czwartek, 29 listopada 2018

Bogusław - odcinek 8


Poprzedni odcinek.


Odcinek  8


Jednak, tym razem, Leszek nie zamierzał łatwo się poddawać.  Od razu pomyślał o Bogusławie i jego talentach.  Namówił Michała na wspólne spotkanie z Bogusławem.  Ten aczkolwiek niechętnie, ale w końcu się zgodził.  Już po kolejnych trzech dniach panowie spotkali się w trójkę w mieszkaniu Leszka.  Bogusław chcąc zrobić dobre wrażenie, przytargał ze sobą litrową flaszkę białego słodkiego Martini.  Dopiero, gdy Leszek rozlał do kieliszków, ten drogi i rzadki wówczas trunek, Bogusław zwracając się z szerokim uśmiechem do Michała, przemówił - co będziemy sobie panować, jestem Bogusław.  Tyle dobrego nasłuchałem się o tobie od Leszka, że bardzo chciałem cię poznać.  Wybacz, że walę tak na ty, ale biorąc pod uwagę okoliczności, chyba się nie obrazisz, co?

Już w połowie flaszki Bogusław w swoim najlepszym stylu, patrząc Michałowi prosto w oczy, można powiedzieć, że robił mu swoisty wykład, na temat wyższości firmy prywatnej nad państwową.  Mówił - wszystko to fajnie co twierdzisz o swojej pracy i na pewno tak jest, ale zastanów się o czym ty mówisz?  Powiedz mi ile ty teraz zarabiasz?  Michał, po chwili, wymienił niemałą jak na tamte warunki kwotę, ale Bogusław skwitował to tylko wzruszeniem ramion i stwierdzeniem - stary, ja nie o takich pieniądzach myślę.  Ja ci gwarantuję, że przy twoich umiejętnościach i takiej praktyce, to ty w ciągu miesiąca zarobisz tyle co w tej twojej firmie zarabiasz przez cały rok.  Popatrz na mnie, ja w ciągu roku kupiłem nowego Fiata z Pewexu i niemało dołożyłem wspólnikowi do Białoruśki.  Kupiłem parę barakowozów, kupę różnych drogich narzędzi, powiększyłem firmę i zatrudniam teraz trzy razy tyle ludzi co rok temu.  Do tego gotówka i to w kwocie, o której teraz wolę nie mówić.  Dodam jeszcze, że moja żona nie pracuje, a żyjemy bardziej niż dostatnio.  Pomyśl ile lat musiałbyś pracować na swojej, wysokiej jak mówisz, posadzie, żeby to wszystko zdobyć.  Do tego pamiętaj, że jak pójdziesz na swoje, to żaden kierownik nie będzie ci zawracał głowy.  Nie będzie na tobie jeździł, nie będzie tobą pomiatał i brał za ciebie nagród.  Olejesz tych swoich wiecznych szefów, których nic od stołka nie oderwie.  Będziesz gościem, a jak tego nie zrobisz, to do końca życia te twoje kierowniki, jakieś Tadeusze, czy Wojtki, będą się tobą wysługiwać, a ty będziesz na nich tyrał jak osioł.  A oni w podziękowaniu, czasami, dadzą ci jakiś medal, albo marną premię.  W tym momencie Michał nie wytrzymał i przerwał Bogusławowi, mówiąc - no nie jest tak źle jak mówisz, w końcu już dosyć wysoko awansowałem i nawet mam szansę na dalszy awans.  Byłem parę lat "na rurze" w Związku Radzieckim i też nieźle tam zarobiłem.  Teraz mam szansę wyjazdu do Iraku i mogę zarobić jeszcze więcej.

Nie jest tak jak mówisz, jest znacznie lepiej.
W perspektywie  kilku lat mogę zostać dyrektorem bydgoskiego oddziału firmy, a potem to nawet kto wie, może i znajdę się w szefostwie całej firmy.  Jednak Bogusław nie dawał za wygraną - no dobra, ale ile te twoje awanse mogą ci przynieść gotówki, a i pewnie do partii będziesz się musiał zapisać bo inaczej nici z poważnych awansów, a z tego co Leszek mi opowiadał to jeszcze nie sprzedałeś swojej skóry tym partyjnym spryciarzom.  Zarobisz może  dziesięć, dwadzieścia procent więcej niż masz teraz.  Nie o tym mówimy.  Ja ci mówię, że ty będziesz zarabiał dziesięć razy tyle co teraz i to na początek.  A z tym Irakiem to daj sobie spokój.   Pojedziesz tam, popracujesz parę miesięcy, złapiesz jakąś cholerną amebę lub inne świństwo, na pewno słyszałeś, że o to nietrudno.   I potem za tych parę dolarów, do tego wypłacanych w jakiś dziwnych bonach, będziesz do końca życia chorował na jakąś dziwaczną, nieznana naszym lekarzom chorobę.  A te nasze konowały ci wtedy nie pomogą.  Za to ci ręczę, a wiem coś o tym od mojego teścia.  Chyba, że wydasz na nich tą całą kasę jaką tam zarobisz, ale po co w takim razie tam jeździć?

Bogusław, z wielkim przekonaniem, jeszcze długo, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, urabiał Michała. Ale trafiła kosa na kamień.  W końcu Leszek oświadczył - dosyć na dzisiaj.  Bo inaczej Michał będzie całkiem skołowany i nie będzie mógł spokojnie, wszystkiego co mówiliśmy, przetrawić, albo w ogóle nie będzie o tym myślał.  Stawiam flaszkę Vinpromu, Martini to nie jest, ale też dobry vermut i zapraszam do zawodów.  Co mówiąc wgrał ze specjalnego magnetofonu do komputera Atari 800XL, bardzo popularną grę o nazwie "River Raid".  Panowie siedli przed telewizorem Videoton i kolejno biorąc joystik do ręki, próbowali zestrzelić jak najwięcej różnych samolotów, łódek, okrętów i pokonać wiele innych przeszkód.  Tak to ich wciągnęło, że zaczęli nawet robić niewielkie zakłady, kto dalej dopłynie.  Dyskusję o "prywatce" postanowili kontynuować na kolejnym spotkaniu, na które umówili się za tydzień.  Przez ten tydzień Michał dostał zadanie, żeby wszystko spokojnie i dogłębnie przemyśleć.

Jednak już następnego dnia i to z samego rana, Bogusław zadzwonił do Leszka i powiedział - strasznie mi się spodobał ten twój kolega Michał, myślę, że nie ma co czekać na spotkanie do przyszłego tygodnia.  Trzeba kuć żelazo póki gorące.  Wczoraj mówił coś o swojej pracy we Fordonie, jak masz czas w poniedziałek to może pojedźmy, tam do niego na tę budowę.  Leszek chwilę pomyślał i odpowiedział - rano muszę pojechać do Torunia, o dziewiątej mam naradę na rozrządówce, ale tak na pierwszą mogę wrócić. Czekaj na mnie na stacji kolejowej na Osiedlu Leśnym, tak parę minut po pierwszej.

I tak to w poniedziałek, wczesnym popołudniem, parę minut przed czternastą, Bogusław z Leszkiem byli już w pobliżu budowy, którą kierował Michał.  Zjechali z ulicy Magazynowej na rozjeżdżoną i błotnistą żwirową drogę i po przejechaniu nią około kilometra, dotarli prawie na sam brzeg głębokiego wykopu.  Zatrzymali samochód na betonowych płytach ułożonych tuż przy jego krawędzi.  Leszek spoglądał spokojnie na to co zobaczył.  Przypomniał sobie jak to prawie siedem lat temu, sam uwijał się jako majster budowy, w tej samej firmie i na podobnej budowie, tylko parę kilometrów od miejsca, w którym stali obecnie.  Natomiast Bogusław wysiadł z samochodu, rozejrzał się dookoła i oniemiał.  W długim, na setki, a szerokim na dwadzieścia pięć i głębokim na ponad dziesięć metrów, wykopie stały jakieś dziwne metalowe formy, wysokie i szerokie na prawie trzy metry.  Do nich za pomocą specjalnych samochodowych pomp, wlewano beton, który przywoziły samochody, zwane, z racji swego kształtu, gruszkami.  Nad wykopem pięć wielkich, gąsienicowych koparek kiwało rytmicznie swoimi długimi, metalowymi ramionami.  Pod te koparki co chwilę podjeżdżały wielkie wywrotki, których było chyba ze dwadzieścia.  Pięć ruchów ramieniem koparki i odjeżdżała pełna wywrotka, a tuż za nią podjeżdżała następna.  Ogromne spycharki przesuwały wielkie zwały ziemi.  Pracowały liczne pompy połączone metalowymi rurami z setkami jakiś dziwnych plastykowych węży.  Pompy te wypompowywały wodę gruntową z dna tych przepastnych, podłużnych dziur w ziemi.

Wokół tego wszystkiego, w zimnie, przy padającym niewielkim, mokrym śniegu, w ogromnym błocie, uwijało się kilkadziesiąt osób.  Całym tym, zdawałoby się ogromnym zamieszaniem, kierował Michał.  Biegał w gumofilcach, wzdłuż wykopu, co chwilę coś krzyczał do ludzi, zatrzymywał samochody, pokazując kierowcom gdzie mają jechać, podchodził do koparek i spycharek, tłumacząc operatorom jak i gdzie mają kopać lub zasypywać.  Sprawdzał jak i w którym miejscu, leją z grubych gumowych węży, beton do wielkich metalowych form i robił jeszcze wiele innych rzeczy.  Leszek podszedł do zaskoczonego jego widokiem Michała i powiedział - cześć, zostaw to na chwilę i chodź do nas, Bogusław chciałby z tobą chwilę pogadać.  Tymczasem Bogusław, ogromnie zaskoczony tym co ujrzał, wrócił szybko do samochodu, wyjął z niego aparat fotograficzny wrócił nad wykop i zaczął robić zdjęcia.

Po kilkunastu minutach zmęczony i wybrudzony Michał podszedł do stojących przy samochodzie, Bogusława z Leszkiem i zapytał - co wy tutaj robicie, przecież umawialiśmy się za tydzień, teraz nie bardzo mam czas na rozmowę.  Mówcie szybko o co chodzi, gdyż zaraz muszę wracać do ludzi.  Coś dzisiaj słabo idzie.  Jak ich dobrze nie dopilnuję to nie skończymy tego co mieliśmy zaplanowane na ten miesiąc.  A i tak już mamy spore opóźnienie w stosunku do planu i z premii mogą być nici.  To zaś niemałe pieniądze i to dla wszystkich z dyrektorami włącznie.

Bogusław prawie przerywając Michałowi, zapytał - a co tutaj się do cholery dzieje, czemu taka zadyma i co to za wielkie formy?  No jak to co, widzisz właśnie jak wykonuje się największy w Bydgoszczy kolektor, zwany kolektorem "B".  Ma on odprowadzić do Wisły wszystkie wody deszczowe z całego Nowego Fordonu, który już za dziesięć lat ma liczyć ponad sto tysięcy mieszkańców.  Później podobno jeszcze więcej - odpowiedział Michał.  Ale przecież w środku tego rurociągu można chyba jeździć ciężarówką, po co to takie wielkie i tak głęboko - dopytywał się Bogusław.  Tak jest zaprojektowany i tak go wykonujemy. Widocznie taki jest potrzebny.  Nie mam jednak czasu teraz na takie pogaduszki, lepiej powiedzcie o co wam chodzi -odparł Michał.




Budowa kolektora "F" w Fordonie.  Rok 1981.

                                    Następny odcinek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię