sobota, 1 sierpnia 2020

Moje podróże - 21 część 2

Przejechałem przez Austrię.  Była noc i zaryzykowałem przejazd bez obowiązkowej opłaty.  A potem po przejechani (jeszcze wówczas bez opłaty) przełęczy Brenneńskiej, znalazłem się w Italii, gdzie przywitały mnie parogodzinne korki na autostradzie i ulewny deszcz.

Około 21.00 w sobotę, (po 26  godzinach - z tego 2,5 godziny na granicy i min. 2 godz. w korkach)  dojechałem do Sieny odległej od Bydgoszczy o ponad 1600 km.   Za około 400 km jazdy autostradą we Włoszech zapłaciłem 42,5 tys. L. (1000 L to około 2,3 zł.  i chociaż od 01.01.1999 roku w Italii wprowadzono euro to jednak w całej naszej podróży nie spotkałem się z cenami w euro) i
znalazłem, po ponad półgodzinnym szukaniu, wreszcie dom, w którym mieszkała moja córka.

W Sienie jest bardzo ładnie.  Jeszcze w sobotę późnym wieczorem czyli w dniu mojego przyjazdu, poszliśmy na Campo (centralny plac).  Jest to największy rynek w Italii (nie cierpię słowa Włochy).  To tutaj dwa razy do roku w dniach drugi lipca i szesnasty sierpnia odbywają się słynne na cały Świat wyścigi konne pod  nazwą Palio di Siena.  Odbywają się one już od wczesnego średniowiecza.  W tych wyścigach rywalizują ze sobą dzielnice Sieny czyli kontrady.

Na tym słynnym placu wypiłem drinka Martini (40 ml Martini, lód, cytryna), którego cena znacznie przekraczała (jak się później okazało)  cenę 1000 ml Martini w normalnym sklepie.

Fundowała moja córka.  Atmosfera była wspaniała.  Plac pełen ludzi.  Pogoda cudowna.  I ja z moją córką.  Nigdy tak nie smakowało mi Martini jak wówczas, chociaż do dzisiaj jestem wielbicielem tego trunku.



W niedzielę pojechaliśmy do miasta Volterra.  Znajduje się ono około 60 km od Sieny.

Jest to słynne miasto ze starożytnym amfiteatrem i licznymi śladami tajemniczej kultury Etrusków.  To jedno z ośmiu miast tej tajemniczej cywilizacji Półwyspu Apenińskiego.

Akurat tej niedzieli było doroczne święto miasta.  Odbywały się pochody  licznych mieszkańców w historycznych strojach przedstawiające minione epoki, a towarzyszyły temu dźwięki werbli i innych instrumentów.  Atmosfera była tajemnicza i podniosła.



Kupiłem w etruskim sklepie (jak głosił szyld) za sporą kwotę, piękny dzwoneczek z etruskimi motywami.  Ten dzwonek stał się moim swoistym talizmanem.  A dzwoneczki z różnych stron i miejsc kolekcjonuję od wielu lat.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię