w hierarchii politycznej czy naukowej (jako tzw. „autorytety”), prowadzeni są najczęściej werbalnie, drogą ustnych sugestii, bez zostawiania śladów w dokumentacji służby specjalnej, która go prowadzi. Często w prowadzonej przez służbę ewidencji agentury jeden kryptonim obejmuje całą grupę lub organizację złożoną z wielu osób, których tożsamość nie jest wymieniana. Zdarza się, że anonimowi agenci wpływu ukrywani są zbiorowo pod kryptonimem konkretnej operacji i uaktywniani incydentalnie w momentach ważnych rozstrzygnięć politycznych. Zabiegi te sprawiają, że agentura wpływu dekonspirowana jest najczęściej przez oficerów wywiadu, którzy przeszli na drugą stronę."
"Wysoki stopień utajnienia tożsamości agentów wpływu sprawia, że udowodnienie im przed sądem działania na rzecz obcego państwa jest praktycznie niemożliwe. Podstawą demokracji jest bowiem prawo do głoszenia własnych poglądów. Agent wpływu nie wykrada tajemnic z sejfów i prawie nie sposób przyłapać go na „gorącym uczynku”. Najczęściej nie kontaktuje się potajemnie z oficerem prowadzącym i nie otrzymuje od niego instrukcji, zadań lub wynagrodzenia. Nie odwiedza skrzynek kontaktowych, nie zostawia nigdzie mikrofilmów lub innych materiałów wywiadowczych. Agent wpływu wyjeżdża oficjalnie na jawne seminaria lub konferencje naukowe, pobiera stypendia naukowe lub wykłada na zagranicznym uniwersytecie, zagraniczni wydawcy publikują jego książki, otrzymuje nagrody twórcze, spotyka się z politykami, ludźmi ze świata gospodarki i nauki. Zebrane „wrażenia” ubrane we „własne przemyślenia” publikuje w mediach, rozpowszechnia w „politycznych salonach”, albo podczas spotkań z politykami i decydentami własnego kraju. Formalnie nie robi nic nielegalnego."
Mój komentarz do powyższych oczywistości:
Tak na przykład facet, który jest szefem rady nadzorczej firmy z Legnicy posiadającej nieprawdopodobne wpływy na polską rzeczywistość, jest zarazem szefem nowej polskiej formacji politycznej. Czyż to naprawdę przypadek? A może, biorąc pod uwagę nie tylko jego legnickie (czytaj oprycznickie pochodzenie) jest w tym coś znacznie więcej? Aż boję się zapytać czy to nie jest klasyczny agent wpływu?
Naprawdę warto przeczytać.
Poprzedni post z tego cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię