Po latach uczestnictwa w różnych forach postanowiłem zostawić trochę inny, bardziej refleksyjny ślad moich przemyśleń, przemyśleń życiowego realisty z dużą dozą krytycyzmu i domieszką melancholii. Chciałbym także zaprezentować trochę różnych pamiątek z minionych lat, głównie związanych z Bydgoszczą, ale nie tylko. Ponadto pragnąłbym w trochę nietypowy sposób prezentować niektóre bieżące i minione wydarzenia oraz zaprezentować różne swoje uwagi i spostrzeżenia. Temu ma służyć ten blog.
niedziela, 4 maja 2014
Leszek - odcinek 9
Poprzedni odcinek.
Leszek odcinek - 9
Ciąg dalszy okresu organizacyjnego.
Oprócz takich zwyczajnych akcji typu tych wyżej opisanych czy zbierania butelek, albo makulatury, z czasem, głównie pomysłowość Gracjana, podsuwała akcje bardziej ryzykowne i to takie na pograniczu prawa, których jednak, ani Leszek, ani Gracjan tak nie traktowali. Dla nich to były przygody, swoiste wyprawy po przysłowiowe złote runo, oczywiście w powiatowym wydaniu. Pierwszą taką ryzykowną wyprawą była wyprawa po jajka do kurnika stojącego w ogrodzie w pobliżu wielkiego silosu zbożowego. Mama Gracjana była znajomą właścicielki kurnika i jednego razu wysłała go, aby nabył mendel jajek od tej jej znajomej. Ta z kolei kazała Gracjanowi iść do kurnika i osobiście wybrać sobie jajka. Po tym zdarzeniu Gracjan zaczął przemyśliwać jak samemu zdobyć jajka i potem je sprzedawać na targowisku. W ten sposób, pewnego wczesnego czwartkowego sierpniowego poranka poszli Leszek i Gracjan na wyprawę po jajka. Ze sobą wzięli siatkę na zakupy i parę starych gazet, głównie Ekspresów Poznańskich, którą to gazetę namiętnie czytywał ojciec Leszka. Przeszli przez dziurę w płocie, podeszli do zamkniętego kurnika i Gracjan zarządził: - ja wejdę do środka przez ten mały kwadratowy otwór, którym kury wchodzą i wychodzą , a ty stój tutaj, obserwuj czy ktoś nie idzie, odbieraj jajka, które ci będę podawał, zawijaj je w kawałki gazet i pakuj do siatki. Leszek do dzisiaj nie może się nadziwić w jaki sposób ten Gracjan przecisnął się przez owo niewielkie drewniane okienko i to w obie strony. W każdym razie, ponieważ kur w tym kurniku było sporo to zebrali z sobą około pięćdziesięciu jajek, które jeszcze tego samego dnia, przed lekcjami, sprzedali na miejscowym targowisku, biorąc trochę niższą cenę niż inni sprzedający.
Taką akcję powtórzyli, w sporym odstępie czasu, jeszcze dwa razy, a potem Gracjan wpadł na pomysł, aby nie brać jajek tylko kury. Bo przecież za trzy kury dostana pięć razy tyle pieniędzy co za pięćdziesiąt jaj. Jednego późnego październikowego wieczora zabrali ze sobą na wyprawę worek od ziemniaków i z tym workiem Gracjan ponownie wślizgnął się do kurnika. Najpierw złapał jedną kurę i zaczął pakować ja do worka, a ta jak się rozgdakała to, aż się przestraszył. Zaraz zaczęły gdakać inne kury, a potem szczekać psy, a po chwili również było już słychać jakieś podniesione ludzkie głosy. Gracjan pomimo ponagleń Leszka, przestraszonego takim obrotem sprawy, zdołał wpakować do worka jeszcze druga kurę i wyjść z kurnika w momencie, gdy od strony domu znajdującego się kilkadziesiąt metrów dalej, zaczynał ktoś nadchodzić. Puścili się w szaleńczą ucieczkę, a za sobą słyszeli tylko jakieś krzyki i szczekanie psów. Przerażeni pobiegli znacznie dalej niż do swoich ogrodów nie chcąc ujawnić ewentualnemu pościgowi kim są. Na szczęście nikt ich nie gonił. Jeszcze godzinę błądzili po nadrzecznych ogrodach, aż w końcu schowali zawiązany worek z kurami w odległym końcu gracjanowego ogrodu i przestraszeni poszli do swoich domów. Rano następnego, dnia, w dzień targowy, sprzedali tanio obie kury i tak zakończyły się ich wyprawy.
Potem przyszedł okres intensywnych gier.
