Poprzedni odcinek
Odcinek - 10
W sobotni wieczór, Joanna z Leszkiem spotkali się z Elżbietą i Michałem. W dużym, ładnie i dostatnio urządzonym mieszkaniu gospodarzy, na bydgoskim Wzgórzu Wolności, zasiedli do brydża. Było krótko przed godziną dwudziestą. Gra się jednak nie kleiła, panowie, co chwilę wracali do dyskusji o prywatce zamiast się koncentrować na licytacji i rozgrywce. W końcu, po prawie dwóch godzinach gry, w trakcie której panie wielokrotnie zwracały im uwagę, że teraz to gramy, a gadać to sobie mogą później, panie się definitywnie zbuntowały i gra została przerwana. Żony się obraziły się na dobre i powędrowały do kuchni. Usiadły przy stole i oświadczyły - wrócimy jak skończycie te wasze rozmowy.
Niestety lub na szczęście, tego wieczoru dalszej gry w brydża już nie było. Była za to długa i szczera, a być może w dużym stopniu decydująca o ich dalszych losach, rozmowa. Zaczęła się jednak niewinnie. Jak tylko panie wyszły, Michał nalał kolejnego, mocnego drinka i powiedział - niech baby siedzą w tej kuchni, a my pogramy sobie teraz w kupki. Kupki to taka specyficzna gra w karty, polegająca na tym, że dzieli się całą talię kart na kilka lub kilkanaście kupek, w zależności od liczby graczy. Karty są zasłonięte i każdy z grających kładzie na wybraną przez siebie kupkę, uzgodnioną kwotę pieniędzy. Ten u którego na spodzie kupki, po jej odwróceniu, jest najwyższa karta, liczona według zasad ważności jak w brydżu, ten zgarnia pieniądze ze wszystkich kupek. Michał był, że się tak wyrazimy, wybitnym specjalistą w tej grze. Zawsze jak sobie dobrze popił i gdy głównie z tego powodu kończyło się normalne granie w brydża, musiało być rozegranych przynajmniej kilkanaście kolejek kupek. Tak było i tym razem.
Panowie pograli około pół godziny, przy czym Michał, przeważnie wygrywając, ciągle powiększał stawki. W końcu tak trochę dla żartu, a może bardziej na poważnie, trudno to obecnie jednoznacznie stwierdzić, zaproponował - zagramy w kupki o tą prywatkę. Podzielimy całą talię na trzy kupki i jeżeli ta którą obstawię będzie najwyższa, to wchodzę w ten interes. Mówił to, jak na pewien stan nieważkości, w którym panowie się już znajdowali, bardzo przekonująco i wyjątkowo poważnie. Leszek potasował karty i podzielił je na trzy kupki. Michał obstawił jedną z nich. Po jej odkryciu okazało się , że na spodzie znajduje się as pik, czyli najwyższa możliwa karta. Był w tym jakiś znak, czy też może tylko kolejny zwykły przypadek? Trudno powiedzieć. Tak się jednak stało i ten moment był brzemienny w skutkach dla michałowej decyzji. Po tym zadziwiającym ostatnim rozdaniu zrobiła się jakaś dziwna, niesamowita atmosfera. Atmosfera do szczerej, otwartej i zdecydowanej rozmowy. Panie jakby coś przeczuwały, ponieważ właśnie w tym momencie wróciły z kuchni i potoczyła się wspólna, wartka rozmowa.
Padało wiele słów, argumentów, opinii, jednak czuło się, że Michał podjął już decyzję. Tylko teraz sam siebie musiał jeszcze do niej przekonać i przekonać musiał też do niej, swoją żonę. Po paru godzinach tej nieplanowanej, ale gorącej dyskusji i wypiciu kolejnych kilku drinków, Leszek wychodził od Michała z głębokim przekonaniem, że niebawem, wspólnie otworzą zakład rzemieślniczy. Jednak jak czas pokazał, że nie było to takie proste.
W mroźny styczniowy poniedziałek Michał i Leszek spotkali się w mieszkaniu Leszka, na bydgoskim Szwederowie. Blok Leszka sąsiadował z lotniskiem wojskowym i z balkonu na czwartym piętrze można było dostrzec nawet szczegóły techniczne startujących samolotów. Tego dnia na lotnisku odbywały się intensywne szkolenia pilotów. Przy niesamowitym wprost, huku szczególnie wielkim w momencie włączania tak zwanych dopalaczy, co rusz startujących samolotów bojowych, spisali umowę spółki. O sposobie i formie jej spisania zasięgnęli wiedzy u jednej ze swoich koleżanek, która była mecenasem. Celem zawarcia spółki, jak to określili w tej spisanej umowie, miało być prowadzenie wspólnej działalności rzemieślniczej w branży instalatorstwo sanitarne.
Zanim jednak umowę spisali to najpierw parę godzin dyskutowali i spierali się, czy wpisać również inne budowlane specjalności, jak malarstwo i tapeciarstwo, czy roboty ogólno budowlane lub inne. Ale w końcu biorąc pod uwagę swoje doświadczenie zawodowe postanowili pozostać tylko na tej pierwszej specjalności. Wreszcie po uzgodnieniu wszystkich kwestii i szczegółów, podpisali stosowne dokumenty.
Następnego dnia, wczesnym popołudniem, udali się z tą umową do Urzędu Miasta, żeby złożyć wniosek o wydanie zezwolenia na prowadzenie działalności rzemieślniczej. Wypełnili niezbędne druki, przykleili do nich wymagane znaczki skarbowe i wnieśli żądaną opłatę. Teraz pozostawało im tylko czekać na decyzję stosownego urzędnika.
W tym momencie już trochę poczuli się prywaciarzami. Zadowoleni ze swoich zdecydowanych działań, poszli to oblać do pobliskiej, wspomnianej już, winiarni Piwnicznej. Prowadząc sympatyczną i optymistyczną rozmowę, wypili po trzy szklanki białego ciociosanu, a potem w dobrych humorach, tuż przed zamknięciem winiarni, udali się do swoich domów.
Następny odcinek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię