czwartek, 23 lipca 2020

Bogusław - odcinek 22


Poprzedni odcinek


Odcinek 22

W taki to sposób udało się Michałowi i Leszkowi wybrnąć z tych pierwszych naprawdę ogromnych i niebezpiecznych dla ich dalszej działalności, kłopotów.  Ale jak się okazało nie był to wcale koniec wielkich problemów na tej budowie.

Na szczęście nie były to już kłopoty natury budowlanej, ale kłopoty głównie natury finansowej.  Po rozliczeniu kosztów wykonania dwóch akcji z tą dużą koparką finanse firmy znajdowały się w opłakanym stanie.  Po prostu zaczynając działalność na swój rachunek mieli określoną kwotę pieniędzy, która miała wystarczyć na pierwszą partię materiałów, zapłatę za wynajęcie sprzętu i na pierwsze wypłaty.   Minęły zaledwie dwa tygodnie, a nowi rzemieślnicy zostali prawie bez grosza.  Ojciec Piotr widząc ich zaangażowanie oraz postęp robót, a także pozytywny protokół z odbioru wykonanego już odcinka kanalizacji, zgodził się na częściową proporcjonalną zapłatę za wykonane roboty. Jednak kwota jaką zaproponował nie pokrywała sporej części poniesionych kosztów i w praktyce uniemożliwiała ich dalsze działanie.  Zaś ojciec ekonom sądził, że zapewnia im ta kwota  spory zysk. Niestety o żadnym zysku nie było mowy.   O dodatkowej zapłacie za wykonane roboty dodatkowe ojciec Piotr nie chciał nawet słyszeć.  Znowu odezwał się w nim oszczędny ekonom chytrusek.   A przecież to nie z winy Leszka i Michała zalało wykop i zniszczyło wykonane prace, podnosząc znacznie koszt całych robót.  To była wina projektanta, który nie ujął konieczności kompleksowego odwadniania robót w trakcie wykonywania kanalizacji.  Na pewno znał specyfikę tego terenu, ale z niewiadomych przyczyn pominął ów fakt.

Leszek jednak nie zraził się postawą ojca ekonoma i wykonał szczegółowy kosztorys tych dodatkowych,  nieprzewidzianych prac i zaniósł ten kosztorys do ojca Piotra.  Ta dodatkowa kwota jaką wyliczył była duża, wynosiła ona około miliona złotych.  Ojciec Piotr jak ją zobaczył, złapał się za głowę i powiedział - to jest niemożliwe, ja tyle nie zapłacę, ja nic ponad uzgodnioną kwotę nie zapłacę.  Leszek zaczął go przekonywać, że naprawdę bardzo uczciwie sporządził ten Kosztorys, ale ojciec Piotr nadal tylko kiwał głową i powtarzał, że taka kwota jest nieuzasadniona i niemożliwa.  Leszek zaproponował, aby w tej sytuacji ponownie skonsultował się z panem docentem Józefiakiem, który sprawdzi kosztorys dodatkowy i wyda opinię.  Niestety ojciec Piotr  znowu poprosił Leszka o katalogi i przez tydzień dokładnie wszystko sprawdzał.  Przy kolejnym spotkaniu liczył różne opcje, zadawał mnóstwo pytań, często wręcz naiwnych, a czasami nawet śmiesznych.  W końcu po tym tygodniu zmagania się z kosztorysem robót dodatkowych zaprosił Michała i Leszka do siebie na piątkowe popołudnie, informując, że  na tym spotkaniu będzie również pan docent Józefiak.  Leszek z Michałem mając na uwadze zamiłowania ojca ekonoma i pana docenta zabrali ze sobą na to spotkanie litrową flaszkę białego słodkiego Martini, którą nabyli za bony towarowe Pekao, kupione od konika pod Pewxem na Starym Rynku.  Z tym trunkiem, jak sądzili, uwielbianym przez ojca ekonoma przybyli w to piątkowe popołudnie do kancelarii zakonu.

Po wejściu do siedziby zakonu jak zwykle odczekali parę minut w dużym korytarzu, w czymś rodzaju poczekalni.  Czekali, aż ojciec furtian zawiadomi ojca ekonoma o przybyciu interesantów.  Po paru minutach przybył ojciec Piotr, ale nie poprowadził ich do kancelarii, lecz zaprosił, po raz pierwszy, do swojego pokoju mieszczącego się na piętrze budynku Zgromadzenia bo tak zwykło się nazywać ów zakon.  W ładnie urządzonym pokoju, pełnym różnych religijnych akcentów, siedział  we wielkim wygodnym fotelu pan docent i, jak się później okazało, przeglądał leszkowy dodatkowy kosztorys.  Ojciec Piotr usadził panów inżynierów w takich samych fotelach, przyjął butelkę tego wspaniałego wermutu i już po chwili nalał z niej każdemu po szklaneczce, dodając lód i plasterki cytryny.  Przy pierwszym łyku tego wspaniałego trunku, w którym wolno rozpuszczały się kostki lodu i pływały na wierzchu owe plasterki cytryny, rozpoczęła się ożywiona dyskusja.  Po kwadransie bardzo wartkiej rozmowy pan docent, wskazując na Michała, oświadczył, że chciałby z tym starszym ze wspólników pójść na wykop i obejrzeć te dodatkowe roboty.  Akurat tak się składa, że Michał jest młodszy od Leszka o cztery dni, ale skąd pan docent mógł to wiedzieć?   Przed wyjściem na plac budowy pan docent zwrócił się do Leszka mówiąc, aby dalej prowadzili przerwaną dyskusję i w czasie gdy ich nie będzie spróbowali dojść do porozumienia w sprawie kosztorysów jakie Leszek przedstawił ojcu ekonomowi.   Oczywiście mówił to tylko tak sobie, aby dodać ważności ojcu Piotrowi i zbudować później swoją narrację.   Po jakiejś pół godzinie panowie wrócili z budowy.  Jeszcze dobrze się nie rozsiedli, a już ojciec ekonom kolejny raz zaczął swoje wywody.   Mówił, że kosztorys jest źle policzony, że nie było takich robót, że można było całą akcję wykonać inaczej i znacznie taniej.  W tym i podobnym duchu perorował przez jakieś dwadzieścia minut.  A gdy na chwilę przerwał, aby nalać po kolejnej szklance Martini, pan docent zapytał go czy już skończył swoje wywody i uzasadnienia?  Po krótkiej chwili wahania usłyszał potwierdzenie z ust ojca Piotra, że chwilowo zakończył swoje wywody.  Wówczas pan docent Antoni Józefiak, najbardziej zaufany doradca całego Zgromadzenia, wypowiedział bardzo słynną później kwestię.  A rzekł tak - ojcze Piotrze wszyscy doceniamy zaangażowanie ojca w sprawy ekonomiczne zakonu, ojciec prowincjał wyraża się o tym zaangażowaniu i poświęceniu wprost entuzjastycznie.  Wiedza i doświadczenie ojca jest ogromna, ale akurat w tej dziedzinie, dziedzinie dotyczącej wyceny robót budowlanych jest, że się tak wyrażę za mała i niewystarczająca aby ojciec mógł realnie ocenić tą  konkretną sytuację.  Niech się ojciec nie obrazi, ale pozwolę sobie na pewne porównanie.  Otóż moja babcia jeszcze przed wojną wybudowała, oczywiście kierując moim dziadkiem, koło naszego domu,  niewielki drewniany kurnik i potem przez wiele lat myślała, że jest już inżynierem budownictwa.  Jej sława jako owego inżyniera przekroczyła nawet granice powiatu, w którym mieszkała.  Jednak tak naprawdę to nikt nie traktował poważnie, oprócz niej samej, tej jej sławy i wiedzy.  Nie chciałbym tutaj stosować żadnych porównań, ale nic innego nie przychodzi mi na myśl. Sam naprawdę nie wiem co mam powiedzieć, żeby ojca nie urazić.  Ojca Piotra w pierwszej chwili zamurowało.  Był tak zaskoczony, że nie mógł wydobyć z siebie żadnego głosu.  Jak wreszcie przyszedł, po dłuższej chwili, do siebie to zapytał.  O co panu docentowi chodzi?   Już nie dyskutował, gdyż pewnie dotarło do niego przesłanie pana docenta, a będąc osobą bardzo ambitną nie chciał się narażać na dalsze takie porównania.   Dlatego tylko zapytał co w tej sytuacji pan docent  proponuje?  Na to pan docent odpowiedział  - no jak to co?, A cóż to za pytanie?  Oczywiście trzeba zapłacić, chociaż uważam i z moich szacunków po analizie tego dodatkowego kosztorysu wynika, że wystarczy zapłacić osiemset osiemdziesiąt tysięcy, a nie cały milion.  Ojca Piotra drugi raz zamurowało.  Doszedł do siebie i do względnego spokoju dopiero po kolejnych paru minutach po czym  cicho zapytał - a kiedy i jak pan docent uważa, że mam zapłacić?  Na to pan Antoni odrzekł - jak to kiedy?   Teraz.  Ojciec Piotr nic już tym razem nie mówiąc, niezwłocznie przeszedł przez wewnętrzne drzwi do sąsiedniego pokoju.   A po jakiś dziesięciu minutach wrócił do pana docenta i panów inżynierów przynosząc owe osiemset osiemdziesiąt tysięcy w nowych błyszczących szopenach i wręczył je Michałowi.  Zaskoczenie Michała i Leszka było tak ogromne, że trudno je opisać.


Następny odcinek

2 komentarze:

  1. " kurnik" od kury

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Poprawiłem. Ta nocna pisanina czasami osłabia czujność.

      Usuń

Jeżeli chcesz wyraź swoją opinię