Gracjan był mistrzem grania w pieniądze. Gry polegały na odbijaniu drobnych monet od ściany tak, aby moneta kolejnego rzucającego znalazła się najbliżej poprzedniej monety. Odległość mierzyło się rozwartą dłonią lub palcami w zależności od jej wielkości. Drugą taką grą było spuszczanie monet z wysokości brzucha tak, aby jedna moneta spadła na drugą i przynajmniej częściowo ją zahaczyła. Gracjan tak się wyrobił w tych grach, że potrafił wygrać czasami jednego dnia i dwadzieścia złotych, a przecież grali głównie monetami o nominałach dziesięciu i dwudziestu groszy. W szkole i na okolicznych podwórkach nie miał sobie równych. Grywali także w karty. Głównie w tysiąca. Czterech graczy składało się po złotówce i zwycięzca zabierał całą pulę. Grywali też w karty w sześćdziesiąt sześć, makao oraz bardzo popularną grę lokalną zwaną "baśka". Niestety Leszek nie miał ani specjalnych umiejętności do tych gier, ani też specjalnego szczęścia i coraz bardziej zaczął unikać tych zabaw. Gracjan zaś przeciwnie.
Po tym okresie przyszedł na Gracjana okres malarski.
Jak już wspomniano - miał ten chłopak wiele talentów w tym także talent do ślicznego rysowania i malowania. Jednego razu namalował na kawałku brystolu śliczną Marię z Jezusem, w żywych, intensywnych kolorach. Leszek wpadł na pomysł, żeby to spróbować sprzedać na jarmarku i tak też się stało. Wiele za ten obrazek nie dostali, ale dla Gracjana był to początek jego kariery jako malarza w odróżnieniu od kariery pisarza, którym już przecież kiedyś był. Dlatego zaczął malować kiedy miał tylko trochę wolnego czasu, a malował na czym tylko się dało. Malował na desce wypolerowanej glanz papierem, na kartonach po różnych opakowaniach, na sklejkach, które można było zorganizować w pobliskiej fabryce mebli, a także na kartkach z bloków rysunkowych i na arkuszach brystolu. Malował co się tylko dało i nie był podatny na sugestie co i jak ma namalować. Głównie były to obrazy religijne, które kopiował z popularnych malowideł wiszących nad łóżkami w każdym nieomalże domu. Ale także malował widoki przyrody, sceny z książek indiańskich i kowbojskich, a nawet portrety i różne laurki. Jednak sprzedaż tej jego twórczości szła słabo dlatego po paru miesiącach zaczął coraz mniej tworzyć twierdząc, że jak w przyszłości pójdzie do szkoły plastycznej i opanuje różne techniki malarskie to na pewno osiągnie sukces, a na razie zadowoli się tym co już namalował tak samo jak tym co już napisał.
To również dzięki Gracjanowi Leszek zapalił pierwszego w swoim życiu papierosa, a było to we wakacje pomiędzy siódmą, a ósmą klasą. Oboje lubili często wpadać do kawiarni Kolorowa, która mieściła się na ulicy Szerokiej, niedaleko od miejsca ich zamieszkani. Wypijali tam oranżadę w szklankach, albo jedli lody w pucharkach, które pani nabierała specjalną łyżką z wielkiego termosu i dodawała do nich sporą porcję bitej śmietany. Jak byli przy kasie to kupowali sobie kruszon i ciastka tortowe. Ta kawiarnia składała się z dwóch pomieszczeń i jak bufetowa podawała w drugiej sali, a w ciągu dnia obsługiwała tylko jedna osoba, dopiero wieczorem było ich więcej, to przy otwartym bufecie nikogo nie było. Dlatego też jak weszli w owo sierpniowe południe do kawiarni to zauważyli, że w pierwszym pomieszczeniu nie ma żadnych klientów, a wejście za bufet jest otwarte, zaś po drugiej jego stronie leżą różne papierosy. Gracjan niewiele się zastanawiając wszedł za bufet, zgarnął dwie paczki carmenów po czym pociągnął Leszka do wyjścia. Wyszli z kawiarni spokojnie przez nikogo nie zauważeni i poszli nad pobliską Wełnę popalić tych carmenów.
W ten sposób Leszek pierwszy raz w życiu palił papierosa nie bardzo wiedząc jak to robić, słuchając przy tym rad Gracjana. W następstwie tego palenia przez trzy dni bolała go głowa i to zniechęciło go do palenia już na całe życie.
Z Gracjanem wiąże się Leszkowi jeszcze wiele innych wspomnień oraz najróżniejszych przeżyć i pomimo smutnych jego późniejszych losów, zawsze został w w pamięci Leszka jako wspaniały kolega, kumpel i przyjaciel jego młodzieńczych lat.
Następny odcinek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię