sobota, 8 sierpnia 2020

Moje podróże - 21 część 3

W drodze powrotnej z Volterry zajechaliśmy do dziwnego miasteczka o nazwie Monteregioni.  Jest to raptem kilkadziesiąt domów wybudowanych na kilku krótkich uliczkach.  Miasteczko położone jest na wysokim wzgórzu i otoczone jest grubymi i wysokimi murami obronnymi z czternastoma wieżami.  O tym miejscu wspominał już Dante w swojej "Boskiej komedii" pisząc - " Otaczały go sznury jak wały i wieże otaczają Monteregioni".  Miasteczko to zbudowano w XII wieku.

Fragment Monteregioni.  W głębi jedna z 14 wież.

Następnego dnia czyli w poniedziałek poszliśmy na spacer śladem największych zabytków Sieny.  Najpierw oglądaliśmy, słynną katedrę Duomo, a potem poszliśmy na wspomniany już centralny plac Sieny (wyłożony cegłami) i tutaj wspiąłem się po stromych i niezliczonych schodach na wysokość 102 metrów czyli na szczyt wieży dominującej nad Siena i jej okolicą.  (bilet 8 tys. L.).  Można tutaj poczuć ducha Toskanii.  Wieżę zbudowano w XII wieku, a roztacza się z niej widok na wiele kilometrów i to na każdą stronę Toskanii.



Niestety po tych dwóch wspaniałych dniach spotkała nas bardzo przykra przygoda

Po powrocie do mieszkania położonego w centrum Sieny, które to mieszkanie wynajmowała moja córka, stwierdziliśmy brak samochodu zaparkowanego za zgodą właścicielki domu na parkingu pod tym domem.  Wpadliśmy w rozpacz bo sądziliśmy, iż kupiony parę miesięcy wcześniej w salonie samochodowym nowy luksusowy samochód padł ofiara lokalnych złodziei.

Oczywiście zaraz udaliśmy się na najbliższy posterunek policji gdzie się dowiedzieliśmy, że to ta lokalna policja miejska wywiozła nasz samochód na parking pod Sieną ponieważ nie mieliśmy abonamentu na parkowanie w centrum, a zgoda właścicielki domu nie miała żadnego znaczenia.  Był to rok 1999 i u nas jeszcze takich cyrków z parkowaniem nie było dlatego też w żaden sposób nie spodziewaliśmy się takiej sytuacji.

Później owa właścicielka domu powiedziała nam, że to na pewno jakiś złośliwy sąsiad widząc polskie tablice rejestracyjne doniósł do policji, gdyż twierdziła, że różni już tutaj bez pozwolenia parkowali, ale ich samochodów nie odholowano za miasto.

Na policji zażądano od nas 200 tys. L (ponad 400 zł), a po długich dyskusjach mojej córki z komendantem owego posterunku i w uznaniu za jej znajomość języka włoskiego, komendant łaskawie obniżył ową opłatę o połowę.  Tą kwotę gotówka na miejscu zapłaciłem.

Na drugi dzień wcześnie rano pojechaliśmy miejskim autobusem pod wskazany przez policję adres (o nawigacji nikt jeszcze nie miał najmniejszego pojęcia).  Okazało się, że był to taki adres, że nawet kierowca autobusu od lat kursujący na tej trasie nie miał pojęcia gdzie to jest.  Po licznych zapytaniach wreszcie trafiliśmy do warsztatu, gdzie na parkingu stał nasz samochód.   Tutaj okazało się, że także musimy zapłacić 100 tys. L i o żadnym targowaniu nie było mowy.  Po kilkunastominutowej pyskówce zapłaciłem żądaną kwotę i wreszcie z ogromna ulgą opuściliśmy ten niegościnny warsztat, a niedługo potem, po paru to niegościnne miasto chociaż piękne miasto

Pojechaliśmy w kierunku Rzymu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię