Dane gospodarcze nie kłamią: w ciągu ostatnich kilku lat Niemcom udało się z Polski zrobić „kraj poddostawców”, zaplecze remontowo-montażowe, rynek zbytu dla ich towarów, niekoniecznie najwyższej jakości i rezerwuarem taniej siły roboczej.
W ubiegłym roku wzrósł poziom eksportu polskiego do RFN i wyniósł on 26,1 procent ogółu polskiego transportu. Jaka jest to skala świadczy fakt, że wartość ta wynosi tyle, ile pięciu kolejnych państw z listy eksporterów razem wziętych: Wielkiej Brytanii, Czech, Francji, Włoch i Rosji.










GUS
GUS

Poziom importu z Niemiec też robi wrażenie; jest on dwa razy wyższy niż import z Chin i Rosji razem wziętych.










GUS
GUS

Można wysnuć hipotezę, że istotnym krajem podlegającym ekspansji gospodarczej Niemiec (miejscem wytwarzania części nadwyżki PNB nad PKB Niemiec) jest Polska
— czytamy w opracowaniu Fundacji Kaleckiego „Kapitał w Polsce XXI wieku. Kapitał zagraniczny: czy jesteśmy gospodarką poddostawcy?”
PNB czyli Produkt Narodowy Brutto różni się tym od Produktu Krajowego Brutto, że powstaje on w kraju i za granicą. PNB jest w Niemczech wyższy od PKB i specjaliści przypuszczają, że tę nadwyżkę generuje właśnie polski sąsiad.
Wielu Polaków podchodzi do tego typu informacji „na luzaka”. A to dlatego, że w głównych telewizjach dane te prezentują i objaśniają bardzo często lobbyści naszego zachodniego sąsiada, pracujący w jego bankach i innych instytucjach finansowych.
Nie mamy więc szans dowiedzieć się, że celem kraju powinno być dążenie do dywersyfikacji powiązań ekonomicznych, bowiem dziś jesteśmy w takiej sytuacji, że Niemcy w razie czego, np. potrzeb politycznych, łatwo poradzą sobie bez nas, zaś my natychmiast popadniemy w poważne problemy, jeśli Berlin zechce nas „ukarać”.
Na dodatek bardzo łatwo stan zależności od uśmiechającego się i poklepującego po plechach sąsiada pogłębia się. Przeciętny Polak omotany jest bowiem propagandą tzw. pojednania i podświadomie myśli, że jeśli nie ono, to… będzie wojna.
A przecież to my powinniśmy być wobec Niemiec „Izraelem”. To nie my powinniśmy być wiecznym petentem, bo mamy rachunki. Nie wszystkie zostały wyrównane. Nie zasłużyliśmy na rolę „popychadła”. Tu nie chodzi nawet o kwestie godnościowe, choć one też są ważne. Chodzi o ekonomię.
Z pozycji poddostawcy taniej pracy i średniozaawansowanej produkcji może być trudno dołączyć do grona krajów wysokorozwiniętych. My już nie staniemy się dużo bogatsi nadal skręcając meble i produkując fotele samochodowe dla niemieckich koncernów
— powiedział dr Adam Leszczyński podczas debaty przez Fundację Kaleckiego.
Ostatnie działania kanclerz Angeli Merkel w sprawie uchodźców, a wcześniej w sprawie kryzysu greckiego pokazuje, że nasz sąsiad jest gotów do wymuszania siłą wszelkich ustępstw od krajów Unii Europejskiej. Przewaga ekonomiczna Niemiec nad Polską, gdy jesteśmy zaledwie jego poddostawcą, a nie równorzędnym partnerem, sprawia - że moc wymuszania znacznie się zwiększa.