sobota, 6 marca 2021

Opowiadanie 2

Byłem pasjonatem starej broni i to głównie tej z okresu II Wojny Światowej.  Dzięki tej mojej pasji w jakimś specjalistycznym czasopiśmie przeczytałem, że w czasie tej wojny w Bydgoszczy mieszkał i pracował profesor Ludwig Vogel.  Specjalizował się on w absolutnie wówczas nowatorskiej dziedzinie jaką były lasery.  Profesor Vogel był wielkim uczonym i wcześniej pracował na słynnym uniwersytecie w Heidelbergu, gdzie na równie sławnym wydziale fizyki dokonał wielu odkryć w dziedzinie optyki.  Już na kilka lat przed wojną ogromnie zainteresowały go możliwości fizyczne spójnego światła monochromatycznego.  Jako pierwszy odkrył potęgę niszczącą takiej wiązki światła.  Swoje prace opisał w skrypcie, który dla niepoznaki zatytułował - "Dziwne właściwości białego światła".  Po jakimś czasie wydrukował już, trochę poprawioną wersję książkową i pięknie ja oprawił.  A spisał swoją wiedzę na kartkach ze znakami firmowymi, firmy AEG Farben.

Ponieważ nie był entuzjastą faszyzmu, ale był niemieckim patriotą, dlatego wiedzę chciał zachować, ale jej w obliczu zbliżającej się wojny, nie ujawniać.  Bo zdawał sobie sprawę z faktu, że gdyby ujawnił to co odkrył  to mogłaby powstać nowa potężna broń.  Wiedział, że teoretyczne możliwości lasera są ogromne, który gdyby był we właściwej obudowie i potrafiono by zasilać laser odpowiedniej mocy energia elektryczną to mógłby, czy to z samolotu, czy za pomocą odpowiednio wysokich wież lub terenowych punktów zniszczyć praktycznie każdy wojskowy lub cywilny cel.

Na początku wojny ten czterdziestoparoletni mężczyzna dotychczas silny i zdrowy nagle się rozchorował.  Nawet groziła mu śmierć.  Jego żona Elke pochodząca z zamożnej, adwokackiej niemieckiej rodziny od pokoleń osiadłej w Bydgoszczy postanowiła wywieźć go do swojego rodzinnego miasta, aby tutaj w spokoju, wśród pięknych lasów, w oddali od zawodowego środowiska i związanych z tym problemów spróbować go wyleczyć.  Łono licznej rodziny żony, ich koneksje i majątek miały mu zapewnić najlepszą opiekę i przywrócić jak najszybciej utracone siły.  A wyjazd ten był potrzebny także z innego powodu.  Otóż na swoim macierzystym wydziale uniwersyteckim chociaż był bardzo ceniony jako genialny wprost fizyk to niestety miał opinię swoistego dziwaka co również mogło być jedną z przyczyn jego choroby.

Już po paru miesiącach samopoczucie pana profesora znacznie się poprawiło, a następne parę miesięcy spacerów po lasach i okolicy, regularne pływania kajakiem, kąpiele w rzece, gimnastyki i inne zajęcia fizyczne spowodowały, że wrócił do poprzedniej swojej kondycji.  Tej kondycji przed chorobą. 

Po tym pełnym  powrocie do zdrowia pan profesor ponownie zabrał się do swoich badań, ale z braku wyposażenia swojej uniwersyteckiej pracowni były to badania głównie teoretyczne.  Te rozważania, wyliczenia i pomysły przyniosły ogromny postęp dotyczący praktycznego wykorzystania laserów.  Była połowa 1941 roku kiedy to Niemcy napadły na ZSSR i pan profesor jeszcze bardziej bał się, aby jego odkrycia nie zostały wykorzystane na tej ciągle rozszerzającej się wojnie.  Jeszcze raz i to znacznie bardziej niż poprzednio zakamuflował i ukrył efekty swojej wieloletniej pracy w fabrycznym katalogu firmy AEG Farben dodatkowo pomieszał swoje wyniki z artykułami na inne tematy i z typową zawartością folderów firmy AEG.  Sądził i to pewnie nie bezpodstawnie, że gdy kiedyś ktoś się natknie na ów katalog to będzie miał duże kłopoty, aby w pełni zrozumieć jego zawartość.

Niestety pod koniec wojny pan profesor zapadł ponownie na ta samą co poprzednio chorobę i po paru miesiącach chorowania zmarł.

Elke czyli żona profesora przeżyła go aż o czterdzieści lat.  Wszystkie te lata spędziła mieszkając w jednej z wilii na bydgoskiej Sielance.  Co prawda jej rodzina nie była już właścicielem tej pięknej willi, ale pani profesorowej pozostawiono prawie stu metrowe mieszkanie na piętrze owej willi.  Po jej śmierci, która nastąpiła w 1984 roku całość dokumentów pozostałych po panu profesorze trafiła decyzją jej testamentu do miejscowego muzeum.  I to tutaj dwadzieścia lat po śmierci pani profesorowej trafiłem na te dokumenty.  Jako miejscowemu pasjonatowi historii z okresu II Wojny Światowej udostępniono mi je do przejrzenia.  Przeczuwając raczej niż wiedząc o ich ogromnym znaczeniu postanowiłem bardziej zgłębić ten temat.  Na mój techniczny umysł uznałem, że pomysły pana profesora Vogla zachowały swoją oryginalność i ogromną wartość dla współczesnych.  Chciałem jednak skonsultować moją ograniczoną wiedzę z prawdziwymi fachowcami od fizyki.  Niestety o wypożyczeniu dokumentów nikt nawet słyszeć nie chciał, a ksera w muzeum nie było.  Pochodziłem jeszcze parę dni i zapoznawałem się z owym folderem firmy AFG Farben, aż wreszcie któregoś dnia udało mi się ten katalog wynieść o czym nikt z muzeum nie miał pojęcia.  Zrobiłem kolorowe ksero tytułowej strony i przykleiłem to na wierzchu około czterystu stron czystych kartek formatem zbliżonym do katalogu profesora, dałem do fachowej oprawy wzorowanej na tej oprawie katalogu i udałem się do muzeum gdzie tak spreparowaną kopię podłożyłem w miejscu, gdzie zawsze od dwudziestu lat leżał na półce katalog pana profesora Vogla. 

Zapakowałem katalog do mojej dyplomatki i pojechałem do Poznania, gdzie dzięki znajomościom rodzinnym udało mi się skontaktować ze słynnym polskim fizykiem pracującym na UAM panem profesorem Zenonem Kurkiem.  Już po pobieżnym przejrzeniu katalogu pan Kurek stwierdził, że przeżywa szok.  Nie wiedział co zrobić ze zgromadzoną w katalogu wiedzą.  Próbował kupić ode mnie ten dokument, ale się nie zgodziłem.  Na pewno porobił ksero materiału, który mu dostarczyłem, ale nie wiedział, że ja dałem mu tylko około połowy zawartości katalogu (kartki katalogu były wpinane i łatwo mogłem tak uczynić).  Niczego konkretnego się nie dowiedziawszy odebrałem panu Kurkowi materiały profesora Vogla i wróciłem do domu, do Bydgoszczy.

I wtedy się zaczęło.  Najpierw zaczęli przyjeżdżać do mnie inni profesorowie fizyki z całej Polski, potem odwiedziła mnie para smutnych panów, aż wreszcie wezwano mnie UOP.  Jednak do nich nie poszedłem, ale wyjechałem pospiesznie do mojego rodzinnego Wągrowca, gdzie miałem zamiar ukryć oryginał katalogu.  Oprócz niezbędnego bagażu wziąłem ze sobą dwie identyczne dyplomatki.  Do jednej włożyłem oryginalny katalog, a do drugiej dwie ryzy czystych kartek z przyklejonym na przodzie kolorowym ksero okładki katalogu.   Oryginał dobrze schowałem we Wągrowcu u mojego przyjaciela, a z pustymi kartkami pojechałem do Poznania.  Pokazałem dyplomatkę i powiedziałem co zawiera jednemu (nie Kurkowi) z profesorów wydziału fizyki UAM.  W trakcie naszej rozmowy do pokoju profesora wszedł wiceminister obrony narodowej, który został powiadomiony, że przybędę z materiałami profesora Vogla i zażądał wydania mu tych materiałów.  Ja wiele się nie namyślając uciekłem drugimi drzwiami z gabinetu.  Dyplomatkę z lipnymi danymi zostawiłem w gabinecie profesora i pewnie dlatego nie zaczęli mnie ścigać, a gdy sie zorientowali co i jak to już byłem daleko.  Byłem ogromnie zdenerwowany i wręcz spanikowany  Wsiadłem do swojego samochodu i jakoś tak instynktownie zacząłem się kierować w stronę Świecka.  Niestety w jednym z miasteczek na trasie do Świecka zostałem potrącony przez inny samochód.  Na szczęście nic mi się nie stało.

I wtedy się obudziłem.

Poprzednie opowiadanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię