Dzisiaj ciąg dalszy opinii o naszych "demokratycznych" przemianach.
"To jest wielka strukturalna patologia polskiej gospodarki". Fragment rozmowy Czesława Bieleckiego z prof. Kieżunem
Osoby krytycznie oceniające polską transformację – jak pan profesor – określa się od razu mianem przeciwników transformacji. Dla czytelników pana książki będzie oczywiste, że prezentuje pan krytyczną ocenę transformacji, ale to nie oznacza, że był pan przeciw samej zmianie. Gdyby na początku transformacji elementy liberalne w reformowaniu gospodarki zostały uzupełnione o elementy społeczne, nie mielibyśmy dzisiaj tego wykwitu populizmu w różnych formach. Czy podziela pan ten pogląd?
Odpowiem na to pytanie nie wprost. Gdy w Polsce zaczynała się transformacja, przebywałem w Afryce, kierując dużym projektem ekonomicznym, realizowanym pod egidą ONZ. Tam z bliska i na własne oczy widziałem, jak kraje zachodnie dokonują gospodarczej neokolonizacji krajów afrykańskich. Wspominam o tym, ponieważ jedną z głównych tez mojej książki jest to, że po 1989 r. nastąpił proces neokolonizacji polskiej gospodarki.
Korzystam ze swojej roli adwokata diabła, aby przypomnieć argument wielu ludzi broniących ówczesnej prywatyzacji, że przedsiębiorstwo jest warte tyle, ile ktoś jest gotów za nie zapłacić. Jednak czym innym jest sprzedaż wymuszona, gdy bank czy komornik przejmuje własność firmy i wystawia ją na sprzedaż, a czym innym rynkowa wycena wartości funkcjonującego przedsiębiorstwa przez fachowych doradców finansowych.
Sam pan sobie odpowiedział i nie mam nic do dodania. Poza może tym, że nie było żadnych uzasadnionych powodów, aby tak się spieszyć z wyprzedawaniem państwowych firm. Każdy biznesmen wie, że aby uzyskać za sprzedawaną firmę dobrą cenę, należy odpowiednio przygotować ją do sprzedaży. Polskim reformatorom zabrakło wyobraźni, jakby nie dostrzegli, że ogromne braki na rynku wewnętrznym wcale nie oznaczały, że polski przemysł był w całkowitym rozkładzie. W przełomowym 1989 r. polski przemysł eksportował swoje wyroby, w tym wiele na dobrym i bardzo dobrym poziomie technologicznym, do 57 krajów świata. Oczywiście sytuacja makroekonomiczna Polski była bardzo zła, przedsiębiorstwom brakowało dewiz na zakup potrzebnych do produkcji materiałów i komponentów, ale po co od razu wyprzedawać cały przemysł po niskich cenach?! Mieszkałem w tym czasie w Montrealu, współpracowałem z kanadyjskimi bankami i zapewniam pana, że absolutnie realne było uzyskania przez polski przemysł kredytów na bardzo rozsądnych warunkach.
(...)
Często spotykam się z pytaniem, dlaczego w ogóle napisałem "Patologię transformacji? Pada argument: przecież to już historia, życie toczy się dalej, mamy tyle problemów aktualnych, po co rozdrapywać tamte sprawy, zwłaszcza z początkowego okresu polskiej transformacji, stało się, co się stało…
…Ci, którzy tak mówią, pewnie nie mają nawet świadomości, że popadają w determinizm historyczny, w którym nie ma miejsca na inne, alternatywne historie transformacji. Tymczasem scenariusz transformacji nie był zdeterminowany historycznie, w tym wszystkim było dużo improwizacji. Zakalec transformacji ustrojowej powstał z dużym udziałem przypadku.
Trzeba zajmować się historią polskiej transformacji z oczywistych powodów. W wyniku określonego jej przebiegu powstała struktura polskiej gospodarki, która praktycznie uniemożliwia nam przebicie się do światowej gospodarczej ekstraklasy, która skazuje nas w najlepszym razie na osiągnięcie poziomu średniego, a i to jest wątpliwe. Jako gospodarka peryferyjna, neokolonialna, w której bardzo wiele firm kontrolowanych przez kapitał zagraniczny transferuje zyski do central poza Polską, nigdy nie przekroczymy pewnego średniego poziomu. Producent mikroprocesorów zawsze będzie osiągał wyższe stopy zysku niż wytwórca sprzętu AGD. Ponadto wyczerpują się dotychczasowe źródła wzrostu gospodarczego. Przykładowo maleją transfery pieniężne do kraju od Polaków mieszkających i pracujących za granicą. I będzie z tym tylko gorzej, ponieważ wielu naszych rodaków zostaje w Niemczech czy Wielkiej Brytanii na stałe, tam zakłada rodziny i tworzy biznesy. A w niektórych latach to były transfery w wysokości 20–30 mld złotych rocznie. Mój ulubiony student, niezwykle zdolny młody Polak, wyjechał do Londynu, został głównym księgowym w dużej brytyjskiej firmie, zarabia 15 tys. funtów szterlingów miesięcznie, ożenił się z Angielką i rzecz jasna już nigdy nie wróci do Polski.
Czytam, że niektóre urzędy państwowe mają rachunki bankowe w bankach kontrolowanych przez kapitał zagraniczny. No przecież tak nie można...! Na podstawie analizy przebiegu transformacji trzeba sformułować strategię gospodarczą i politykę przemysłową dla Polski, która umożliwi nam wydostanie się z „pułapki średniego dochodu”. Sądząc po liczbie doniesień medialnych na ten temat, świadomość tego problemu bardzo szybko wzrasta. W naszej strukturze dochodu narodowego produkcja przemysłowa stanowi zaledwie 20%, aktywa sektora bankowego w 80–90% są kontrolowane przez kapitał zagraniczny, to samo dotyczy wielkiego handlu. To jest wielka strukturalna patologia polskiej gospodarki.
I jeszcze na koniec drobny kwiatek współczesny:
Wczorajszy dziennik „Fakt” przyniósł wiadomość, której należało się od dawna spodziewać, prezes spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe zarabia 60 tysięcy miesięcznie, jej zarząd liczy już 8 osób (pewnie niewiele gorzej wynagradzanych jak sam prezes), a spółka do tej pory nie może pochwalić się żadnym realnym osiągnięciem, chyba że za takie uznany zaprojektowanie logo dla firmy przez artystę z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Teksty cytuję z dziennika "wPolityce.pl"
Poprzedni post z tego cyklu.
(...)
Często spotykam się z pytaniem, dlaczego w ogóle napisałem "Patologię transformacji? Pada argument: przecież to już historia, życie toczy się dalej, mamy tyle problemów aktualnych, po co rozdrapywać tamte sprawy, zwłaszcza z początkowego okresu polskiej transformacji, stało się, co się stało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię