Na zgrupowanie polowe wyruszył cały pułk wraz z całym zmechanizowanym sprzętem, wyposażeniem bojowym i całą masą innych rzeczy. Podchorążowie wraz z pułkową kadrą dotarli do Rząsawy eszelonem czyli specjalnym wojskowym pociągiem. I to był jedyny sukces owego przemieszczania się pułku na to zgrupowanie.
Cała reszta, jak już pisaliśmy, to istna ironia. Odległość liczącą około 220 kilometrów w pierwszym rzucie, czyli w przeciągu pierwszej doby od wyruszenia z twierdzy Modlin, pokonało aż trzydzieści procent jednostek transportowych i bojowych, które wyruszyły z macierzystych leży. A potem dwa tygodnie trwało ściąganie do Rząsawy tych jednostek, którym w ciągu owej doby dotrzeć na zgrupowanie polowe się nie udało.
Awaria to było najczęściej powtarzane wówczas słowo. Ciężarówki wojskowe, ciągnące na specjalnych przyczepach ciężki sprzęt, padały po drodze jak przysłowiowe muchy. A z nimi tkwiły wzdłuż trasy marszruty rozliczne koparki, spycharki, równiarki i cała masa innego zmechanizowanego sprzętu.
Zaś kadra pułku zakwaterowana w całkiem przyzwoitych warunkach, energicznie dowodziła, przez owe dwa tygodnie, ściąganiem owego sprzętu do miejsca docelowego.
Leszek był wśród tej kadry, a jego pokój , pierwszy raz od początku służby wojskowej, służący tylko jemu samemu, sąsiadował z pokojem porucznika Ledwosińskiego będącego dowódcą kompanii w skład której wchodził pluton dowodzony przez podchorążego Leszka.
Przez owe pechowe, albo i nie, dwa tygodnie nikt szczególnie się nie przejmował owym przerzutem wojsk bo ponoć zawsze tak bywało. Oficerowie świętowali byle co, pili tęgo i opowiadali o tym jak ważny jest ich pułk. Rej wodził dowódca batalionu major Słonimski. To on organizował popijawy, spotkania kadry i wszyscy mu jakoś ulegali łącznie z dowódcą pułku pułkownikiem Balikiem.
Wreszcie ogłoszono w rozkazie dziennym, że osiągnięto sukces i cały pułk uzyskał oczekiwaną sprawność bojową i od jutra zaczyna realizować zadania bojowe, które przed pułkiem postawiło dowództwo dywizji.
Owa sprawność polegała na wykończeniu robót przy budowie trasy Warszawa - Katowice w rejonie Częstochowy. Dla plutonu Leszka polegało to na budowaniu chodników w ciągu ulicy Mirowskiej w Częstochowie. Wykończenie innych robót drogowych na wiadukcie nad tą trasą i na wspomnianej ulicy Mirowskiej przecinającej ową trasę było pierwszym zadaniem całej kompanii w skład której wchodził pluton dowodzony przez Leszka.
I wtedy Leszek przeszedł pierwszą prawdziwą szkołę życiową. Szkołę rozgoryczenia i zawiedzionego zaufania.
A było to tak:
Dowódca batalionu wyznaczył jako normę dzienną dla żołnierzy z plutonu Leszka, wykonanie trzydziestu metrów bieżących gotowego chodnika. Na te roboty składało się ułożenie krawężnika od strony jezdni, wykonanie podbudowy chodnika, ułożenie płytek chodnikowych i wykonanie obrzeży chodnikowych. Leszek był bezpośrednio po szkole i nie miał żadnego doświadczenia pracy z ludźmi na budowie, ale z jego obliczeń wynikało, że dla kilkunastu ludzi (reszta plutonu pełniła różne warty, dyżury, była chora lub na urlopach. bo to stare wojsko było) jest to niemożliwe. Tym bardziej, że nie było wśród nich żadnego fachowca od tych robót i nie mieli prawie żadnego pojęcia jak te roboty wykonywać. To podobno podchorąży z racji swojego wykształcenia miał sprawić, żeby było tak jak dowódca przewidywał. Po trzech dniach podczas których plutonowi udawało się wykonać połowę tego co wyznaczył im jako normę pan major, Leszek został wezwany do dowódcy. Dowódca powiedział mu, że trzy dni to dosyć na naukę i od jutra ma być tak jak rozkazał bo inaczej będą kary, zabrane zostaną przepustki, będzie okresowy zakaz wstępu dla jego żołnierzy do kantyny i jeszcze on coś wymyśli, dodał po chwili.
Z rana następnego dnia Leszek odbył ze swoimi żołnierzami poważną rozmowę. Powtórzył część tego co pan major mu powiedział, ale najbardziej skupił się do odwoływania do żołnierskiej ambicji. Mówił, że jak oni, oni stare wojsko nie zdołają wykonać normy to będzie wstyd na cały pułk. Jak nie oni, doświadczeni żołnierze, to kto ma to wykonać? Mówił im o honorze żołnierza, o poświęceniu dla służby i ojczyzny i inne takie. Ponieważ był ich dowódcą to go słuchali, ale jak skończył mowę to zaczęli sarkać, że to i tak jest niemożliwe, że padną przy tej robocie, że wypadki mogą być, że podchorąży ich nie rozumie bo sam nie robi, a tylko patrzy. I padło jeszcze wiele przykrych dla Leszka określeń, porównań i stwierdzeń. Leszek zaapelował jeszcze raz, ale tym razem do trzech dowódców drużyn, ale oni także, po krótkiej naradzie między sobą, stwierdzili, że tego ich podwładni nie są w stanie wykonać. Jednak wspólnie z Leszkiem ustalili, że będą się starać i może się uda.
Tego dnia poszło im lepiej i wykonali dwie trzecie normy, czyli dwadzieścia metrów bieżących owego chodnika.
Niestety pan major był niezadowolony, a nawet wściekły co wyraził na wieczornym apelu piętnując za opieszałość i złą służbę, zbiorowo cały pluton, a Leszka piętnując osobno, stwierdzając, że na podstawie dotychczasowej służby miał o podchorążym znacznie lepsze zdanie, ale niestety się zawiódł. Po czym dodał, że podchorąży ma jutro wolne, a on sam będzie pilnował robót i udowodni inżynierowi od dróg, że można dokonać tego co on im rozkazał.
Następnego dnia Leszek pojechał z żołnierzami do Częstochowy, ale ponieważ pan major stwierdził, że nie jest mu do niczego potrzebny i, że może pójść gdzie chce, a tylko ma przyjść w czasie gdy normalnie kończą pracę.
To Leszek poszedł Mirowską prosto do klasztoru jasnogórskiego, a potem kręcił się po mieście, wypił kawę, coś zjadł, posiedział w parku i około szesnastej wrócił na budowę.
Tutaj od triumfującego pana majora dowiedział się, że jego żołnierze wykonali dzisiaj trzydzieści jeden metrów chodnika.
Strasznie było mu głupio i wstyd. Nie skomentował tego co się stało. Wsiadł z żołnierzami na pakę Stara i razem wrócili do miejsca zakwaterowania. Przez całą drogę się do nikogo nie odezwał, a żołnierzom też było jakoś głupio i prawie nic nie mówili.
Wreszcie po wieczornym apelu, Leszek wezwał trzech dowódców drużyn i zapytał ich jak to się stało, że tyle wykonali. Przecież twierdzili, że to jest niemożliwe, a jednak ich podwładni tego dokonali.
Chłopaki mocno się krygowali bo przecież wiedzieli, że podchorąży był po ich stronie, a oni dali przysłowiowej dupy. Wreszcie jeden z nich, nijaki Mirek Pękalski, zaczął coś nieśmiało dukać. I opowiedział jak było. Na początek dnia, gdy Leszek odszedł w kierunku klasztoru, przyszedł do nich major Słonimski i powiedział, że teraz każdy z żołnierzy otrzyma po butelce piwa, a później trakcie roboty dostaną jeszcze po dwie butelki piwa i po sporej porcji kiełbasy z bułką i musztardą. Zaś po wykonaniu owych trzydziestu metrów chodnika dostaną jeszcze po dwa piwa na każdego. Tutaj trzeba wyjaśnić, że wówczas piwo dla żołnierza to była praktycznie w czasie służby rzecz nieosiągalna, a do tego kiełbasa z bułką trafiała się może dwa razy do roku czyli na dzień wojska polskiego i na 22 lipca czyli święto narodowe PRL-u. Chłopaki uszczęśliwieni tym nadmiarem wszystkiego, a do tego zmobilizowani obecnością dowódcy batalionu od którego praktycznie wszystko zależało, pracowali jak szaleni i zrobili nawet więcej niż musieli zrobić.
Jednak to było przekupstwo i oszustwo. Ale pan major wygrał.
Pan porucznik, bezpośredni dowódca Leszka, udawał, że wszystko jest w porządku.
W następnych dniach, bez piw i bez kiełbasek, żołnierze wykonywali około dwudziestu metrów bieżących chodników, ale pan major nie wzywał już Leszka do raportu i wszystko wróciło do normalności.
Tylko Leszek stracił zaufanie do swoich podwładnych, a oni to czuli. Starali się w różny sposób, aby powróciły poprzednie relacje na linii podchorąży - żołnierze, ale nie wróciły.
Pan major udowodnił, że jest najlepszy, ale wszyscy na tym stracili.
To była dla Leszka pierwsza praktyczna lekcja prawdziwego życia.
W ogóle ten rok wojska to niesamowicie intensywny okres życia Leszka.
O tym roku można napisać całą grubą księgę, ale kto by ją czytał?
W następnym odcinku, zanim ruszymy dalej, jeszcze jeden epizod z wojskowej przygody Leszka.
Poprzedni odcinek.
Następny odcinek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię