Poprzedni odcinek.
Odcinek - 9
Przyjechaliśmy tutaj do ciebie, żeby zaraz na gorąco wrócić do wczorajszego tematu, a nie czekać ileś tam dni podczas których będziesz pewnie szukał usprawiedliwień do wycofania się. Chciałem jeszcze raz dzisiaj z tobą pogadać o prywatce, bo przyszły mi do głowy nowe pomysły - gładko skłamał Bogusław. Po czym szybko dodał - jednak widzę, że to ani pora, ani miejsce na taką rozmowę. Proponuję spotkanie dzisiaj wieczorem. Może u Leszka, tak jak poprzednio. Tam na pewno pogadamy spokojniej. Nie ma co czekać tygodniami. Jest masa nowych tematów i okazji. Trzeba je łapać w locie, bo mogą się już nigdy nie powtórzyć. Dobrze, dobrze, postaram się być wieczorem u Leszka. Może tak koło siódmej wieczorem. A teraz żegnam was - powiedział Michał, biegnąc już w stronę ciężarówki, która utknęła w błocie. Leszek z Bogusławem postali jeszcze jakiś czas nad wykopem, w trakcie którego Leszek odpowiadał na wiele pytań Bogusława dotyczących tego co właśnie oglądali. Później wsiedli do samochodu i odjechali z budowy.
Wieczorem, gdy Leszek z Bogusławem byli już po dwóch szklankach żytniej z sokiem pomarańczowym "Dodoni", zjawił się, mocno spóźniony, Michał. Bogusław, przywitał się z nim wylewnie. Poklepywał go i ściskał się z nim kordialnie, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi, znającymi się od lat. Zaraz też nalał mu mocnego drinka i uderzając swoją szklanką o szklankę Michała, powiedział - ale ty masz wielką tą budowę. Nie mogę do teraz się nadziwić. Jak sobie z tym wszystkim dajesz radę? Przecież to przerąbane. I tak codziennie. Cholery można dostać, że też ci się chce i to jeszcze wszystko robisz głównie dla tak zwanej idei. Rozumiem tak zapierdalać dla siebie, ale dla jakiś dyrektorskich premii, z których tobie rzucą jakiś ochłap, to tego nie rozumiem. Pomyśl tylko ile byłoby kasy, gdyby taką robotę wykonywała nasza prywatna firma. Wtedy warto by było się tak męczyć i zapieprzać na okrągło. Ale na razie mam inną ofertę. Proponuję, żebyście z Leszkiem szybko założyli firmę, bo mam już teraz tyle zleceń, że nie mogę się wyrobić. Do tego przed nami jeszcze drugi etap robót na Wagonowni w Inowrocławiu. To też wielkie i korzystne zlecenie. Możemy je zrobić wspólnie. Ja się już nie wyrabiam, a szkoda byłoby gdyby te liczne zlecenia przepadły i żeby zarobił na nich ktoś inny. Teraz jest akurat dobry okres, ale tak zawsze nie będzie. To jak Michał decydujesz się? - wprost zapytał Bogusław.
Michał kompletnie zaskoczony takim obrotem sprawy zaczął coś bąkać o swoich zobowiązaniach, kolejny raz o awansie i wyjeździe do Iraku. Bogusław przerwał mu, mówiąc - ty nie szukaj dla siebie usprawiedliwień, tylko podejmij męską decyzję. Powiedz tak, albo nie. Nie kombinuj i nie klucz, bo albo chcesz i masz przekonanie, albo się boisz i szukasz alibi. Szkoda czasu, mówię ci, trzeba się decydować szybko i iść do przodu, a nie siedzieć na państwowej posadzie i liczyć na cud. Dobrze, dobrze, ale przecież rozmawiamy dopiero drugi raz i to raptem w ciągu trzech dni. Do tego jednym z nich była niedzielę, w którą z powodu ogromnego kaca, nie mogłem nawet dobrze zebrać myśli. Tak naprawdę to nie miałem jeszcze okazji, żeby się na poważnie zastanowić.
W tym momencie swoje trzy grosze wtrącił także Leszek, mówiąc - czasu to za dużo nie mamy i albo coś robimy teraz, albo będzie za późno. Dam ci tylko jeden przykład, dodał, zawracając się do Michała. W ubiegłym tygodniu byłem oczywiście służbowo w Karsznicach, to taka dzielnica Zduńskiej Woli. Jest tam jeden z największych węzłów kolejowych w Polsce i ja tam prowadzę sporo nadzorów. Między innymi nadzoruję roboty na budowie szkoły zawodowej. Na tej budowie już pół roku temu, z powodu braku jak się to mówi mocy przerobowych we firmach państwowych, zatrudniono paru prywaciarzy. Jeden z nich wykonuje instalacje wodociągową, kanalizacyjną i centralnego ogrzewania w dużym, dwupiętrowym budynku.
Z tym wykonawcą miałem już parę razy do czynienia na innych budowach i wszystko było dobrze. Można nawet powiedzieć, że było lepiej niż normalnie. Jednak ostatnio strasznie mnie wkurzył, a jednocześnie zaintrygował i to do tego stopnia, że nawet teraz nie mogę o tym spokojnie myśleć. Dał mi do sprawdzenia kosztorys, który, jak twierdził, wykonał sam. Boże, czego w nim nie było. Błędów ortograficznych jak chudych krów we wielkiej pegeerowskiej oborze. Błędów rachunkowych jeszcze więcej, ale to wszystko nic. Skąd on powymyślał różne pozycje kosztorysu i na jakiej podstawie, to tego się już chyba nigdy nie dowiem. Oddałem mu ten kosztorys i powiedziałem, że ma go wyrzucić do śmieci. Na to on do mnie z pytaniem - to co ja mam teraz zrobić? Odpowiedziałem mu, że ma zlecić wykonanie kosztorysu komuś kto się na tym, chociaż trochę, zna. I wyobraź sobie, że taki człowiek, niby wielki rzemieślnik - fachowiec, a w sumie to chyba zwykły roztropny robotnik, przyjechał pod szkołę, nowiutkim Dużym Fiatem. A po mojej kontroli budowy, wcale nie zrażony uwagami o kosztorysie i nieuctwie, zaprosił mnie na obiad, do marnej co prawda, ale za to ze smacznym jedzeniem, knajpy w Zduńskiej Woli. Pojechałem, bo byłem ciekaw, jak założył tą firmę i jak mu się wiedzie. Wyobraź sobie, że firmę ma już od ponad dwóch lat i bardzo sobie chwali. Zaś tego Fiata kupił raptem miesiąc temu w Pewexie, płacąc za niego prawie trzy tysiące sześćset dolarów. To sobie pomyśl jaka to kasa, jeżeli moja, dobra zresztą pensja, ze wszystkimi dodatkami to raptem czterdzieści dolarów.
Ja na ten i wiele innych przykładów sukcesów prywaciarzy, których roboty od pewnego czasu nadzoruję, już spokojnie nie mogę patrzeć. A przecież mamy jeszcze prawie całkiem świeży przykład naszego kolegi Macieja. Ja jestem zdecydowany. Tylko tak naprawdę to sam boję się otwierać firmę. Wiesz, że nie najlepiej radzę sobie z ludźmi. A to jedna z najważniejszych spraw. W dwójkę, razem z twoimi zdolnościami, to takiego faceta z Karsznic moglibyśmy nakryć kapeluszem po paru miesiącach. Ja ci mówię, Michał ty za dużo nie kombinuj tylko się decyduj.
W tym momencie do pokoju weszła Joanna mówiąc - siadajcie do stołu, zrobiłam na szybko trochę ciepłego jedzenia i skończcie już dzisiaj męczyć Michała. Ustawiwszy na stole smakowite i obfite jedzenie, dodała - lepiej Michał powiedz co u Eli, jak w pracy, jak się czuje i co u dzieci? W ten sposób skierowała rozmowę na inne tory. Panowie pojedli, dopili flaszkę, a na odchodnym, Leszek umówił się z Michałem na sobotę na kolejnego małżeńskiego brydża. Tym razem u Michała. Wtedy też mieli ewentualnie kontynuować dalszą dyskusję na temat co dalej z prywatką.
W tym miejscu warto powiedzieć kilka słów o Michale.
Urodził się i wychował w Janikowie. Szkołę średnią, technikum drogowe, skończył w Mogilnie. Potem wyjechał na dalsze nauki do Bydgoszczy i tutaj osiadł na stałe. W opisywanym okresie Michał miał trzydzieści pięć lat. Był przystojny, miał długie kręcone blond włosy, nosił gęstą brodę i wąsy. Z pod okularów zdecydowanie spoglądały na rozmówcę piwne oczy. Cała jego postawa, a szczególnie, emanujący z niego pewien rodzaj spokoju, wzbudzała zaufanie. Posiadał miły i sympatyczny sposób bycia. W przeciwieństwie do Leszka, nie wyrywał się ze swoimi sądami i opiniami. Raczej zachowywał je dla siebie. Był bardzo koleżeński i powszechnie lubiany. Zresztą tak było również już wcześniej w czasach studenckich. Posiadał kilka cech, które dodatkowo zjednywały mu sympatie otoczenia. Jedną z nich był jego uśmiech. Nie był on tak szeroki i zniewalający jak uśmiech Bogusława. Był raczej dyskretny i spokojny. Pozytywnie nastawiał do niego tych, do których się uśmiechał. Można powiedzieć, że w tym uśmiechu, cała jego twarz się zmieniała. Nagle zazwyczaj poważna, ożywała, oczy nabierały blasku i biła z niej szczerość, wzbudzająca sympatię rozmówcy. Drugą taką cechą był przyjemny tembr jego głosu. Kolejną taką cechą była ogromna, towarzyskość. Szczególnie łatwo można było to zaobserwować podczas różnych imprez i spotkań. Polegała ta towarzyskość między innymi na ciągłym wygłaszaniu toastów i obowiązkowych śpiewach. Michał, chociaż tego starał się nie okazywać, był bardzo ambitny i w skrytości ducha posiadał dalekosiężne plany. Jednak nikomu o nich nie mówił. Miał swoje cele do których uparcie dążył. Poza tym, Michał miał o sobie bardzo dobre mniemanie. Jednak to mniemanie w przeciwieństwie do Leszka, tak jak i swoje ambicje, głęboko skrywał. Nie obce mu także było uczucie zazdrości. A to jak wiemy, u ludzi rozsądnych, jest zawsze jednym z podstawowych motorów napędowych.
Następny odcinek
Odcinek - 9
Przyjechaliśmy tutaj do ciebie, żeby zaraz na gorąco wrócić do wczorajszego tematu, a nie czekać ileś tam dni podczas których będziesz pewnie szukał usprawiedliwień do wycofania się. Chciałem jeszcze raz dzisiaj z tobą pogadać o prywatce, bo przyszły mi do głowy nowe pomysły - gładko skłamał Bogusław. Po czym szybko dodał - jednak widzę, że to ani pora, ani miejsce na taką rozmowę. Proponuję spotkanie dzisiaj wieczorem. Może u Leszka, tak jak poprzednio. Tam na pewno pogadamy spokojniej. Nie ma co czekać tygodniami. Jest masa nowych tematów i okazji. Trzeba je łapać w locie, bo mogą się już nigdy nie powtórzyć. Dobrze, dobrze, postaram się być wieczorem u Leszka. Może tak koło siódmej wieczorem. A teraz żegnam was - powiedział Michał, biegnąc już w stronę ciężarówki, która utknęła w błocie. Leszek z Bogusławem postali jeszcze jakiś czas nad wykopem, w trakcie którego Leszek odpowiadał na wiele pytań Bogusława dotyczących tego co właśnie oglądali. Później wsiedli do samochodu i odjechali z budowy.
Wieczorem, gdy Leszek z Bogusławem byli już po dwóch szklankach żytniej z sokiem pomarańczowym "Dodoni", zjawił się, mocno spóźniony, Michał. Bogusław, przywitał się z nim wylewnie. Poklepywał go i ściskał się z nim kordialnie, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi, znającymi się od lat. Zaraz też nalał mu mocnego drinka i uderzając swoją szklanką o szklankę Michała, powiedział - ale ty masz wielką tą budowę. Nie mogę do teraz się nadziwić. Jak sobie z tym wszystkim dajesz radę? Przecież to przerąbane. I tak codziennie. Cholery można dostać, że też ci się chce i to jeszcze wszystko robisz głównie dla tak zwanej idei. Rozumiem tak zapierdalać dla siebie, ale dla jakiś dyrektorskich premii, z których tobie rzucą jakiś ochłap, to tego nie rozumiem. Pomyśl tylko ile byłoby kasy, gdyby taką robotę wykonywała nasza prywatna firma. Wtedy warto by było się tak męczyć i zapieprzać na okrągło. Ale na razie mam inną ofertę. Proponuję, żebyście z Leszkiem szybko założyli firmę, bo mam już teraz tyle zleceń, że nie mogę się wyrobić. Do tego przed nami jeszcze drugi etap robót na Wagonowni w Inowrocławiu. To też wielkie i korzystne zlecenie. Możemy je zrobić wspólnie. Ja się już nie wyrabiam, a szkoda byłoby gdyby te liczne zlecenia przepadły i żeby zarobił na nich ktoś inny. Teraz jest akurat dobry okres, ale tak zawsze nie będzie. To jak Michał decydujesz się? - wprost zapytał Bogusław.
Michał kompletnie zaskoczony takim obrotem sprawy zaczął coś bąkać o swoich zobowiązaniach, kolejny raz o awansie i wyjeździe do Iraku. Bogusław przerwał mu, mówiąc - ty nie szukaj dla siebie usprawiedliwień, tylko podejmij męską decyzję. Powiedz tak, albo nie. Nie kombinuj i nie klucz, bo albo chcesz i masz przekonanie, albo się boisz i szukasz alibi. Szkoda czasu, mówię ci, trzeba się decydować szybko i iść do przodu, a nie siedzieć na państwowej posadzie i liczyć na cud. Dobrze, dobrze, ale przecież rozmawiamy dopiero drugi raz i to raptem w ciągu trzech dni. Do tego jednym z nich była niedzielę, w którą z powodu ogromnego kaca, nie mogłem nawet dobrze zebrać myśli. Tak naprawdę to nie miałem jeszcze okazji, żeby się na poważnie zastanowić.
W tym momencie swoje trzy grosze wtrącił także Leszek, mówiąc - czasu to za dużo nie mamy i albo coś robimy teraz, albo będzie za późno. Dam ci tylko jeden przykład, dodał, zawracając się do Michała. W ubiegłym tygodniu byłem oczywiście służbowo w Karsznicach, to taka dzielnica Zduńskiej Woli. Jest tam jeden z największych węzłów kolejowych w Polsce i ja tam prowadzę sporo nadzorów. Między innymi nadzoruję roboty na budowie szkoły zawodowej. Na tej budowie już pół roku temu, z powodu braku jak się to mówi mocy przerobowych we firmach państwowych, zatrudniono paru prywaciarzy. Jeden z nich wykonuje instalacje wodociągową, kanalizacyjną i centralnego ogrzewania w dużym, dwupiętrowym budynku.
Z tym wykonawcą miałem już parę razy do czynienia na innych budowach i wszystko było dobrze. Można nawet powiedzieć, że było lepiej niż normalnie. Jednak ostatnio strasznie mnie wkurzył, a jednocześnie zaintrygował i to do tego stopnia, że nawet teraz nie mogę o tym spokojnie myśleć. Dał mi do sprawdzenia kosztorys, który, jak twierdził, wykonał sam. Boże, czego w nim nie było. Błędów ortograficznych jak chudych krów we wielkiej pegeerowskiej oborze. Błędów rachunkowych jeszcze więcej, ale to wszystko nic. Skąd on powymyślał różne pozycje kosztorysu i na jakiej podstawie, to tego się już chyba nigdy nie dowiem. Oddałem mu ten kosztorys i powiedziałem, że ma go wyrzucić do śmieci. Na to on do mnie z pytaniem - to co ja mam teraz zrobić? Odpowiedziałem mu, że ma zlecić wykonanie kosztorysu komuś kto się na tym, chociaż trochę, zna. I wyobraź sobie, że taki człowiek, niby wielki rzemieślnik - fachowiec, a w sumie to chyba zwykły roztropny robotnik, przyjechał pod szkołę, nowiutkim Dużym Fiatem. A po mojej kontroli budowy, wcale nie zrażony uwagami o kosztorysie i nieuctwie, zaprosił mnie na obiad, do marnej co prawda, ale za to ze smacznym jedzeniem, knajpy w Zduńskiej Woli. Pojechałem, bo byłem ciekaw, jak założył tą firmę i jak mu się wiedzie. Wyobraź sobie, że firmę ma już od ponad dwóch lat i bardzo sobie chwali. Zaś tego Fiata kupił raptem miesiąc temu w Pewexie, płacąc za niego prawie trzy tysiące sześćset dolarów. To sobie pomyśl jaka to kasa, jeżeli moja, dobra zresztą pensja, ze wszystkimi dodatkami to raptem czterdzieści dolarów.
Ja na ten i wiele innych przykładów sukcesów prywaciarzy, których roboty od pewnego czasu nadzoruję, już spokojnie nie mogę patrzeć. A przecież mamy jeszcze prawie całkiem świeży przykład naszego kolegi Macieja. Ja jestem zdecydowany. Tylko tak naprawdę to sam boję się otwierać firmę. Wiesz, że nie najlepiej radzę sobie z ludźmi. A to jedna z najważniejszych spraw. W dwójkę, razem z twoimi zdolnościami, to takiego faceta z Karsznic moglibyśmy nakryć kapeluszem po paru miesiącach. Ja ci mówię, Michał ty za dużo nie kombinuj tylko się decyduj.
W tym momencie do pokoju weszła Joanna mówiąc - siadajcie do stołu, zrobiłam na szybko trochę ciepłego jedzenia i skończcie już dzisiaj męczyć Michała. Ustawiwszy na stole smakowite i obfite jedzenie, dodała - lepiej Michał powiedz co u Eli, jak w pracy, jak się czuje i co u dzieci? W ten sposób skierowała rozmowę na inne tory. Panowie pojedli, dopili flaszkę, a na odchodnym, Leszek umówił się z Michałem na sobotę na kolejnego małżeńskiego brydża. Tym razem u Michała. Wtedy też mieli ewentualnie kontynuować dalszą dyskusję na temat co dalej z prywatką.
W tym miejscu warto powiedzieć kilka słów o Michale.
Urodził się i wychował w Janikowie. Szkołę średnią, technikum drogowe, skończył w Mogilnie. Potem wyjechał na dalsze nauki do Bydgoszczy i tutaj osiadł na stałe. W opisywanym okresie Michał miał trzydzieści pięć lat. Był przystojny, miał długie kręcone blond włosy, nosił gęstą brodę i wąsy. Z pod okularów zdecydowanie spoglądały na rozmówcę piwne oczy. Cała jego postawa, a szczególnie, emanujący z niego pewien rodzaj spokoju, wzbudzała zaufanie. Posiadał miły i sympatyczny sposób bycia. W przeciwieństwie do Leszka, nie wyrywał się ze swoimi sądami i opiniami. Raczej zachowywał je dla siebie. Był bardzo koleżeński i powszechnie lubiany. Zresztą tak było również już wcześniej w czasach studenckich. Posiadał kilka cech, które dodatkowo zjednywały mu sympatie otoczenia. Jedną z nich był jego uśmiech. Nie był on tak szeroki i zniewalający jak uśmiech Bogusława. Był raczej dyskretny i spokojny. Pozytywnie nastawiał do niego tych, do których się uśmiechał. Można powiedzieć, że w tym uśmiechu, cała jego twarz się zmieniała. Nagle zazwyczaj poważna, ożywała, oczy nabierały blasku i biła z niej szczerość, wzbudzająca sympatię rozmówcy. Drugą taką cechą był przyjemny tembr jego głosu. Kolejną taką cechą była ogromna, towarzyskość. Szczególnie łatwo można było to zaobserwować podczas różnych imprez i spotkań. Polegała ta towarzyskość między innymi na ciągłym wygłaszaniu toastów i obowiązkowych śpiewach. Michał, chociaż tego starał się nie okazywać, był bardzo ambitny i w skrytości ducha posiadał dalekosiężne plany. Jednak nikomu o nich nie mówił. Miał swoje cele do których uparcie dążył. Poza tym, Michał miał o sobie bardzo dobre mniemanie. Jednak to mniemanie w przeciwieństwie do Leszka, tak jak i swoje ambicje, głęboko skrywał. Nie obce mu także było uczucie zazdrości. A to jak wiemy, u ludzi rozsądnych, jest zawsze jednym z podstawowych motorów napędowych.
Następny odcinek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię